Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas
Uchodźcy wciąż próbują dostać się do lokalnych pociągów. Zależy im na tych pociągach, które jadą w kierunku granicy z Austrią. Stamtąd chcą iść dalej pieszo. Nie wiedzą, że nad ranem węgierskie władze uruchomiły autobusy, które przewożą uchodźców na granicę z Austrią. Tam dotarło już około 4 tysięcy osób.
Próbują tłumaczyć sobie rozkłady jazdy, piszą informacje na kartkach o odjazdach po arabsku. Pomagają im w tym wolontariusze: najpierw tłumaczą z węgierskiego na angielski, a potem ci uchodźcy, którzy rozumieją angielski, tłumaczą na swoje języki. Panuje jednak chaos i większość z nich nie ma pojęcia, jak się stąd wydostać.
Co jakiś czas pod dworcem zbiera się grupa mężczyzn. Skandują coś po arabsku. Nikt jednak nie reaguje. Uchodźcy są zdenerwowani i zmęczeni. Niektórzy przebywają tu od tygodnia, niektórzy dłużej. "Siedzimy tu i czekamy, aż będziemy mogli stąd pojechać" - mówią. Nikt ich nie poinformował o rządowych autokarach. Nikt nic o tym nie słyszał. Nawet sami wolontariusze. Bo wśród nich nie ma nikogo ze strony rządowej.
A nikt stąd pociągiem nie odjedzie. Obecnie z Budapesztu - "ze względów bezpieczeństwa" - nie odjeżdżają żadne pociągi do Europy Zachodniej. Takie zarządzenie ma funkcjonować "do odwołania".
Wolontariusze przestrzegają uchodźców przed jednym: żeby nie próbowali odjechać stąd tirami lub ciężarówkami. To może źle się dla nich skończyć.
Do tych, którzy zostali pod dworcem, przyszli wolontariusze. Wśród tych, co pomagają, trudno spotkać Węgrów. Najczęściej spotykam Amerykanów, Anglików, Niemców. To członkowie różnych organizacji. Są jednak też tacy, który pomagają z własnej woli. Rozdają jedzenie i ubrania. Przy ulicy sąsiadującej z dworcem Keleti zorganizowali też namiot, w którym można się umyć. Opatrują rany tym, którzy przybyli tutaj z obozu dla uchodźców. Przeszli 40 kilometrów w nocy, deszczu. Mają poranione nogi.
Praca wolontariuszy jest bardzo dobrze zorganizowana - na stronie Migration Aid znajdują się dokładne informacje, jakie rzeczy będą potrzebne w kolejnych dniach i gdy zacznie być chłodniej. Wśród produktów potrzebnych cały czas znajdują się m.in. herbatniki, produkty dla niemowląt i skarpetki we wszystkich rozmiarach.
Jest też grupa wśród wolontariuszy, która zabawia dzieci. Ktoś porozdawał im kartki i kredki, ktoś puszcza z nimi bańki mydlane, jeden chłopak gra na gitarze. Chłopcy grają w piłkę nożną. Atmosfera jest o wiele luźniejsza.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!