Andrzej Brzeziecki: - To pewnie o Polsce.
- Każdy pasuje.
- Przecież organizuje się imprezy na 4 czerwca.
- A ile tych świąt narodowych potrzebujemy? Jeśli to ma być kolejny dzień wolny od pracy, to tylko zmniejszy nasze PKB. Mamy dużo świąt. Chociażby Trzech Króli czy Boże Ciało. Też wolałbym, żeby obchodzono 4 czerwca, a nie święta religijne, ale urok III RP polega na tym, że to jest państwo, które się nie narzuca ze swoją ideologią i martyrologią. Nie zawłaszcza przestrzeni publicznej. Jest skromne, jeśli chodzi o roszczenia wobec siebie.
- Myślę, że tak: państwo, które się nie narzuca, nie jest nachalne, a sprawne. Albo przynajmniej chce być sprawne. Oczywiście, u wielu osób wytwarza to poczucie braku ideologii. Szczególnie w środowiskach prawicowych: oni chcą mieć mocne wartości na sztandarach.
- Nie wymagam od polityków, żeby tworzyli wielkie wizje polityczne. Politycy mają dbać o nasze PKB i o miejsce Polski w Europie. Zaraz za granicą Polski mamy otwartą wojnę. I politycy teraz powinni zajmować się tym, jak Polska ma funkcjonować w takich warunkach, a nie tworzyć wielkie wizje nowego ładu społecznego.
- Prof. Król niepotrzebnie bije się w pierś swoją i innych ludzi z dawnej opozycji. To jest dla mnie zupełnie niewiarygodne. Nie było innej drogi niż ta, która została wybrana w 1989 roku. Nie znam przypadku, by jakieś państwo Europy Środkowej poszło inną drogą i odniosło większy sukces niż Polska. Wszyscy podążali tym szlakiem, na którym Polska była pierwsza. Inne eksperymenty kończyły się źle. Ukraina w chwili uzyskania niepodległości w 1991 r. była bogatsza od Polski. Tam jednak nie przeprowadzono reform - skutki dziś widać jak na dłoni.
- Nie. To zasługa rządu Mazowieckiego, ale też Polaków. Trzeba przyznać polskiemu społeczeństwu, że wykonało olbrzymi wysiłek. Przekształcenie się socjalistycznego społeczeństwa w wolnorynkowe odbyło się w miarę spokojnie. To jest wielka zasługa Polaków: wykrzesali z siebie zdolności przedsiębiorcze, zwiększyli efektywność pracy. Chwała im za to.
- Teraz też mamy takie bezrobocie wśród młodych. I to nie tylko w Polsce, ale i w Grecji, Hiszpanii, Portugalii. Wtedy to było nie do uniknięcia, bo w PRL-u było ukryte bezrobocie. Ludzie pracowali, ale połowa tej pracy była niepotrzebna, nieefektywna.
Do tego dołożyła się też rewolucja technologiczna i część pracy z czasem zaczęły wykonywać maszyny. Ten wzrost bezrobocia był czymś naturalnym i koniecznym. Nieuniknionym. Ale to nie oznacza, że władzy to nie interesowało. Mazowiecki miał z tym wielki problem.
- Ale nigdy nie powiedział, że te reformy nie były słuszne. Uważał za to później, że po kilku latach reformowania rzeczywiście należy bardziej się pochylić nad tym, żeby budować państwo większej sprawiedliwości społecznej. Lansował hasło społecznej gospodarki rynkowej, które jest wpisane do Konstytucji.
- Mazowiecki widział, że mechanizm wytwarzania dóbr jest coraz sprawniejszy, ale widział też, że jest problem z ich dystrybucją.
- Nieprawda. Mazowiecki jeszcze 24 sierpnia 1989 r., zanim skontaktował się z Balcerowiczem, mówił w Sejmie: "Długofalowym strategicznym celem poczynań rządu będzie przywrócenie Polsce instytucji gospodarczych od dawna znanych i sprawdzonych. Rozumiem przez to powrót do gospodarki rynkowej oraz roli państwa zbliżonej do rozwiniętych gospodarczo krajów. Polski nie stać już na ideologiczne eksperymenty". Mazowiecki wiedział, czego chciał i szukał jedynie dobrego wykonawcy. Trafił być może najlepiej.
- Myślę, że nie było takiej możliwości. Nikt nie patrzy na to, w jakim stanie państwo zostało odziedziczone przez tę ekipę.
