Armia chłopców Putina. Po szkole polerują kałasznikowy, rzucają nożami, skaczą ze spadochronem

Taktyka, strzelanie bojowe, walka na gołe pięści, rzucanie nożem i skoki ze spadochronem. Tego po szkole i w weekendy mogą nauczyć się rosyjskie nastolatki. Gdy ukończą szkolenie, jeśli zechcą, mogą wstąpić do armii, a nawet pojechać na Ukrainę.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas- Trzymaj pewnie, niech nóż stanie się częścią ciebie. Przekręć tułów, wyciągnij rękę i pozwól mu wysunąć się spod twoich palców w jednym gładkim ruchu - mówi instruktor grupie nastolatków. Po chwili nóż wbija się w drewnianą skrzynię. Po ćwiczeniach z rzucania nożem chłopcy i dziewczyny uczą się rozkładać i polerować kałasznikowy. Tak wyglądają weekendowe zajęcia Wojenno-Patriotycznego Klubu "Awangard" na przedmieściach Moskwy, w dzielnicy Jarosławskij. Opisał je w zeszłym tygodniu dwumiesięcznik "Foreign Policy" .

Oprócz tego młodzi moskwianie szkolą się też w taktyce, strzelaniu bojowym, walce wręcz i skokach ze spadochronem. A to wszystko nie wyjeżdżając z Moskwy, wieczorami, po szkole, codziennie od 18 do 20 lub w weekendy. "Warto przyjść chociaż raz na tydzień, raz na miesiąc" - zapewniają organizatorzy .

 

200 tys. członków paramilitarnych klubów. "Byleby zdrowia starczyło!"

Awangard to niejedyny taki klub w Moskwie. W samej stolicy działają też inne wojenno-patriotyczne grupy, w których wykładają instruktorzy, oficerowie i sierżanci. To m.in. Rajd, Szkoła Zwycięzców i Puchar Wyzwania. Organizują rosyjską młodzież pod starą, radziecką nazwą - "Nasza Armia". Sześć lat temu rosyjski rząd wskrzesił paramilitarne kluby młodzieżowe, zapomniane jeszcze w czasach radzieckich. A w 2010 r. Władimir Putin ogłosił dziesięcioletni "federalny system przygotowania wojskowego dla obywateli rosyjskich", by poszerzyć ich sieć.

Nad projektem czuwa społeczno-państwowe Dobrowolne Stowarzyszenie Wspierania Armii, Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej (DOSAAF). Jego przewodniczącym od grudnia zeszłego roku jest były rosyjski minister obrony narodowej Aleksandr Kołmakow.

Nie ma, niestety, oficjalnych statystyk, jeśli chodzi o liczbę członków takich klubów. "FP" podaje, że może ich być nawet 200 tys. "Zapraszamy do współpracy wojenne i sportowe kluby, instruktorów od taktyki, medycyny, oficerów i sierżantów. I wszystkie organizacje lojalne wobec Ojczyzny!" - ogłasza się "Nasza Armia". "Zgłoś się, bądź częścią jednej drużyny, zaciągnij się do wybranych oddziałów: powietrznodesantowego, wywiadu, piechoty morskiej. Byleby zdrowia starczyło!"

Uczestnicy od 17 do 26 lat. I dzieci

Kto może się zgłosić? "Rosyjskie dziewczęta i chłopcy w przedziale wiekowym od 17 do 26 lat" - głosi komunikat . Ale w ćwiczeniach uczestniczą też młodsi. Na stronie Wojenno-Patriotycznego Klubu "Awangard" umieszczone są zdjęcia. Na jednym z nich widzimy przełożonego grupy - Stepana Zotowa, który odczytuje listę obecności. Przed nim stoją w szeregu dzieci obok starszych chłopców. Są wśród nich też dorośli mężczyźni.

Większość jest w mundurach, które odziedziczyli po rosyjskiej armii. Naszywki z napisem "Rosyjskie Siły Zbrojne" zastąpiono nowymi, ze złotym dwugłowym orłem z rosyjskiego herbu.

 

"Uczymy czegoś więcej niż aspekt militarny"

- Przez wszystkie te lata patriotyzm i edukacja militarna były dla mnie pasją. Teraz jestem gotów na kolejny krok. Jestem dumny z mojego kraju i jego historii. Chcę mu służyć - mówi reporterowi "FP" 18-letni Paweł Puszkin. Pięć lat uczył się pod okiem Zotowa w klubie Awangard. Teraz przygotowuje się do wstąpienia do armii. Bo szkolenie w programie "Nasza Armia" daje solidne przygotowanie do prawdziwej służby.

Puszkin wstąpił do klubu Awangard po tym, jak pięć lat temu 30-letni Zotow odwiedził ich szkołę. Prezentował się świetnie: absolwent prawa, włada biegle angielskim, członek skrajnie prawicowej partii Ojczyzna. Przewodził klubowi Awangard od jego powstania w 2010 r. Proponował udział w weekendowych eskapadach, grach wojennych.

- Pierwszą rzeczą, której uczymy nowych członków, to szacunek dla autorytetu i powstrzymanie swojej dumy. Uczymy czegoś więcej niż aspekt militarny. Nie chodzi jedynie o wypełnianie rozkazów - uczymy kontrolować ducha - powiedział Zotow reporterowi "FP".

"Kosmos. Dobro. Imperium". "Żyjemy w epoce wojny"

Na stronie "Naszej Armii" można znaleźć ideologiczną wykładnię zatytułowaną: "Kosmos. Dobro. Imperium". Dalej wymienione są hasła: "Duchowa Wojna, Nowa Prawda, Wielki Cel - Kosmos, Imperium Dobra - Imperium Człowieczeństwa".

"Jesteśmy pewni, że żyjemy w epoce wojny. Najstraszniejszej wojny, którą prowadzi się pod przykrywką pokoju. Niejawnej wojny, którą już dawno powinno się wyjawić. Wojny, która niszczy człowieczeństwo, obracając tytanów myśli i bohaterów pracy w garstkę konsumentów. W tej wojnie główną i jedyną bronią jest duch. Wielki, bohaterski, bojowy duch rosyjskiej cywilizacji. Uratujemy go i wygramy albo zginiemy" - czytamy na stronie .

Ukraina? "To mój obowiązek jako mężczyzny"

Zotow uważa, że tę wojnę najlepiej oddaje konflikt na Ukrainie. Według niego to kontynuacja cywilizacyjnej bitwy pomiędzy Rosją a Zachodem, bitwy pomiędzy niekompatybilnymi ideologiami, którą Rosja musi wygrać. Zotow był na Ukrainie. Spędził tydzień w strefie działań wojennych. Pojechał tam, jak mówi "FP", z konwojem humanitarnym.

- To mój obowiązek jako mężczyzny. Jeśli tysiące ludzi pojedzie tam i zrobi swoją część, to będziemy niepokonani. Moi starsi absolwenci i absolwenci z innych klubów też poczuli tę misję - powiedział "FP". - Jednak nie ma po co tam jechać, żeby przenosić skrzynki. Potrzebujemy ludzi, którzy przeszli specjalne szkolenie, którzy mają wiedzę i doświadczenie. Wielu nie trzeba przekonywać - dodał.

"Nic was nie powstrzyma, ale to nie nasza wojna"

Zotow zapytany, jakby się czuł, gdyby jego podopieczny, 18-letni Puszkin, pojechał walczyć na Ukrainę, odpowiedział: "Byłbym dumny". Sam Puszkin ma wątpliwości. - Jeśli będę potrzebny, pojadę. Ale na razie jestem bardziej potrzebny tutaj - powiedział.

Z kolei przywódca innego paramilitarnego ugrupowania powiązanego z Cerkwią prawosławną, Denis Tropin, stracił na wojnie na Ukrainie już dwóch członków swojego klubu. Pierwszy to 27-letni instruktor - poległ na donieckim lotnisku. Drugi pojechał na wojnę jako sanitariusz. Miał 19 lat. - Nie uprzedzili mnie. Po prostu pojechali. Potem dowiedziałem się, że nie żyją - przyznaje Tropin i dodaje: - Mówię młodym: nic was nie powstrzyma przed wyjazdem, ale to nie nasza wojna.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: