"Dla mnie oni reprezentują taki poziom, jakby, mówiąc kolokwialnie, przedawkowali Stopperan" - tak Kuba Wojewódzki skrytykował w swoim show poziom żartów Macieja i Lucjana z Make Life Harder. A Michał Wójcik z kabaretu Ani Mru Mru dodał: - "Do mnie to trafia. Żarty na siłę. Mnie to nie śmieszy w ogóle, natomiast moją córkę, która ma 15 lat, już tak".
Komentarze te, najwyraźniej nie rozbawiły chyba Macieja i Lucjana . Odpowiedzieli błyskawicznie. Nazwali Wojewódzkiego "leśnym dziadkiem". Kabaretowi Ani Mru Mru też się oberwało. - Możecie opowiadać dowcipy o policjantach w domu seniora w Zawierciu, a Pan Kuba może się dalej ubierać w Zara Kids i udawać, że jest głosem młodego pokolenia. Mamy to w dupie. Ale pogódźcie się z tym, że świat poszedł naprzód, poczucie humoru się zmieniło i Internet to nie jest już piaskownica, w której dzieci lepią babki z gówna - napisali Make Life Harder .
Czy Maciej i Lucjan wieszczą to co nieuniknione? A może zareagowali zbyt ostro? - W sumie trochę mnie reakcja Make Life Harder zdziwiła. A może robią to specjalnie? Bo już znają mechanizmy, wiedzą, że jak się odgryziesz, to będą tobie mówili? - zastanawia się w rozmowie z Gazeta.pl Cezary Pazura. Zapytaliśmy o to aktora w Sopocie, gdzie dzisiaj (niedziela) wystąpi podczas Sopockiego Hitu Kabaretowego Polsatu. Tak, Cezary Pazura od kilkunastu lat pisze kabaretowe monologi i z powodzeniem prezentuje je na scenie. - Ale Pazura nie musi mieć racji, niech mi pani wierzy. Może być tak jak z wyborami, wszyscy spodziewali się innego wyniku. Świat mknie, nie wiem, czy do przodu, ale mknie - mówi aktor.
Cezary Pazura : Make Life Harder to są ci dwaj, co sobie zamalowują twarze? Słyszałem o nich. Oni występują na scenie czy tylko w internecie?
- O, to dużo łatwiej. Występować w sieci jest o wiele łatwiej niż zmierzyć się oko w oko z publicznością. Można się rozczarować. Na scenie na żywo nie ma dubla. To jest zupełnie inna para kaloszy.
- Ja wiem, o co im chodzi, ale uważam, że robią błąd w założeniu. Dzielą kabarety na internet i "pudło", ale po co? Na jeden mój monolog wrzucony na YouTube mam po 3,5 miliona wejść. Są zdejmowane, wracają i znowu mają po trzy miliony. Zastanawiam się, jak oni w swojej przenikliwości dokonali tego rozbioru. Może ich wpis to po prostu rozpaczliwa obrona? Dla mnie Make Life Harder to nie jest kabaret. To połączenie Pudelka i Korwin-Piotrowskiej, czyli magiel. To moja opinia...
- Ale przecież oni to robią dla mas, to jakie mają robić? Ambitne? Wiedzą, co się sprzedaje. Wie pani, ja podejrzewam, że oni mogą mieć rację. Kto wie, czy te ich żarty nie wyniosą ich na szczyty popularności. Może wyczuli czasy jak szafiarki? Może są szafiarkami współczesnego kabaretu? Choć słowo kabaret mi do nich nie pasuje. Z pełnym szacunkiem dla chłopaków.
Cenię ich pasję i chęć działania. Ale nie do końca rozumiem metody. Ja też piszę czasem złośliwe felietony, uprawiam prywatę, jak mnie coś zdenerwuje, i się nie szczypię, ale to nie jest kabaret. O nie! To jest dopierdzielanie komuś. Świadome.
Samoobrona przed bylejakością i chamstwem. Taka moja walka. Ale nie kabaret. W niedzielę podczas Sopockiego Hitu Kabaretowego Polsatu mam monolog, w którym mówię o Polakach, że są "wspaniali , pracowici i wysportowani. Nigdzie na świecie nie ma tylu ludzi w dresach!". Czy ja kogoś obrażam? Ja nie buduję swoich monologów, podając, że na przykład Wojewódzki to jest leśny dziadek. Ale być może oni mają rację? Może publiczność dojrzała do tego, by taki przekaz był tym właściwym. Może już pora, by ten kabaret, nazwijmy go klasycznym, odszedł do lamusa?
