Lis we wstępniaku do najnowszego "Newsweeka" porównuje, jak do kampanii podchodzą współpracownicy dwóch głównych kandydatów: Bronisława Komorowskiego i - cieszącego się niemal dwukrotnie mniejszym poparciem - Andrzeja Dudy z PiS.
"Na placu boju z jednej strony mamy generała ze średnio zorganizowanym pospolitym ruszeniem, a z drugiej - żołnierzy don Jarosława, zdyscyplinowanych, karnych, gotowych od rana do wieczora trąbić w propagandowe surmy i odwracać kota ogonem" - pisze Lis. Jego zdaniem Komorowski nie ma łatwo, po części dlatego, że "żołnierze prezesa nie mają skrupułów", np. w sprawie przekonania, że urzędujący prezydent odpowiada za aferę SKOK. A to - co przypomina Lis - "horrendalna brednia".
Tomasz Lis zauważa, że gdy porównać stronników obu kandydatów, to mamy "z jednej strony facetów z baseballami, z drugiej kuracjuszy na wydłużonym turnusie w Ciechocinku".
Naczelny "Newsweeka" wytyka kandydatowi PiS wszystko, co mógłby wykorzystać Bronisław Komorowski, np. aferę wokół SKOK-ów, "pokazującą moralną deprawację PiS i brak kręgosłupa moralnego kandydata Dudy", czy też opublikowanie informacji o członkostwie Dudy w Unii Wolności, która "potwierdza wrażenie, że jest on zwykłym karierowiczem i oportunistą".
Lis podkreśla, że do tego wszystkiego dochodzi wyrok na wiceprezesa PiS - Mariusza Kamińskiego, który - zdaniem dziennikarza - przypomina, "jaki straszliwy smrodek unosił się nad IV RP".
Cały komentarz Lisa w najnowszym wydaniu "Newsweeka".