Bocian złamał skrzydło. Chcą mu pomóc. Dzwonią do służb i słyszą: "Dobijcie go!"

Bociana ze złamanym skrzydłem znaleźli w lesie. Wzięli go do swojego ogrodu, chcieli pomóc. Ale gdy zadzwonili do służb, usłyszeli: "Dobijcie go". Nie posłuchali, wezwali na pomoc znajomą studentkę weterynarii.

Pewna para z Jabłonki Orawskiej (przy granicy ze Słowacją) spacerowała po lesie i znalazła bociana. Nie mógł latać, powłóczył prawym skrzydłem. Para postanowiła się nim zaopiekować. Zabrała go do swojego ogrodu. Zadzwoniła do służb z prośbą o pomoc. "Dobijcie go, to nie będzie problemu" - usłyszała. Całą sprawę opisała na Facebooku studentka medycyny weterynaryjnej i technik weterynarii, Maria Kuczkowicz .

- Około godz. 17 zadzwonili do mnie. Jesteśmy z jednej miejscowości, wiedzieli, że mogę im pomóc - mówi Maria. - Ci państwo nie chcieli powiedzieć, kto udzielił im takiej rady. Prosili o anonimowość. To mała wioska, chcą uniknąć sensacji. A przecież zabicie zwierzęcia pod ochroną jest karalne. Poza tym obowiązują jakieś wartości moralne - dodaje.

"Chodziło o to, by przeżył tę noc"

Maria nie mogła sama pomóc zwierzęciu. Zaczęła więc szukać lekarza. - W okolicy nie było żadnego weterynarza, który specjalizowałby się w leczeniu dzikich zwierząt. Pojechałam więc do miasta sama. Bocian został w ogrodzie, nie chciałam ryzykować podróży ze zwierzęciem - relacjonuje.

- Czasu było mało. Gdy dojechałam na miejsce, była już 21. Chodziło o to, by bocian przeżył tę noc. Jako technik weterynarii poprosiłam lekarza, by wypisał mi pozwolenie na podanie antybiotyku i środka przeciwbólowego. Po przyjeździe zrobiłam mu zastrzyk i zabezpieczyłam skrzydło. Poczuł się lepiej, wrócił mu apetyt - dodała.

Nowy dom w przemyskim ośrodku

Następnego dnia Maria znalazła klinikę w Krakowie, która specjalizuje się w pomocy dzikim zwierzętom. Zgodzili się przyjąć bociana na leczenie. Maria przygotowała zwierzę do podróży: ułożyła je w kartonie z otworami, na tyle wysokim, by mogło wyprostować szyję. Karton przykryła ręcznikiem. Para, która odnalazła bociana, odwiozła go samochodem do Krakowa.

- W krakowskiej klinice lekarze stwierdzili, że bocian ma się dobrze, ale skrzydło już się nie zrośnie prawidłowo. Zdjęcie RTG pokazało, że zmiany, które pojawiły się w stawie, są nieodwracalne. Bocian musiał złamać skrzydło na długo wcześniej, zanim znaleziono go w lesie - mówi Maria. - Prawdopodobnie nie odzyska pełnej sprawności. A to oznacza, że nie powróci na wolność - dodaje.

W czwartek bocian został przewieziony z Krakowa do Przemyśla - do ośrodka rehabilitacji dla dzikich zwierząt. - Tam będzie mu dobrze. Będzie mieszkał z innymi bocianami na ogrodzonym terenie. Mają tam dobre warunki. Tak dobre, że niektóre sprawne już bociany decydują się na przezimowanie i zostają - mówi Maria.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: