Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasWódki smakowe sprzedawane w plastikowych kieliszkach o pojemności 40 ml są dopiero w fazie testów i na razie można je kupić w wybranych sklepach. Jednak już stały się hitem w internecie i zdobyły popularność wielu potencjalnych klientów .
Pojawiły się jednak kontrowersje, związane m.in. z ceną wódki w takich opakowaniach. Pojedynczy "szot" będzie kosztował ok. 2 zł, co sprawi, że wzrośnie dostępność alkoholu. O możliwych konsekwencjach oraz motywach takich działań producentów wódek mówi w rozmowie z Gazetą.pl Krzysztof Brzózka, Dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Krzysztof Brzózka: Przemysł alkoholowy szuka wszelkich sposobów na to, żeby dotrzeć do klientów. Po ostatniej podwyżce akcyzy dało się zauważyć pewien spadek spożycia mocnych alkoholi, co nas z punktu widzenia zdrowia publicznego cieszy, ale z drugiej strony trudno się dziwić, że teraz w sposób oczywisty przemysł stara się udostępnić możliwie najszerzej swoje produkty. Jednym z pomysłów było np. wprowadzenie tzw. "małpek", czyli "setek", które bardzo dobrze się przyjęły.
... I dają możliwość korzystania z opakowania bez specjalnych problemów. Kiedyś trzeba było z dużej butelki przelewać trunek do piersiówki, a dziś mamy gotowy produkt. To jest o tyle niebezpieczne, że w efekcie alkohol jest dostępny dla konsumentów w cenie ok. 2 zł, czyli nawet poniżej ceny papierowego wydania gazety.
Dostępność cenowa jest przerażająca. Taki kieliszek, taką lampkę można sobie schować i wypić bez żadnego śladu. Jest to na tyle mała porcja, że może się wydawać, że jesteśmy po "bezpiecznej stronie mocy". Ale niestety nie, bo alkohol to alkohol - jako substancja psychoaktywna ma tę właściwość, że jak się zacznie pić, to chce się więcej.
To jest trochę pytanie o wyższość świąt wielkanocnych nad świętami Bożego Narodzenia. Bo to tak, jak by pytać, czy jeśli na stole stoi pół litra, to jest lepiej, niż kiedy stoi dziesięć kieliszków 50 ml. Ja mówię o poszerzeniu grona odbiorców, bo ci konsumenci, którzy dziś sobie mówią "Ot, wypiję sobie jedną małą porcyjkę, to mi nie zaszkodzi", na razie zaczynają od porcyjki, ale później będą szukali czegoś więcej.
Tak działa alkohol. Najpierw wystarczy jeden taki szocik, później będzie potrzeba dwóch itd. W moim przekonaniu to, o czym rozmawiamy, to jest głęboko przemyślana strategia przemysłu alkoholowego, która ma na celu hodowanie sobie przyszłych użytkowników większych ilości alkoholu.
To jest myśl, którą konsekwentnie szerzy przemysł alkoholowy - że dziś pijemy inaczej, bezpieczniej itd. Ale tak naprawdę zmienił się tylko nasz status społeczny - dzisiaj nawet osoba, która nadużywa alkoholu, pije szkodliwie, nie wygląda już tak jak kiedyś - nie leży w rynsztoku, bo mamy sprawniejsze służby porządkowe, nie jest ubrana w łachmany, bo ubrania są tańsze, a w skrajnych sytuacjach można je dostać z opieki społecznej.
Proszę spojrzeć, że my inaczej wyglądamy nie dlatego, że mniej pijemy, tylko po prostu żyjemy w innych warunkach. I dlatego dziś na ulicach nie widać tego marginesu i tego dramatu, który był kiedyś. Zresztą badania pokazują, że blisko 70 proc. alkoholu wypijamy w zaciszu domowym, tak zawsze było i wciąż tak jest. I dalej jednorazowo pijemy duże ilości alkoholu, choć staramy się pić tak, aby następnego dnia móc pójść do pracy nie wstydząc się.
W czasach PRL ludzie nie szanowali pracy, dziś stała się wartością nadrzędną. Obawa przed jej utratą i zwykły wstyd przed innymi istnieją, więc pijemy w domu w warunkach, które zapewniają dyskrecję. Ale z punktu widzenia zdrowia publicznego nic się nie zmieniło...
Spożycie nieco spadło, ale to nie znaczy, że jest dobrze. W 2013 roku piliśmy na głowę tyle, co w roku 1980. Obecnie zmieniło się tylko tyle, że w całości spożywanego alkoholu wzrósł udział piwa. Kiedyś to było rocznie 6 l czystego alkoholu w postaci wódki i 3 l w postaci piwa.
Dziś jest odwrotnie - 6 l w postaci piwa i 3 l w postaci wódki. Więc fakt, że pijemy mniej wódki, nie znaczy, że pijemy mniej alkoholu. I teraz w tej sytuacji, która w gruncie rzeczy nie zmieniła się od lat, pojawia się w sklepach właśnie taki "szocik" 40 ml. I można mówić, że im mniejsze opakowanie, tym mniej się wypije. Ale to nie jest prawda.
Pozytywne znaczenie może mieć natomiast to, że w opakowaniu jest mniej czystego alkoholu. I to zjawisko w przypadku producentów alkoholu ja mogę wspierać - jeszcze kilka lat temu wódki smakowe, owocowe, miały zawartość alkoholu 38 proc. W tej chwili jest to 30-32 proc. I to jest właściwy kierunek.
Myślę, że to trzy główne grupy. Przede wszystkim ci konsumenci alkoholu, którzy są najbardziej wrażliwi na cenę, a więc osoby pijące chronicznie i dzieciaki. Ale te małe opakowania mogą być też dogodne dla tych, którzy piją w domu, ale nie odważyli się jak dotąd pić w pracy.
Teraz mają wygodne opakowanie, które im to umożliwi. Przecież w pracy nikt im do torebki nie zajrzy. Tak więc to jest także ułatwianie dostępu do alkoholu tym, którzy dotąd mieli jeszcze jakieś hamulce związane z funkcjonowaniem w życiu społecznym czy zawodowym.
Trudno jest rozdzielić picie czystej wódki i piwa. To są napoje komplementarne, które się często wzajemnie zastępują. My generalnie pijemy tak, żeby poniewierało. Stąd piwa w Polsce są znacznie mocniejsze niż w Czechach czy w Niemczech. A jeśli chodzi o to, kto pije w sposób ryzykowny, to w Polsce najbardziej zagrożeni uzależnieniem są panowie w wieku 30-49 lat, średnio wykształceni, z małych miast, nisko oceniający swoje zasoby finansowe.
Jeśli chodzi o panie, najwięcej piją kobiety w wieku 25-35 lat, dobrze wykształcone, z dużych miast, dobrze oceniające swój status społeczny i sytuację finansową. Także tu widać duże różnice między płciami. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz - od kilku lat producenci alkoholi stawiają na trunki kolorowe, smakowe. Do kogo są one skierowane? Oczywiście do kobiet, zwłaszcza młodych.
To jest czysty marketing - widocznie okazało się, że rynek panów mamy nasycony, więc szuka się nowych segmentów. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Przeprowadzamy teraz badania i już w tej chwili mamy informacje o tym, że dziewczyny - gimnazjalistki i licealistki, piją prawie tyle samo co ich koledzy.
Ale mamy też skutki w postaci rozpowszechnienia urodzeń dzieci z zaburzeniami związanymi z piciem alkoholu przez matki. W Polsce na każdy tysiąc urodzeń rodzi się nie mniej niż 20 takich dzieci.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!