Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasNa mur, w bramie, w parku za krzakami i w przejściach podziemnych. Zdarza się wracającym z imprez, bezdomnym, mieszkańcom i turystom. Oddawanie moczu w miejscach publicznych to problem który wciąż oburza, ale zdaje się, że wcale nie znika. I dotyczy wszystkich: od dzieci na placach zabaw po banki, które musza sprzątać zanieczyszczone przedsionki.
Problem jest szczególnie widoczny w cieplejsze miesiące i dostajemy z związku z tym sygnały od zdenerwowanych - i często bezradnych - czytelników. Przytaczamy kilka z nich i zachęcamy Was do dyskusji oraz dzielenia się swoimi historiami i opiniami.
Łukasz z Warszawy : - Rzeczą, która wkurza mnie najbardziej, są jegomoście sikający pod drzewo 20 metrów od mojego balkonu (wysoki parter, więc wszystko widać dokładnie). Mógłbym to zrozumieć - acz niechętnie - gdyby działo się w nocy. Noc jednak nie jest jedynym momentem, gdy ciśnienie na pęcherz wygrywa z poczuciem obrzydzenia, wstydu, siary, buractwa i generalnie bycia frajerem.
Choć 100 metrów obok jest metro (toaleta płatna złotówę), a 50 metrów centrum handlowe (toaleta bezpłatna), te głupie żulopodobne ciołki szczają bez krępacji pod drzewo średnio trzy razy dziennie. Na nic im monitoring, na nic obecność bawiących się dzieci, ani rodziców wychodzących z dziećmi na spacer. Po co się tym przejmować, skoro można wyjąć parówę i naszczać centralnie pod wielkie drzewo przed balkonami mieszkańców? Chcielibyśmy mieszkać na ładnych, czystych osiedlach, ale takie osoby są praktycznie bezkarne i przez nich żyjemy w zaszczanku.
Za załatwianie swoich potrzeb w miejscu publicznym można dostać mandat, ale - jak się okazuje - stróże porządku też nie są święci. Opowiada mieszkanka warszawskiej Pragi : - Wiosna 2014, ciepłe, słoneczne popołudnie, na Targowej wciąż stoją metalowe płoty chroniące przedłużająca się budowę drugiej linii metra. Idę od strony Wileńskiego w stronę Kijowskiej. róg Targowej i Białostockiej: tuż przy metalowym płocie stoi patrol policji. Młoda funkcjonariuszka cierpliwie czeka, aż jej kolega skończy sikać na płot. Za jego plecami przechodzą ludzie. Policjant kończy, odwraca się, dołącza do koleżanki i odchodzą. Twarze obojga nieskalane myślą."
Inna czytelniczka z Warszawy, mama :- Mieszkam na warszawskim Rembertowie i często jeżdżę pociągiem. Na tamtejszej stacji jest dość długie przejście podziemne z rampą, którym chodzą głównie rowerzyści oraz - tak jak ja - mamy z wózkiem dziecięcym. Nie było jeszcze dnia, w którym przechodząc tam, nie musiałam zatykać nosa.
Nie pomogła zmiana firmy sprzątającej, odmalowywanie przejścia czy zamontowanie monitoringu. W tym przejściu często pozostawione są butelki, co pokazuje, że te same osoby, które załatwiają tam swoje potrzeby, wcześniej piją w przejściu alkohol.
Damian z Warszawy : - Sam byłem świadkiem, jak grupa studentów o czwartej nad ranem postanowiła uzupełnić zawartość fontanny w jednym z warszawskich parków. Innym razem kilku młodych ludzi, ku uciesze kamratów, zaczęło sikać z kładki dla pieszych na jadące pod spodem samochody. Czy była to zabawa? Była. Czy ktoś pomyślał o innych ludziach, którzy musieli oglądać wątłe zapędy moczowe łysego osiłka? Szczerze wątpię.
