Sąd skazał w zeszłym tygodniu Mariusza Kamińskiego (wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości) za przekroczenie uprawnień szefa CBA przy "aferze gruntowej" w 2007 r. na trzy lata więzienia i 10-letni zakaz zajmowania stanowisk we władzach, administracji i służbach państwowych.
Według sądu CBA podżegało do korupcji i nie było też podstaw prawnych i faktycznych do wszczęcia operacji ws. odrolnienia gruntu w ministerstwie rolnictwa. Wiele osób po ogłoszeniu wyroku zwracało uwagę, że sąd wymierzył politykowi PiS karę wyższą, niż domagała się prokuratura. A te komentarze - zdaniem Janiny Paradowskiej - wynikają wprost z przekonania, że funkcjonariuszom publicznym więcej wolno.
"Ten wyrok oczywiście wskazuje, że Sejm nie uporał się z nadużyciami władzy w czasie rządów koalicji PiS-Samoobrona-LPR, że komisja śledcza badająca te nadużycia w gruncie rzeczy się skompromitowała, że nadal nie ma wniosku o postawienie przed Trybunałem Stanu Zbigniewa Ziobry, ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, że sam Trybunał Stanu jest instytucją martwą" - pisze publicystka w najnowszym wydaniu "Polityki".
Jej zdaniem nawet twierdzenie, że odpowiedzialność polityczną wymierzają wyborcy, też jest niebezpieczne - bo w końcu opinię publiczną łatwo zwodzić. "Ten wyrok zapadł jednak w konkretnej sprawie i dobrze, że jest" - podkreśla Paradowska. W jej opinii surowość wyroku pokazuje, że działania Kamińskiego uderzały w samą istotę państwa prawa.
Publicystka zauważa, że nikt nie pyta, dlaczego prokuratura - stawiając wiele, naprawdę poważnych zarzutów - nie zażądała po prostu wyższej kary dla polityka PiS. "Czy prokuratura nadal uważa, że jej obowiązkiem jest głównie ściganie, a nie ochrona praworządności?" - pyta Paradowska.
Cały jej komentarz w najnowszym wydaniu "Polityki".