- Ja jestem na to gotowy, mnie żal nie będzie. Widocznie to "konieczność historyczna". Ale mnie się łatwo mówi, bo ja wypracowałem sobie przez lata olbrzymi kredyt zaufania. Zrobiłem 77 filmów, w tym parę kultowych, kilkadziesiąt dubbingów i ileś tam teatrów telewizji. I jak Pazura mówi, to się go słucha. Ale Pazura nie musi mieć racji, niech mi pani wierzy. Może być tak jak z wyborami. Przecież wszyscy spodziewali się innego wyniku. Świat mknie, nie wiem, czy do przodu, ale mknie. A ja jestem za pluralizmem. Uważam, że na tym świecie jest miejsce dla Abstrachuje, dla Make Life Harder, dla Ani Mru Mru i dla Pazury. Każdy ma prawo walczyć o serce widza! Wszelkimi sposobami. Jednak jak się już tego widza posiądzie, to trzeba go szanować. Ja swojego szanuję. Jeszcze raz powtórzę - ja cenię w youtuberach pasję, a czy mi się podoba to, co robią, jest rzeczą wtórną. Naprawdę.
- Nie podobają mi się. Wie pani, chłopaki z Ani Mru Mru są kabareciarzami, po to jest zresztą ten program, żeby się śmiać przecież. W dodatku oni mają taki status, że już nie muszą walczyć. Chociaż może to jest tak, że jak poczujesz czyjś oddech na plecach, to zaczynasz się odganiać jak od muchy? Ja sam nigdy tego nie robiłem, bo mam w nosie, jaka mucha mnie gryzie.
- Może i tak być. Wie pani, "prawdziwa cnota krytyk się nie boi". W sumie trochę mnie reakcja Make Life Harder zdziwiła. Ale może być i tak, że oni robią to specjalnie? Bo już znają mechanizmy. Wiedzą, że jak się odgryziesz, to będą o tobie mówili?
- Wojewódzki jest mistrzem puenty. To jedyny showman w Polsce, który jest nie do zastąpienia. To jest osobowość i ja go bardzo cenię. Błyszczy na tle swoich gości i powiem pani, że mi od lat imponuje. Jeśli chodzi o profesję, jest absolutnie niezatapialny. Zresztą ja jestem człowiekiem, który bardzo szanuje czyjś talent.
- Staram się śledzić i analizować kabarety w internecie, ale nie jestem w tej kwestii autorytetem. Nie mam śmiałości ani siły. Ani poczucia, że mogę kogoś krytykować. Bo ja uważam, że skoro coś istnieje i ma swojego widza, to znaczy, że jest potrzebne. Bez względu na to, czy mi się podoba, czy nie. Ja mam na przykład hasło: "ręce precz od szafiarek!". Wszyscy się rzucili na te dziewczyny, które żyją z pokazywania na swoich blogach ciuchów. Ale jeśli jest na to zapotrzebowanie i firmy płacą im za to niemałe pieniądze, to chapeau bas. Znalazły sobie niszę i z tego żyją.
Kabarety internetowe nie mają nic wspólnego z kabaretem. Kabaret jest sztuką. Satyrą! A ja w nich nie widzę satyry, jedynie dopierdzielanie wszystkim za coś. Walą w kogoś, ośmieszają, rozprawiają się... Samozwańczy sędziowie, czyli magiel w czystej formie.
- Tak, i to bardzo! Ma świetne pomysły. To mistrz. Zresztą nie tylko on. Niektóre internetowe występy są wręcz wybitne w swoim gatunku. Ale Wardęga nie jest kabareciarzem, ja bym go raczej nazwał performerem. I jeśli ktoś mi się nawet nie podoba, to podziwiam w nich pasję. Tego im zazdroszczę, bo z biegiem lat ta pasja gaśnie. Zwłaszcza gdy nasila się krytyka.
Zresztą często mylimy krytykę z krytykanctwem. Są różne poziomy widza i na każdym z nich mamy poziomy śmiechu. Najniżej jest kawał, który opowiadają sobie koledzy pod budką z piwem. Wyżej jest dowcip, który się opowiada u cioci na imieninach, a najwyżej żart, który się pieczołowicie konstruuje i z kulturą przedstawia na scenie. Ja staram się oscylować między dowcipem a żartem, nie niżej. A niżej niestety jest największa publiczność.
- Na przykład Abstrachuje robią rzeczy niezwykle mocne. No, ale internet może sobie na to pozwolić. Scena nie. Ich materiał o szafiarkach był moim zdaniem bardzo śmieszny. Zresztą oni robią akurat pożyteczne rzeczy.