- W dodatku żywcem nie było pieniędzy. Jedno z pierwszych pism, które otrzymał Mazowiecki, pochodziło z Narodowego Banku Polskiego - odmówili kredytowania budżetu państwa. Raporty, które wówczas spływały do rządu wykazywały, że 2/3 infrastruktury państwa jest zużyte i wymaga remontu, na który nie było środków. W Polsce istniały fabryki, które produkowały między innymi maszyny do pisania, kiedy powszechnie używane były komputery. I co z tymi robotnikami można było zrobić?
- Ten rząd nie miał idealnej polityki informacyjnej, ale myślę, że trzeba go bronić. Oni byli pierwsi na tym szlaku w całej Europie Środkowo-Wschodniej.
- Nie był to mówca wiecowy. Ale miał pewien rodzaj autorytetu, który pociągał część osób.
- Tu jest trochę prawdy. Popełniał błędy, ale pamiętajmy - to był czas nowicjuszy. Ten rząd miał do wykonania wielką pracę i na niej się skupił.
- On w ogóle nie był przekonany do swojej kandydatury.
Tadeusz Mazowiecki, 1990, fot. Tomasz Wierzejski / AG
- Tak, ale to było, zanim został premierem. Potem zmienił zdanie. Jako mąż stanu, bardziej poważnie traktował swoją pracę jako premiera, niż kandydowanie na prezydenta.
- Jeśli jeździłby po Polsce, to jestem pewien, że byłby w stanie więcej ugrać. Po drugie, jego kampania nie była dobrze prowadzona, dużo w niej było chaosu i pomyłek.
- Mazowiecki mówił, że wprowadzając religię do szkół, zrobił dobrze jako polityk, ale jako katolik miał wątpliwości, czy religia w szkołach przysłuży się Kościołowi.
- Mazowiecki bał się wprowadzić ten projekt na agendę, żeby nie otwierać kolejnego frontu przed wyborami prezydenckimi.
- Rozpad obozu Solidarności był nieunikniony. Solidarność w latach 80. miała inne cele, niż te, które powinny realizować partie w wolnej Polsce. Środowisko naturalnie, choć może nie najładniej, się podzieliło i powstały różne obozy. Jednak ten, który stworzył Mazowiecki nie był najbardziej kłótliwy. Do końca wytrwali w jednej formacji, mimo olbrzymich różnic: Kuroń - lewicowy, ateistyczny, Mazowiecki - centrowy, chrześcijański.
A weźmy obóz Lecha Wałęsy. W jego skład wchodzili bracia Kaczyńscy, którzy niedługo później palili jego kukłę w Warszawie. Nie widziałem, żeby Jacek Kuroń palił kukłę Mazowieckiego.
- To błąd, że religia jest w szkołach albo że nie jest chociaż przedmiotem ostatnim, kiedy niewierzący czy inaczej wierzący mogliby iść do domu. Ale to część większego problemu: dominacji Kościoła w polskim życiu publicznym.
Moim zdaniem wprowadzenie religii do szkół to największy błąd Mazowieckiego jako premiera. Decyzja dyktowana politycznie i nie zamierzam go z tego tłumaczyć. To zaszkodziło polskiej demokracji.
Mazowiecki na chrzcinach Brygidy Wałęsy, źródło: Znak
- Uznał, że społeczeństwo zakwestionowało jego politykę i naturalną konsekwencją jest ustąpić.
- Wydawało mu się, że to on musi tworzyć standardy, że on musi uczyć Polaków. Pokazywać im, jak należy się zachowywać, jakich dokonywać wyborów politycznych i jak traktować samego siebie. Pokazał, że nie należy trzymać się kurczowo stołka. Wydawało mu się, że inni też tak będą robili.
- Ale nie wydarzyła się też żadna tragedia z tego powodu. Najbardziej dramatyczna była próba Jana Olszewskiego, by utrzymać się w fotelu premiera w czerwcu 1992 roku. Dziś to już wspomnienie. Państwo polskie funkcjonowało mimo tego typu zawirowań i to Mazowiecki był tym premierem, który przestawił zwrotnicę państwa na właściwe tory. To był polityk który wpływał na cale lata 90. w polskiej polityce. Miał duży wpływ na powstanie Konstytucji, która sprawdza się do dzisiaj. To on ciągnął Polskę do UE, on przekonywał UE, żeby otworzyła się na Polskę. Jego wpływ jest ogromny, pomnikowy.
