Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas"Biznesmen usłyszał dwa zarzuty: utrudniania śledztwa i ujawnienia materiałów ze śledztwa. S. nie został jednak zatrzymany, ale ma w ciągu kilku dni wpłacić 50 tys. zł" - informuje tvn24.pl.
Zbigniew S. ujawnił dokumenty i nagrania, z których - jego zdaniem - ma wynikać, że w katowickim sądzie działa "grupa przestępcza". Później na swojej stronie internetowej napisał m.in.: "U mnie w domu i firmach znowu policja i przeszukanie. Mają też nakaz zatrzymania".
Warszawska prokuratura apelacyjna wydała postanowienie o zatrzymaniu S. i przeszukaniu jego mieszkania. Wszczęto śledztwo w sprawie podejrzenia korupcji w Sądzie Okręgowym w Katowicach. Policjanci zbierają materiał dowodowy; zostanie on przekazany do prokuratury, która będzie udzielała dalszych informacji w tej sprawie.
Jeszcze w weekend biznesmen oświadczył, że ucieka z Polski. Jestem w drodze do bezpiecznego państwa. Chodzi o moje bezpieczeństwo - zakomunikował w niedzielę. Odgrażał się też "złodziejom z Wiejskiej": - Przyjdzie jeszcze czas zemsty. Jestem bardziej mściwy niż Kaczyński.
Krótko później zmienił zdanie i podał: "Zrezygnowałem z zabiegu i wracam do Warszawy planuję przyjazd w najbliższy wtorek. Wszystko postawię na jedną kartę. Chłopaki nie płaczą".
Akta śledztwa dot. "afery podsłuchowej"
W czerwcu S. upublicznił akta śledztwa dotyczącego tzw. afery podsłuchowej (chodzi o śledztwo ws. podsłuchiwania od lipca 2013 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych). S. został wówczas zatrzymany w sprawie publicznego rozpowszechniania wiadomości ze śledztwa i po przedstawieniu mu zarzutu - wypuszczony. Postępowanie w tej sprawie trwa.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!