Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas
Piotr Niemczyk *: Oczywiście, że są uprawnione. Z kilku powodów.
- Po pierwsze, jeżeli jakieś służby korzystają z tego zamieszania, to dostały dużo więcej nowego materiału, który może im posłużyć do działania, np. dyskredytowania Polski. Niektóre służby specjalne są angażowane do takich celów i w ich interesie jest prezentowanie Polski jako kraju niestabilnego, rządzonego przez nieodpowiedzialnych ludzi. To pierwsza, najbardziej oczywista, szkoda wynikająca z publikacji tych materiałów.
Druga jest taka, że poznają pewien algorytm tego śledztwa. Czyli dowiedzą się więcej o tym, o co chodziło z tymi podsłuchami. To może być przydatne do przeróżnych podejmowanych przez nie czynności operacyjno-rozpoznawczych. A może coś tam sobie skojarzą i posłuży im to na przykład do jakiegoś szantażu?
I po trzecie: jeżeli rzeczywiście jakieś obce służby są w całą sprawę zaangażowane - choć nie dało się tego do tej pory ustalić - to mają potwierdzenie tego, w którym miejscu śledztwo np. akurat utknęło, i które ich działania są zagrożone dekonspiracją. Więc jeżeli chodzi o pożywkę dla obcych służb, to absolutnie ona jest.
Natomiast nie sądzę, by groziła nam jakaś szczególna "wtopa", jeśli chodzi o możliwości operacyjno-rozpoznawcze służb polskich. Na szczęście tego rodzaju dane nie zostały ujawnione.
- Jestem pewien, tak, oczywiście. Takich rzeczy się nie odpuszcza.
- Nie analizowałem tych dokumentów tak, by mieć stuprocentową pewność, ale z tego, co wiem, tam nie ma żadnych danych agentów sensu stricto. Tam są dane funkcjonariuszy pionu śledczego ABW.
- No właśnie. I nie widzę tu szczególnego zagrożenia, ponieważ te dane nie są tajne. Dane tajne to dane funkcjonariuszy, którzy realizują czynności operacyjno-rozpoznawcze, a nie tych z pionu śledczego. Jest to oczywiście wpadka, ale nie tego rodzaju, by zagrażała stabilności Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy życiu tych ludzi. Chronione są przede wszystkim dane tajnych współpracowników. I gdyby takie dane znalazły się w tego rodzaju papierach, to byłoby dużo poważniejsze przestępstwo przeciwko tajemnicy śledztwa.
- Są tu dwa interesy: biznesowy i polityczny. I uważam, że to jest przede wszystkim ten biznesowy. Różne śledztwa, które były powodem uruchomienia całej afery, naruszyły pewną grupę interesów, która się w ten sposób broni. Może chce przedłużyć maksymalnie śledztwo - "a może się coś przedawni"? Może chce utrudnić postępowanie, wrzucić jak najwięcej materiałów, które sąd musi rozważyć przed wydaniem wyroku? Sądzę, że przede wszystkim mamy tu do czynienia z motywem biznesowym. Zresztą z tych akt można wnioskować, o jakie transakcje tam mogło chodzić.
A drugi, niestety, jest interes polityczny, w tym wypadku opozycji, która nawet nie musi w ten temat specjalnie bębnić, to się samo rozchodzi, ale oczywiście wiadomo, że jeśli partia rządząca jest prezentowana jako niestabilna, nieefektywna, nieskuteczna, to jest w interesie opozycji, żeby to rozegrać. Ale ja sądzę, że na pierwszym planie jest tu interes biznesowy.
Lista potencjalnych źródeł, od których Stonoga mógł otrzymać materiały, obejmuje podejrzanych i pokrzywdzonych i ich pełnomocników prawnych. (Niedługo po tej rozmowie Radio ZET podało, że mogli to być aplikanci kancelarii broniącej Marka Falenty).
- Technicznie namierzenie osoby, która kopiowała dokumenty, czy tych, którzy kontaktowali się ze Stonogą, jest proste, mamy dziś już potrzebne do tego technologie. Ale pamiętajmy, że przetwarzanie takich dokumentów jest często objęte tajemnicą adwokacką. Poza tym to, że ustalimy, z której kopii korzystał Stonoga, nie znaczy jeszcze, że możemy przypisać konkretnej osobie winę za to, że miał on do niej dostęp.
Zbigniew Stonoga opublikował w sieci akta śledztwa ws. afery taśmowej z zeznaniami świadków, w tym m.in. Jana Kulczyka czy szefa CBA Pawła Wojtunika. W aktach nie ukryto danych osobowych, adresowych czy numerów PESEL, pojawiły się w nich też wątki obyczajowe i prywatna korespondencja.
Prokuratura potwierdziła autentyczność akt i zapowiedziała śledztwo w sprawie ich wycieku, a BOR poinformował o dodatkowej ochronie osób, których nazwiska pojawiły się w opublikowanych dokumentach. Wczoraj późnym wieczorem Zbigniew Stonoga dostał zarzut bezprawnego upubliczniania informacji z postępowania dotyczącego podsłuchów. Jest na wolności, ale ma zakaz opuszczania kraju.
Piotr Niemczyk - ekspert z zakresu bezpieczeństwa, były funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa, działacz opozycji w okresie PRL. W wolnej Polsce współtworzył Biuro Analiz i Informacji UOP, od 1990 do 1992 pełnił funkcję jego dyrektora. W latach 1993-1994 zastępca dyrektora Zarządu Wywiadu UOP. Dziś jest wydawcą specjalistycznego biuletynu zajmującego się sprawami bezpieczeństwa międzynarodowego, praw człowieka i przestępczości zorganizowanej, został również wykładowcą Centralnego Ośrodka Kadr ABW, Collegium Civitas i Uniwersytetu Warszawskiego.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!