- Tak, potrafił zdobyć się na gesty, o których wiedział, że będą kosztowały go popularność. Potrafił zrobić coś, o czym wiedział, że społeczeństwo będzie przeciwne, ale tego wymaga interes państwa.
- Nie lubię gdybania. Nie uważam też, że polska polityka byłaby diametralnie inna, gdyby wtedy podjęto inne decyzje. Nie bardzo wierzę w to, że byłoby inaczej, gdyby Mazowiecki został prezydentem lub gdyby kontynuował premierostwo. Ci sami ludzie pchaliby się do polityki. Tabloidyzacja polityki następuje wszędzie: od Czech, przez Niemcy, po Wielką Brytanię.
- Miał wizję państwa polskiego jako państwa demokratycznego, tolerancyjnego, zintegrowanego z Europą.
- Powinna. Demokracja, tolerancja, Europa to hasła, które brzmią trochę banalnie - jak z ulotki jakiejś proeuropejskiej fundacji. Jednak sama idea włączenia Polski w budowę Unii Europejskiej to jest wielkie dzieło. I ta wyśmiewana ciepła woda w kranie Tuska też! Myślę, że Polacy potrzebują jej bardziej niż kolejnych pomników. Zaś tym, czym jest Europa dla świata, pokazują łodzie z uchodźcami, które płyną przez Morze Śródziemne. Pokazali to też Ukraińcy, którzy byli gotowi ginąć za idee europejskie. Nie można tego bagatelizować. Wspólna Europa i Polska w niej bezpieczna to naprawdę wielkie wyzwanie.
- W tamtym czasie dużą popularność zdobyły partie skrajne: Samoobrona i Liga Polskich Rodzin, które weszły do Sejmu. To były partie, które jawnie kontestowały system demokratyczny w Polsce. Mówił też, że PiS uprawia rokosz antypaństwowy: przez radykalne hasła, przez oskarżenia, poprzez sposób postępowania wobec przeciwników politycznych.
- Początkowo jego stosunek do PO nie był entuzjastyczny, bo ta partia powstała na gruzach Unii Wolności, którą Mazowiecki stworzył. Widział też w PO tworzące się układy - jak w każdej partii, która za długo pozostaje przy władzy. Ale jego trzyletnia praca w kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego pokazała, dokąd mu było najbliżej.
- Myślę, że ten bunt młodych nie jest przeciwko ustrojowi politycznemu, tylko przeciwko systemowi ekonomicznemu. Chodzi im o to, co mówił Mazowiecki od połowy lat 90.: że trzeba udoskonalić system dystrybucji dóbr. W Polsce położony jest nacisk na niskie podatki dla dużych firm, a państwo nie ma pieniędzy, żeby pomagać młodym ludziom. Kończy się tym, że młodzi są zmuszeni do pracy na śmieciówkach, albo biorą kredyty, które będą spłacali przez kilkadziesiąt lat. Wydaje mi się, że to bardziej ich dusi.
- Nie widziałem, znam ją z relacji - podobno była żenująca. Ale nie można sobie wyobrazić takiej demokracji, gdzie za stołem siedzą tylko Mazowiecki z Geremkiem i grzecznie rozmawiają o polityce.
- Wiedziałem.
- Stosunkowo łatwy, choć, niestety, było to głosowanie przeciw, a nie za. Tegoroczni kandydaci nie różnili się szczególnie od tych, którzy startowali w wyborach w ostatnich dwóch dziesięcioleciach. Zawsze mieliśmy kilku poważnych kandydatów i kilku niepoważnych.
- To był wiersz, który lubił Mazowiecki. Gdy wygrał Andrzej Duda, to ktoś mi powiedział, że ten fragment stał się bardzo aktualny. Coś w tym jest.
Andrzej Brzeziecki - jest redaktorem naczelnym "Nowej Europy Wschodniej" i publicystą "Tygodnika Powszechnego". Studiował historię na UJ. Autor i współautor książek: "Przed Bogiem" (2005), "Białoruś - kartofle i dżinsy" (2007), "Ograbiony naród ? rozmowy z intelektualistami białoruskimi" (2008), "Lekcje historii PRL ? w rozmowach" (2009), "Łukaszenka. Niedoszły car Rosji" (2014). W tym roku wydał biografię Tadeusza Mazowieckiego nakładem wydawnictwa Znak.