Wie pani, ja jestem wychowany na kabarecie Zenona Laskowika, Olgi Lipińskiej, a przede wszystkim na Kabarecie Starszych Panów. Zwłaszcza ten ostatni był dla nas na studiach aktorskich wykładnią dobrego humoru i klasy na scenie. Z kolei Laskowika, razem z kolegami z roku, spotkaliśmy na plaży w Łazach i poprosiliśmy go o warsztaty. On strasznie tępił poczucie pustoty na scenie. Twierdził, że występy na scenie mają edukować, coś za sobą nieść. Uczył przez śmiech, takie sobie postawił zadanie w życiu.
Bardzo mi się to podobało. A teraz wiele młodych podmiotów, jak ja to nazywam, wychodzi na scenę, żeby się popisać. Popis dla popisu. Nie idzie za tym żaden przekaz. Tamte kabarety bardzo mnie bawiły. Byłem zakochany w Piotrze Fronczewskim z kabaretu Olgi Lipińskiej. Naśladowałem jego głos, ruchy, miny. Kochałem Janusza Gajosa, który się wcielał w Tureckiego, Marka Kondrata.
Umiejętność rozśmieszania to dar. Nie każdy go ma. Ja uczyłem się go jak warsztatu. Chociaż w szkole zawsze miałem obniżoną ocenę ze sprawowania, odwracałem się do klasy, wygłupiałem, robiłem miny do dziewczyn, popisywałem się przed nimi, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nawet kabaret mieliśmy w liceum, przez który o mało nie wyleciałem ze szkoły. To było tak: kolega zachorował i zostaliśmy we dwóch, a na scenie musiała być trzecia osoba. Wzięliśmy więc z pracowni biologicznej kościotrupa i oparliśmy go o biało-czerwoną mównicę. Wyszedł z tego kabaret polityczny. Była afera i niechcący zostaliśmy idolami szkoły. Bojownikami w walce z komuną...
- Siłą rzeczy. Po trzydziestce człowiek ma wrażenie, że już wszystko wie. Po czterdziestce przychodzi refleksja, że wiem, że nic nie wiem, i potem ona się pogłębia. U niektórych aż do depresji. Obserwuję poczucie humoru Polaków od lat 90. i ono rzeczywiście się zmienia. I nie uważam, że to jest progresja, niestety. Ale to jest normalne, tak się dzieje na całym świecie. Kabaret poszedł w stronę wygłupu, pustosłowia. Bo żyjemy w czasach, w których otaczają nas oceany słów, toniemy w nich.
- Kiedyś kabaret to był rodzaj sztuki. Jakiś pan w inteligentny sposób rozśmieszał ludzi, zabawnie pokazując współczesność. Stawiał krzywe lustro. Publiczność mogła się w nim przejrzeć, zobaczyć swoje wady. Kabaret był zawsze wentylem bezpieczeństwa. Nawet komuniści pozwalali mu istnieć, bo jak się człowiek wyśmiał, to miał w sobie mniej złych emocji. Do tego był genialnie skonstruowany, bo trzeba było ominąć cenzurę. Teraz humor stał się bardziej biesiadny. Szorstki i wulgarny. Krzykliwy. Publiczność z wysublimowanej i głodnej inteligentnego przekazu stała się gawiedzią, która się cieszy z byle czego. Nikogo nie obrażając oczywiście...
- Coraz więcej młodych kabaretów używa wulgaryzmów, żeby dostać brawa. To mnie razi. Na oklaski trzeba zasłużyć, a nie je za wszelką cenę prowokować. Zauważyłem też, że często nie ma dialogu między młodym kabaretem a widzami. Mam wrażenie, że wykonawcy na tę publiczność krzyczą. Czuję się zakłopotany. To pachnie szmirą. Czasem mają genialne pomysły, ale warsztatowo są bardzo ubodzy. Poza tym w tej chwili kabaret ma ciężką sytuację, bo, proszę zwrócić uwagę, wszystko dookoła jest śmieszne. W radiu wszystko komentują na śmiesznie. Nawet banki są reklamowane przez komediantów, a nawet przez wiewiórki. Nie potrafię tego zrozumieć. Żyjemy w zwariowanych czasach. W czasach, gdzie wszystkim się wydaje, że każdego trzeba wkręcić, śmiesznie do kogoś zadzwonić. Kiedyś miałem z Olafem Lubaszenką audycję w jednej z rozgłośni. Usłyszeliśmy, że nie pasujemy do formatu, że powinniśmy być tacy jak wszyscy. To znaczy zmieniać głos, wkręcać słuchaczy, obrażać ich przez telefon. Ja się w to nie wpisuję.