Meller z niedowierzaniem o dymisjach: "Jest, że zacytuję literata, kompletne rozdupcenie. Nikt nic nie wie"

- Jak tak dalej pójdzie, to Platforma naprawdę dostanie w wyborach 10 proc. Idzie na jakąś totalną katastrofę, statek tonie, a oni próbują malować ściany w kajutach - stwierdza w rozmowie z Gazeta.pl dziennikarz i publicysta Marcin Meller.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasBartosz Arłukowicz, Andrzej Biernat, Włodzimierz Karpiński, Rafał Baniak, Stanisław Gawłowski, Tomasz Tomczykiewicz, Jan Vincent-Rostowski, Jacek Cichocki oraz Radosław Sikorski - to politycy, którzy - jak poinformowała wczoraj premier Ewa Kopacz - złożyli rezygnację z zajmowanych stanowisk. Ma to być skutek kolejnego etapu tzw. afery taśmowej. Dymisje w rządzie Kopacz - czytaj więcej >>

O reakcjach na tę sytuację i perspektywach dla PO rozmawiamy z Marcinem Mellerem. Dziennikarz, podobnie jak po wyborach prezydenckich, przedstawia ostrą ocenę sytuacji. Meller o wygranej Dudy - przeczytaj >>

Martyna Trykozko, Gazeta.pl: Jaka była pana pierwsza myśl, kiedy dowiedział się pan o dymisjach?

Marcin Meller: Pomyślałem: "Czy oni naprawdę wierzą, że to coś da?".

I sądzi pan, że to coś da?

- Według mnie nic. To tylko pogłębia atmosferę chaosu, rozpadu i agonii. Brak w tym logiki. Rozumiem, że Arłukowicz leci za "zasługi" w Ministerstwie Zdrowia, ale co to ma do afery podsłuchowej? A to wydukane na końcu "przepraszam" Ewy Kopacz... Za co ona przeprasza? Za zły dobór win do dań? To wszystko jest robione kompletnie od czapy, to takie szarpanie się w bagnie.

Jakoś to zmienia pańskie postrzeganie PO?

- Potwierdza mi się, niestety, to, że tam nikt nie wie, co robić, i że to jest już taka ślepa szamotanina.

Być może dynamika sytuacji jest taka, że od kiedy zaczęło dramatycznie spadać poparcie dla Bronisława Komorowskiego, uruchomiły się procesy, na które nawet najwięksi geniusze już nie mają wpływu, bo dzieją się rzeczy, nad którymi nikt nie panuje. Czasami historia zrywa się z łańcucha i szereg małych, pozornie błahych przyczyn i działań powoduje nieprzewidziane konsekwencje.

Co dalej z Platformą?

- Już to napisałem jakieś dwa tygodnie temu, zresztą nie ja jeden. Albo Ewa Kopacz poprowadzi Platformę z Hanną Gronkiewicz-Waltz pod rękę do ostatecznej katastrofy, albo ktoś tam się obudzi i wybiorą na przykład w trybie pilnym Rafała Trzaskowskiego na szefa. Ja nie twierdzę, że Trzaskowski na pewno uratuje Platformę, bo być może już jest w pewnym sensie pozamiatane. Ale potrzebny jest przynajmniej jakiś naprawdę mocny ruch - odwołanie całego rządu, błyskawiczne wybory, albo odwrotnie - wymiana tylko szefa Platformy.

Trzaskowski jest młody, z pokolenia Andrzeja Dudy, dynamiczny. Platforma powinna sobie powiedzieć: "OK, daliśmy znacząco ciała, ale jednak taka centrowa partia jak nasza jest potrzebna w Polsce, więc idziemy do przodu". Nie twierdzę, żeby to się udało, ale mogłoby się udać. A to, co widzimy, to leczenie malarii aspiryną, robi fatalne wrażenie i wysyła samobójczy komunikat. To jest puszczenie krwi w tropikalny ocean, a wszystkie rekiny wokół, małe i duże, podśpiewują "do boju, Legia Warszawa".

Afera podsłuchowa. Za co naprawdę "poleciały głowy" w otoczeniu Kopacz?

Czy w tym zdymisjonowanym składzie kogoś brakuje?

- Kusi, żeby powiedzieć, że tam brakuje całego rządu. A tak na poważnie, to przede wszystkim brakuje Ewy Kopacz. Ale cała sytuacja jest tak absurdalna, że trudno to komentować. Nie mam bladego pojęcia, jakimi ścieżkami szło ich myślenie.

Widzimy kompletny brak spójnego przekazu, na który się nakłada wrażenie kompletnego chaosu. Jest pan Stonoga, który kpi sobie z państwa w sposób skądinąd zabawny. Nie wiadomo, jaką rolę on w tym wszystkim gra, bo raczej jest czyimś listonoszem. Nadal nie wiemy, kto tak naprawdę robił podsłuchy, kto nimi grał. Teraz okazuje się jeszcze, że nie wiemy, kto gra nimi teraz.

Jest, że zacytuję literata Sławomira Shuty, kompletne rozdupcenie, gdzie nikt nie wie niczego. Nawet w prawicowych portalach i gazetach, które sobie regularnie czytam, bo mam taką słabość, jest totalna konfuzja. Do tego mroczne teorie na temat różnych służb teraz kwitną jak grzyb na wilgotnej ścianie. I nie zapominajmy o sąsiedzie ze Wschodu: przynajmniej jako uchachanym kibicu, ale raczej nie tylko.

Patrząc na to z punktu widzenia zwykłego obywatela, to kompletnie nie wiadomo, o co chodzi. Jak tak dalej pójdzie, Kukiz ze Stonogą jeszcze bardziej się rozkręcą, a Platforma dalej będzie pracowała nad gustownym harakiri, to część jej elektoratu zacznie patrzeć błagalnym wzrokiem na Andrzeja Dudę, jak na zbawienie, prosząc o choćby minimalne poczucie stabilizacji, sensu i porządku w tym wesołym miasteczku.

Czy wyborcy PO przyjmą przeprosiny?

- To, co się stało, jest za słabe. W momencie, kiedy trzeba uderzyć w ścianę, to jest takie dotykanie paluszkiem tynku. Jak tak dalej pójdzie, to Platforma naprawdę dostanie w wyborach 10 proc. Idzie na jakąś totalną katastrofę, statek tonie, a oni próbują malować ściany w kajutach.

Moja wyobraźnia naprawdę jest zbyt mała, żeby wymyślić, co oni kombinują. To jest tak pozbawione sensu, a z moich obserwacji tego, co robi rząd, wynika, że doszukiwanie się go jest tu zupełnie zbędne. Jest to pójście na zatracenie i oderwanie się od rzeczywistości - które widzieliśmy już w kampanii prezydenckiej. Czy komuś naprawdę się wydaje, że odwołanie kilku nie najważniejszych ministrów w tym całym totalnym bałaganie, jaki panuje w Polsce, cokolwiek da? Może jak się siedzi zamkniętym w tych Alejach Ujazdowskich, to człowiek zaczyna lewitować?

Zobacz wideo

Marcin Meller o absurdach polskiej polityki i współczesnego świata - przeczytaj "Między wariatami" >>

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: