Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasMateriał, który wpłynął do władz Wałbrzycha to "tylko kilka stron i nieczytelne do końca mapy". Nie otrzymano także zdjęć z georadaru, o których mówił generalny konserwator zabytków . - Walor prawdopodobieństwa oceniamy jako niewysoki, jeśli chodzi o to znalezisko - stwierdził wojewoda dolnośląski Tomasz Smolarz.
- Historycznie mieliśmy wiele takich informacji, na przestrzeni lat dokonywano takich "odkryć" i zgłoszeń, jednak niewiele z nich się potwierdziło - dodał.
W posiedzeniu zespołu zarządzania kryzysowego brali udział wojewoda dolnośląski, prezydent Wałbrzycha i wojewódzki konserwator zabytków. Na konferencji prasowej podkreślano, że najważniejsze jest zapewnienie bezpieczeństwa osób, które mogłyby poszukiwać znaleziska.
Teren wskazywany przez odkrywców zostanie zabezpieczony przez policję, straż ochrony kolei, straż leśną i straż miejską Wałbrzycha. Nadleśniczy wprowadzi także zakaz wstępu do lasu, a na tablicach ostrzegawczych pojawi się informacja o zakazie wstępu na tereny kolejowe.
- Planujemy dokonać analizy materiału, który spłynął do prezydenta Wałbrzycha pod względem historycznym i geologicznym - zapowiedział wojewoda.
Smolarz poinformował również, że dziś zostanie złożony wniosek do MON, "celem wykonania czynności rozpoznawczych z użyciem georadaru, żeby wykluczyć istnienie potencjalnego znaleziska".
"Boję się, że pociąg istnieje, ale jest pusty". Rozmawiamy z przewodnikiem po zamku Książ >>>
Jeśli podobnych informacji było znacznie więcej, dlaczego tym razem władze Wałbrzycha chcą interwencji MON-u? Wyjaśnił to prezydent miasta Roman Szełemej - pierwszy raz w urzędzie miasta złożony został formalny wniosek w tej sprawie. - To pierwsza informacja znalazcy domniemanego znaleziska zgłoszona w formie pisemnej do urzędu. To wywołuje konsekwencje administracyjne z całą powagą, jakkolwiek materialne przesłanki wydają się do konieczne do traktowania z dużym dystansem - mówił Szełemej.
Generalny konserwator zabytków ogłosił kilka dni temu, że widział zdjęcia georadarowe i ma "99 proc. pewności", że pociąg rzeczywiście istnieje. - Informacje o tym, gdzie ten pociąg się znajduje i jaka jest jego zawartość, przekazała na łożu śmierci osoba, która pracowała przy ukryciu tego pociągu - wyjaśniał.
- Nie mam zgłoszenia, materiałów. Nie wiem na jakiej podstawie generalny konserwator zabytków mówił o tym prawdopodobieństwie - stwierdziła dolnośląska konserwator zabytków Barbara Nowak-Obelinda.
Jednocześnie podkreśliła, że na przestrzeni lat wydawano pozwolenia na dokonywanie badań osobom, które samodzielnie gromadziły pieniądze i dokonywały pomiarów georadarowych oraz fizycznych. - Gminy odzbrajały i oczyszczały sztolnie, które funkcjonują jako atrakcyjne obiekty turystyczne. Nigdy nie znaleziono nic cennego - złota, dzieł sztuki. Znajdowano tylko złom, bezwartościowe żelastwo - wyjaśniła.
Przeczytaj też: "Skarby nazistów. Poszukiwanie łupów Trzeciej Rzeszy" >>
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!