To nie jest do końca tak, że nasz ukochany naród wydala mocz, gdziekolwiek znajdzie na to miejsce. Ale zasikane przejścia podziemne, potoki uryny wijące się wdzięcznie po chodniku w pobliżu uczęszczanych pubów, czy nieszczęsne kioski ruchu, które obecnie śmiało mogą zastąpić nieliczne toitoie są, niestety, niezaprzeczalnym zaproszeniem do polskiej ubikacji, która coraz częściej wydostając się z dusznych i drogich publicznych toalet, wita nas szczypiącym zapachem w parkach lub na ulicach polskich miast.
Czy jesteśmy narodem estetów, którzy wstydzą się wykorzystać ciemne zaułki do swoich niecnych, fizjologicznych celów? Niestety, nie. Raczej fanami miejsc, gdzie z zadowoleniem możemy jak najszybciej opróżnić zawartość pęcherza. Tak po prostu jest.
Dyrektor warszawskiego oddziału jednego z dużych banków : - W bankach mamy duży kłopot z przedsionkami na bankomaty, które sa otwarte przez całą dobę. Często, szczególnie w oddziałach w centrach miast, w nocy ludzie załatwiają tam swoje potrzeby fizjologiczne, co jest nieprzyjemnością dla klientów i problemem dla nas.
Jak z tym walczymy? Niestety, nie ma żadnego dobrego rozwiązania, poza tym, żeby po prostu zadzwonić na policję. Jednak oni też nie mogą wiele zrobić. To taka walka z wiatrakami.
Takie sytuacje są problemem także dlatego, iż generują dodatkowe koszty związane ze sprzątaniem. Sprzątaczki, które są zatrudnianie przez firmę zewnętrzną, nie mają w zakresie swoich obowiązków sprzątania po osobach, które załatwiały w budynku swoje potrzeby fizjologiczne. To nie jest takie proste i wymaga dodatkowego wydatku.
To częste szczególnie zimą, ponieważ przedsionki na bankomaty są ogrzewane i osoby bezdomne traktują je jako ciepłe pomieszczenie do noclegu, a przy okazji załatwiają tam swoje potrzeby.
Rzadko zdarza się, że przypadkowi przechodnie zwracają uwagę osobom oddającym mocz pod murami czy w parkach. Sprawa ma się inaczej, kiedy chodzi o naszą najbliższa okolicę. "Wyjrzałem, a tu dwóch facetów koło trzydziestki oddaje mocz na podwórku pod moim domem" - pisze dziennikarz portalu Trojmiasto.pl .
Gdy zwrócił im uwagę, usłyszał, że mężczyźni mogą załatwiać swoje potrzeby, bo sami także żyją w tej kamienicy: "Ja tu mam swój kibel, bo tu mieszkam!", a później - groźby: -"Zejdź tu na dół, pedale, to porozmawiamy".
Za załatwianie potrzeb fizjologicznych policja lub straż miejska może ukarać mandatem do 500 zł za zanieczyszczenie miejsca publicznego. Takie kary dawane są w tym wypadku najczęściej, jednak jeśli funkcjonariusze uznają, że sytuacja podpada pod inny paragraf - dopuszczenie się nieobyczajnego wybryku - grzywna może wynieść aż do nawet 1500 zł.
Osobom ukaranym mandatem często nie chcą ich płacić i szukają porad na ten temat na forach prawnych. "Dajcie spokój, pięć stów za zwykłe siku" - pisze jedna z takich osób. "Bardzo mnie przycisnęło i wysikałam się za śmietnikami na jakimś osiedlu. Niestety, przyłapała mnie pani policjant" - pisze internautka.
"Przyznaję się i czuje się winny" - pisze z kolei inny ukarany mężczyzna, on jednak także szukał sposobu zmniejszenia kary, gdyż "kwota 500 zł wydawała mu się zbyt wysoka".
Problem załatwiania potrzeb fizjologicznych w miejscach publicznych nie dotyczy tylko polskich miast i nie zawsze jest to kwestia tylko i wyłącznie pijanych czy bezdomnych. Często w grę w chodzi choroba, a publicznych toalet wciąż brakuje.
Oburza Cię takie zachowanie? Jak można rozwiązać ten problem? Napisz do autora: patryk.strzalkowski@agora.pl
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!