Żołnierze GRU zatrzymani na Ukrainie: "Dlaczego się do nas nie przyznają? Był rozkaz!"

- Był rozkaz! Nie jestem terrorystą. Przecież przysięgałem Ojczyźnie - mówi jeden z rosyjskich żołnierzy zatrzymanych na Ukrainie. - Dlaczego oni się do nas nie przyznają? - pytał dziennikarzy. Po ich wypowiedziach Kreml zapowiedział, że "robi wszystko, by ich uwolnić".

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasSą jeńcami ukraińskiej armii. Leżą ranni w pojedynczych salach szpitalnych, które ochrania 15 ludzi w cywilu. To Rosjanie, którzy zostali zatrzymani 15 maja. Powiedzieli, że znaleźli się pod ostrzałem, odnieśli obrażenia i zostali pojmani w pobliżu miejscowości Szczastia w obwodzie ługańskim na wschodniej Ukrainie. Obaj twierdzą, że byli na misji zwiadowczej, że byli uzbrojeni, lecz nie mieli rozkazu atakowania.

Aleksandr Aleksandrow wczoraj przeszedł operację nogi. Na razie nie może jeszcze wstać z łóżka. Lekarze mówią, że gdy przejdzie rehabilitację, będzie chodzić. Jerofiejewowi operowali rękę. Amputacja mu nie grozi. Wcześniej w szpitalu odwiedzili ich psychologowie, adwokaci i przedstawiciele OBWE i Czerwonego Krzyża. Zabrakło jedynie przedstawicieli Rosyjskiej Federacji. Dziś dotarli do nich reporterzy rosyjskiej "Nowej Gaziety" .

Aleksandr Aleksandrow

Ma 28 lat. Urodził się na Sachalinie. - Jestem obywatelem Rosyjskiej Federacji - mówi. Opowiada, że 15 maja z dowódcą grupy poszli na zwiady do miasta Szczastia. - Nikogo tam nie było. Pozycje były puste. Cisza. Podeszliśmy jeszcze bliżej i usłyszałem wystrzały. Zdołałem pobiec 15 metrów. Trafili mnie. Potem zatrzymali mnie żołnierze ukraińskich sił zbrojnych.

- Czy ktoś z przedstawicieli Rosyjskiej Federacji odwiedził was? - pyta reporter.

- Nie.

- Słyszał pan o oświadczeniu rosyjskiego ministerstwa obrony, że od grudnia 2014 nie jest pan już rosyjskim wojskowym?

- Pierwsze słyszę.

Reporter przytacza mu wczorajszy materiał z rosyjskiej telewizji Rossija-24 , w którym jego żona mówi o tym, że jej mąż został zwolniony ze służby w grudniu 2014 roku, a ona nie wiedziała o jego podróży na Ukrainę.

- Moja żona występuje w tym materiale, czy pokazali jedynie jej fotografię? - dopytuje. - Powiedz, dlaczego tak się dzieje. Był rozkaz! Nie jestem terrorystą. Przecież przysięgałem Ojczyźnie - mówi Aleksandrow reporterowi. - Dlaczego oni się do nas nie przyznają? Jestem wojskowym sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. W każdym razie byłem. Sam się nie zwalniałem, żadnego raportu nie zdawałem. Status wojskowego podoba mi się bardziej niż status najemnika czy bandyty - dodaje.

- Wie pan, że strona ukraińska obwinia pana o terroryzm?

- Nie wiem, co odpowiedzieć. Dostałem rozkaz.

Aleksandrow mówi też dziennikarzowi, że ministerstwo obrony obiecało za wyprawę na Ukrainę podwójną wypłatę, ale jej nie otrzymał.

 

Jewgienij Jerofiejew

Kapitan Jerofiejew twierdzi, że przyjechał na Ukrainę w roli obserwatora wojny domowej, w którą Rosja jest wciągana. Nie dowierza informacjom o tym, że rosyjska armia się ich wyparła.

