Wanda Nowicka, wicemarszałkini Sejmu, gościła w Poranku Radia TOK FM u Janiny Paradowskiej i długo opowiadała o wyborach prezydenckich, w których nie udało jej się wystartować. Nie zebrała wymaganych 100 tys. podpisów.
Najpierw rozważała, na kogo odda głos. - Wciąż nie wiem i chwila decyzji się zbliża. Bardzo ona mnie przeraża - wyznała. Stwierdziła, że ze stawki 11 kandydatów dopuszcza trzech: Janusza Palikota (najbliższy programowo), Magdalenę Ogórek (jedyna kobieta) i Bronisława Komorowskiego (za konwencję antyprzemocową). Jednocześnie jednak wszystkich trzech odrzuca. Palikota za utraconą wiarygodność, Ogórek za całokształt, a Komorowskiego za konserwatywne w istocie poglądy.
Nowicka ubolewała też nad rozbiciem i słabością lewicy. Tłumaczyła się też ze swojego startu, który podyktowany miał być faktem, iż SLD i Twój Ruch nie porozumiały się w sprawie wspólnego kandydata.
- Przy całej sympatii do Zielonych nie miałam absolutnie żadnej wiary, że uda im się zebrać podpisy. Nigdy im się to nie udawało - stwierdziła, odnosząc się do kandydatury Anny Grodzkiej. - Mam nadzieję, że koledzy się nie obrażą - dodała.
- Ja, startując z Unii Pracy, liczyłam się, że tych podpisów nie zbiorę. Zwłaszcza że zaczęłam późno. Miałam trzy tygodnie na kampanię. I jeśli przez ten czas zebrałam 90 tys., to nie jest zły wynik - stwierdziła w końcu. - Sądziłam, że Grodzkiej się nie uda, może mnie się uda. Dlatego się na to zdecydowałam - skwitowała.