Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas6-latek przebywał w szpitalu prawie miesiąc. Zmarł kilka dni temu z powodu niewydolności narządów. Toksyna wydzielana przez bakterie błonicy zaatakowała i poważnie uszkodziła serce, układ oddechowy i nerki. Nie mógł oddychać samodzielnie. Korzystał ze sztucznego płuco-serca i sztucznej nerki.
Specjaliści podkreślają, że gdyby był szczepiony, mógł uniknąć zachorowania i - bardzo częstych w tej chorobie - powikłań.
Konsultant zdrowia publicznego Boi Ruiz powiedział, że ma nadzieję, że śmierć chłopca wywoła wspólną refleksję na temat konieczności szczepienia dzieci.
Po zdiagnozowaniu sześciolatka z miasta Olot władze sanitarne przebadały prawie 60 osób z otoczenia chłopca. Obecność bakterii wykryto u ośmiu - inne media podają, że siedmiu - dzieci i jednej osoby dorosłej. Ze względu na potencjalne zagrożenie rozprzestrzenienia się nosicielstwa poddano ich kwarantannie i antybiotykoterapii. Testy po jej zakończeniu nie wykazały obecności bakterii błonicy u żadnej z osób.
- Dzięki temu, że wszyscy nosiciele byli szczepieni, nie doszło do kolejnych zachorowań - skomentował rzecznik hiszpańskiego ministerstwa zdrowia.
Hiszpańskie media podają, że zainteresowanie szczepionkami na błonicę wzrosło o 20 proc., także u ludzi dorosłych. Również rodzice zmarłego chłopca zaszczepili siebie i młodsze, wcześniej nieszczepione, dziecko.
Rodzice chłopca deklarowali, że "dali się zwieść ruchom antyszczepionkowym". Przedstawiciel resortu zdrowia, który rozmawiał w ich imieniu z dziennikarzami, powiedział na początku czerwca, że byli wstrząśnięci "złą decyzją, którą podjęli", i mają głębokie poczucie winy.
W Hiszpanii coraz mocniejsze są ruchy antyszczepionkowe. Po przypadku sześciolatka ich popularność wydaje się jednak spadać. Hiszpanie dyskutują zażarcie o konieczności szczepienia dzieci i nałożenia kar na nieszczepiących rodziców.
Liga Wolności Szczepień [jedna z hiszpańskich organizacji lobbujących na rzecz dowolności szczepień - red.] opublikowała na początku czerwca na swojej stronie oświadczenie , w którym zachęca do dalszego działania na rzecz pozostawienia rodzicom decyzji o szczepieniu dziecka.
Media zastanawiają się, czy może dojść do kolejnych zachorowań: nie wiadomo wszak, czy nosiciele błonicy nie "przekazali" dalej bakterii. "I co teraz?" pyta serwis "Bebes y mas", podając, że wciąż nie ustalono ogniska bakterii. Zwraca uwagę, że ze względu na czas wakacyjny ludzie "wymieniają się" zarazkami, łatwiej więc spotkać - nawet przypadkiem - osoby nieszczepione. "Czy możemy mówić o możliwości epidemii?", pyta.
Lekarz leczący sześciolatka, Stephan Schneider, przyznaje w rozmowie z portalem ABC, że jest możliwość ponownego pojawienia się choroby. Mówi, że ostrzegał przed tym już kilka lat temu.
Schneider ostro krytykuje ruchy antyszczepionkowe, mówiąc, że "kłamią". Podkreśla konieczność dyskusji i uświadamiania rodziców o konsekwencjach ich decyzji o nieszczepieniu.
Hiszpański spot o skuteczności szczepień
W Polsce fala dyskusji o szczepionkach przetoczyła się kilka miesięcy temu, kiedy to w Niemczech odnotowano kilka zachorowań na odrę . Wiązano je właśnie z nieszczepieniem dzieci .
Dane niepokoją ekspertów: w ciągu ostatnich dwóch lat podwoiła się liczba rodziców nieszczepiących dzieci bez wyraźnych wskazań zdrowotnych .
Z nieszczepieniem dzieci walczą również Stany Zjednoczone. Oto klip, jaki pojawił się w programie Jimmy'ego Kimmela . Ostry, zgodny z konwencją talk show, ale przemawiający do wyobraźni.
Błonica - zwana inaczej dyfterytem - to poważna choroba układu oddechowego. Pierwsze objawy są bardzo podobne do anginy: gorączka, katar, kaszel. Potem pojawiają się zmiany w gardle, czasem na błonach śluzowych.
Bakteria wywołująca chorobę wydziela toksynę, która przenika do narządów wewnętrznych i je uszkadza. Może wywołać np. zapalenie mięśnia sercowego, uszkodzenie nerek czy zaburzenia funkcjonowania układu nerwowego.
Śmiertelność błonicy utrzymuje się na poziomie 10 proc.
Błonicę leczy się dwutorowo. Antybiotykami (m.in. penicyliną) walczy się z bakterią, ale równie ważne (o ile nie ważniejsze) jest podanie antytoksyny.
Gdy hiszpański sześciolatek zachorował, okazało się, że w większej części Europy ani w Stanach Zjednoczonych nie ma odpowiedniej dawki antytoksyny. Sprowadzono ją, w walizce ambasadora, dopiero z Moskwy.
Dzięki wprowadzeniu w większości krajów Europy szczepienia na błonicę do kalendarza szczepień obowiązkowych uważana jest ona za chorobę rzadką. Praktycznie nie występuje już w Europie. W Polsce ostatnie przypadki odnotowano w latach 1992-1996 i były związane z podróżami do Rosji i byłych republik radzieckich, w których w tamtym czasie wystąpiła epidemia błonicy. Poprzedni przypadek zachorowania w Hiszpanii odnotowano w 1987 r.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!