- To szum informacyjny. Ja się nie zwalniałem - mówi.

- W Ługańskiej Republice Ludowej nazywają pana współpracownikiem milicji ludowej.

- Możliwe. Przebywałem tu jako rosyjski wojskowy, wypełniałem rozkazy. Nikogo nie zabijałem.

Tłumaczy, że nie uczestniczył w działaniach wojennych. Donosił jedynie o naruszeniach pokoju mińskiego po obu stronach konfliktu. - To smutne, że o nas zapomnieli, zostawili, chcą nas spisać na straty - mówi. Jednak nie wierzy do końca informacjom o oświadczeniu rosyjskiego ministerstwa obrony.

- Szczerze mówiąc, jedynie nam to zakomunikowali, że było takie oświadczenie. Jeńców po obu stronach jest wielu. Mogliby nas zamienić.

- Uważa pan siebie za jeńca? Wojskowego ŁRL czy Rosji?

- Nie było oficjalnego wypowiedzenia wojny. Ale jeśli jestem rosyjskim wojskowym i dostałem się do niewoli, to pewnie jest jakaś możliwość wymiany.

- Jest pan oficerem GRU?

- Oficerem wywiadu GRU - odpowiada i dodaje, że jego misja polegała na obserwacji, a misji obserwacyjnych jest na Ukrainie wiele. Twierdzi też, że rosyjskich wojsk na Ukrainie nie ma.

- Pojmali nas obu - obserwatorów. I chcą wydać jako część rosyjskiej armii, która wkroczyła na Ukrainę. A w DRL i ŁRL swoich ludzi im starcza. A z nami chcą prowadzić grę polityczną. Pokazać nas jako agresorów, przedstawicieli całej armii. A armia to setki tysięcy ludzi, techniki wojennej, sztaby. Tego nie ma.

- A o buriackich oddziałach czołgistów pan słyszał?

- Słyszałem, ze Rosja przerzuca z Sachalina swoje ostatnie rezerwy.

- Oni też są obserwatorami?

- O tym nie słyszałem. Na Ukrainie jest dużo narodowości.

Dodał jeszcze, że w szpitalu odwiedzali ich wszyscy: i OBWE, i Czerwony Krzyż. - Przychodzili wszyscy, oprócz ambasady Rosji. Rozumiem, że odcięli się ode mnie jako wojskowego. Czort z nimi, ja jestem obywatelem swojego kraju i chciałbym zobaczyć jakiegoś przedstawiciela - mówił.

 

Pieskow: Rosja robi wszystko, by ich uwolnić

Po oświadczeniu OBWE i ukazaniu się tego reportażu w "Nowej Gaziecie" rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow zapowiedział, że Rosja robi wszystko, by uwolnić dwóch zatrzymanych na Ukrainie.

SBU twierdzi, że kpt. Jewgienij Jerofiejew i sierżant Aleksandr Aleksandrow na wschód Ukrainy przedostali się na przełomie marca i kwietnia. Ich zadaniem było prowadzenie działań rozpoznawczych. Obaj powiedzieli, że są żołnierzami rosyjskich sił specjalnych (specnazu) w służbie czynnej. Po zatrzymaniu dwóch wojskowych rosyjskie Ministerstwo Obrony oświadczyło, że nie są oni obecnie żołnierzami sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Według doradcy szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Markijana Łubkiwskigo są podejrzani o popełnienie przestępstwa - powołanie grupy lub organizacji terrorystycznej.

Wcześniej ukraiński prezydent Petro Poroszenko oświadczył w rozmowie z BBC, że "ukraińskie siły rządowe zatrzymały dotychczas dziesiątki rosyjskich żołnierzy, walczących na wschodzie kraju w szeregach separatystów, co świadczy o bezpośrednim zaangażowaniu Rosji w konflikt w Donbasie".

Więcej o: