Pijany celebryta za kierownicą? Prawnik: "Traci finansowo, zawodowo i wizerunkowo"

Co traci celebryta, gdy siada za kierownicę po alkoholu? Nie tylko prawo jazdy, ale też intratne kontrakty z agencjami reklamowymi, wizerunek i zaufanie fanów. Wystarczy, że wypije "o dwa kieliszki wina za dużo".

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasPijany celebryta za kierownicą - żadna nowość. Przerabiamy to od czasu do czasu. Był już Bogusław Linda, Katarzyna Figura, a nawet doktor Lubicz z Klanu - czyli Tomasz Stockinger. Ostatnio dowiedzieliśmy się też o Danielu Olbrychskim, który 0,9 promila alkoholu we krwi tłumaczył dwoma dodatkowymi kieliszkami wina. Rzeczywiście, pół butelki wina przy wadze 80 kilogramów może dać taki efekt. Jednak tłumaczenie się z jazdy w stanie nietrzeźwości nie pomaga wizerunkowo.

Osoby publiczne po takim wykroczeniu płacą za swoje. I to srogo: zerwanymi kontraktami reklamowymi, ostracyzmem, płacą też wiarygodnością w oczach fanów. A to ostatnie odzyskać jest trudno. O skutkach finansowych, zawodowych i społecznych takiego wykroczenia rozmawiamy z mecenasem Bartoszem Batorem, który nieraz reprezentował osoby publiczne przed sądem.

Zwykły Kowalski ma łatwiej?

- Trzeba pamiętać, że w przypadku tego wykroczenia sądy na ogół są dość surowe dla wszystkich. Osoba publiczna nie jest traktowana bardziej ulgowo niż zwykły Kowalski. Wręcz przeciwnie. Sądy mają świadomość, że jeśli osoby pełnią funkcje publiczne, to tym bardziej powinny być wzorem do naśladowania dla reszty społeczeństwa - mówi Bator.

Zwraca też uwagę, że celebryci często związani są umowami z agencjami reklamowymi. - W tych umowach znajdują się zapisy o podstawie do zakończenia współpracy. Gdy celebryta - twarz marki - złamie prawo, to również odbija się na firmie, którą reprezentuje. Zdarza się, że kontrakty nie tylko są zrywane, ale również przez dłuższy okres czasu nie są zawierane nowe.

"Lepiej zejść ludziom z oczu"

Wybronić taką osobę przed sądem nie jest łatwo. - Jeśli policja ma dowody, to zadaniem obrońcy jest wyszukiwać okoliczności, które będą podstawą do złagodzenia wymiaru kary. Ważne wtedy jest to, jak doszło do zatrzymania, dlaczego pijany wsiadł za kierownicę - mówi Bator.

Jeśli się uda i taki celebryta nie otrzyma najwyższego wymiaru kary (odbioru uprawnień lub prawa jazdy do 3 lat z karą aresztu do 30 dni), to będzie musiał poradzić sobie jeszcze z utratą wiarygodności w oczach fanów. - Osoby publiczne często współpracują z agencjami PR-owymi. W takich przypadkach najlepszą radą od PR-owca byłoby usunięcie się z życia publicznego na jakiś czas. Lepiej zejść ludziom z oczu i liczyć na to, że zapomną lub wydarzy się coś innego, co zwróci uwagę. Ja, jako prawnik, mogę doradzić klientowi, żeby w ramach postępowania karnego racjonalizował swoją postawę. Jeśli rzeczywiście zawinił, to lepiej, żeby przyznał się do winy. Wówczas może liczyć na szybsze zakończenie postępowania karnego. To również może poprawić jego wizerunek - mówi Bator.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: