Meller: Takich emocji nie było od 1989. Nie warto histeryzować, nic tragicznego się nie stało

- Takiego poziomu toksycznego rozemocjonowania nie było od 1989 roku. A przecież nie stało się nic tragicznego, zwyciężył kandydat popierany przez większość wyborców - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Marcin Meller. - Nie chcę pełni władzy PiS. Ale Andrzej Duda jest pierwszym politykiem PiS, którego Jarosław Kaczyński nie może odwołać. I ciekawe co z tego wyniknie... - dodaje.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas Po ogłoszeniu wyników exit poll w mediach społecznościowych pojawiły się setki wpisów o koniecznej emigracji, niektórzy deklarowali usunięcie z listy kontaktów osób, które wyrażały poparcie dla drugiej strony. Te powyborcze emocje skomentował Marcin Meller. "Po pierwsze: proponuję coś na uspokojenie" - napisał na Facebooku . W ciągu kilku godzin blisko 20 tys. osób kliknęło "lubię to".

Patryk Strzałkowski, Gazeta.pl: Dlaczego warto studzić emocje po wyborach?

Marcin Meller: Poziom złego, toksycznego rozemocjonowania jest dziś taki, jakiego nie było chyba od 1989 roku. To mogło być zrozumiałe w kampanii wyborczej, choć już wtedy emocje przekraczały wszelkie możliwe granice. Jednak z czasem osiągnęło to niezdrowy wymiar - kłócili się znajomi, rodziny. Od paru lat żyjemy w stanie psychologicznej zimnej wojny domowej, nie podkręcajmy tego jeszcze bardziej.

Po drugie, pamiętajmy, że nie stało się nic tragicznego. Nie zaczęła się wojna, nie doszło do zamachu stanu. Były wybory i zgodnie z demokratycznymi regułami gry zwyciężył w nich jeden z kandydatów, popierany przez większość wyborców. Tego kandydata popiera partia, która dla wielu może być kontrowersyjna, ale przecież przestrzega reguł demokracji.

Do czego może doprowadzić tak wysoki poziom emocji w związku z wyborami?

- Boję się, a nawet wiem, że w kontekście zbliżającej się kampanii wyborczej ta skala skrajnych emocji będzie rosnąć jeszcze dalej. To, że mój wpis na Facebooku "polubiło" blisko 20 tys. osób, pokazuje, że jest trochę ludzi, którzy też nie ulegają histerii. Normalne jest, że raz wygrywają jedni, raz drudzy. Przez osiem lat była jedna władza, a każdej władzy przyda się zmiana po jakimś czasie. Nawet gdyby rządzili święci, to każda władza się degeneruje. Osiem lat przy władzy to bardzo dużo, zwłaszcza w polskich realiach i takich czasach.

Część komentatorów wyraża obawę, że ten wynik wyborów oznacza nie tylko, że Duda zostanie prezydentem, ale też, że po wyborach parlamentarnych PiS - z ewentualnym prawicowym koalicjantem - może mieć pełnię władzy.

- Oczywiście, jest taka możliwość, że będzie rządził PiS, np. w koalicji z Pawłem Kukizem. Przy czym na razie trudno powiedzieć, czy Kukiz jest prawicą czy nie, on sam jest człowiekiem nieco nieobliczalnym. Chodzą też słuchy, że lgną do niego niedobitki po Samoobronie i ludzie umoczeni w afery. Ale sytuacja jest więcej niż dynamiczna i zobaczymy, co będzie się działo do jesieni.

Czy obawiam się tego, co może stać się, kiedy PiS będzie miał pełną władzę? Tak - zdaję sobie sprawę z możliwych zagrożeń. Ale z drugiej strony traktuję poważnie to, co mówił Duda po ogłoszeniu wyników głosowania: że "chciałby, aby po pięciu latach jak najwięcej rodaków mogło mówić: Andrzej Duda jest prezydentem wszystkich Polaków". Warto go trzymać za słowo, zamiast znieważać na dzień dobry.

Sam Duda także wzbudził kontrowersje, m.in. przez swoje odniesienie do mordu w Jedwabnem podczas debaty z prezydentem Komorowskim.

- Poruszenie przez Dudę sprawy Jedwabnego rzeczywiście było jedną z bardziej kontrowersyjnych spraw w kampanii. Mnie także się to nie podobało, ale patrząc chłodno na wcześniejsze lata, to widzimy, że żaden z poważnych polityków PiS, z prezydentem Lechem Kaczyńskim i premierem Jarosławem Kaczyńskim na czele, nigdy nie grał kartą żydowską w niecny sposób.

Poza tym, pomimo politycznych sporów, w fundamentalnych sprawach - jak na przykład polityka zagraniczna - można liczyć na choćby minimalny konsensus.

Jednak właśnie m.in. polityka zagraniczna już wcześniej stawała się osią wewnętrznego sporu politycznego i za rządów Jarosława Kaczyńskiego stosunki Polski z Rosją i Niemcami raczej uległy pogorszeniu.

- Można straszyć, że nowy prezydent to Macierewicz czy Kaczyński w masce. Ja natomiast uważam, że Andrzej Duda to Andrzej Duda. Tak jak pisałem na Facebooku, po raz pierwszy ktoś z PiS jest na takiej pozycji, z której Jarosław Kaczyński nie może go odwołać. Na pięć lat Duda jest prezydentem naszego kraju i tworzy to nową i nieznaną nam na razie dynamikę sytuacji politycznej.

Może rzeczywiście będzie tak, jak przewidują niektórzy: że Duda okaże się sterowaną marionetką do podpisywania wszystkiego, co prezes każe. Dopuszczam taki wariant. Ale zwróćmy uwagę choćby na kwestię wieku polityków. Duda ma 43 lata, Jarosław Kaczyński prawie 70. Zaczynają się pewne procesy, których rezultatu na razie nie znamy. To średnie pokolenie w PiS może z czystego pragmatyzmu zacząć patrzeć w stronę Dudy, a nie Kaczyńskiego.

Należy zatem dać Dudzie czas i poczekać na efekty tych procesów?

- Nie kryję tego, że - chociaż nie jestem wyborcą PiS - uważam, że dla mojego kraju lepiej by było, gdyby prawica w Polsce miała twarz Andrzeja Dudy. Z tego, co o nim słyszałem, Duda jest człowiekiem raczej spokojnym, koncyliacyjnym. W swoim Krakowie miał rozmawiać z ludźmi z różnych obozów - także tymi, którzy się z nim politycznie nie zgadzają. Dlatego daję mu jakiś kredyt zaufania i wolę poczekać na działania samego Dudy.

Choć wiem, że to dość dziwne zestawienie, to kiedy słyszałem wystąpienie kandydata PiS na wieczorze wyborczym, przypominało mi się przemówienie Aleksandra Kwaśniewskiego po wygranych wyborach w 1995 roku. Zresztą chyba także podobne hasło jak "Prezydent wszystkich Polaków" było używane przez Kwaśniewskiego (Kwaśniewski startował z hasłami "Wspólna Polska" oraz "Dom wszystkich - Polska").

Chcąc zachować optymizm, na razie wierzę w tę wersję wydarzeń, że Duda - zachowując odpowiednie proporcje - może odegrać taką rolę dla prawicy, jaką Kwaśniewski odegrał wobec obozu, nazwijmy to - postkomunistycznego. Nowy prezydent może być taką łagodzącą instancją w tym układzie.

Wielu ludzi nie chce czekać. Żartują w portalach społecznościowych, że chcą wyjeżdżać z kraju lub usuwać na portalach znajomych, którzy poparli innego niż oni kandydata.

- Histeryczne reakcje na zwycięstwo Dudy na pewno nie służą łagodzeniu sporu politycznego. Spychanie go do jednego narożnika z Macierewiczem, Rydzykiem i Pawłowicz jest według mnie kontrproduktywne i nielogiczne. Może Duda niekoniecznie chce w najbliższych latach zaistnieć w takim otoczeniu.

Wpisy o tym, że ktoś chce wyjechać z kraju, to raczej panikarstwo i taka polska histeria. Gdy jedni wygrywają, to drudzy chcą wyemigrować, i na odwrót. Obie strony wieszczą koniec Polski i ogłaszają tragedię. Także moim wpisem na Facebooku chcę spojrzeć na tę sytuację w przymrużeniem oka i raczej ją wykpić, niż dąć w surmy bojowe, i wzywać: ludzie, uspokójcie się!

Po pierwszej turze wyborów mówiło się o żółtej kartce dla Platformy. Kontynuując tę analogię, można powiedzieć, że niedzielny wynik to czerwona kartka.

- Uważam, że już w pierwszej turze to była czerwona kartka, patrząc na to, ile oddano głosów przeciwko obecnej władzy, i słuchając, co mówili ludzie. Powtórzę też to, co mówią praktycznie wszyscy - ta kampania prezydenta Komorowskiego trafi do podręczników marketingu politycznego jako przykład tego, jak zrobić katastrofalną kampanię wyborczą.

Sama kampania była nieudana, ale czy poza nią PO zasłużyło na czerwoną kartkę?

- Do wyniku Komorowskiego przyczyniła się zarówno słaba kampania, jak i arogancja prezydenta i całokształt dorobku rządu. Oczywiście są pewne rzeczy, których żadna władza nie rozwiąże. Zwłaszcza młodsi ludzie często zapominają, że nie od razu Kraków zbudowano i nie da się od razu załatwić podwyższenia pensji i standardu życiowego.

Natomiast w tej kampanii wylała się też reakcja na nieprawdopodobną arogancję tej władzy. Ja już od dłuższego czasu byłem więcej niż zdziwiony - podkreślając przy tym osiągnięcia ostatnich 25 lat - sposobem, w jaki odnoszono się do kwestii wyjazdu tych 2,5 miliona ludzi z kraju. Kiedy powtarzałem, że to jest największe nieszczęście Polski, to wśród osób związanych z obozem władzy spotykałem się albo z niezrozumieniem, albo protekcjonalizmem i kpinami. A to tylko jeden z wielu elementów. One się nagromadziły - no i to niezadowolenie się wylało.

Zobacz wideo

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: