"Przykro jest filosemicie, gdy stawiają mu zarzut antysemityzmu. Szczególnie przykro, gdy stawiają mu go antysemici, sojusznicy antysemitów albo ludzie, którym antysemityzm generalnie nie przeszkadza. Zarzut jest jednak z kategorii najpoważniejszych, dlatego warto się zastanowić, kim naprawdę jest ten, który go stawia, komu go stawia, a przede wszystkim dlaczego" - tak Tomasz Lis zaczyna wstępniak w najnowszym "Newsweeku".
Tekst to odpowiedź na oskarżenia o antysemityzm, które posypały się na redakcję po ubiegłotygodniowej publikacji dotyczącej Andrzeja Dudy. W tekście, przypomnijmy, znalazł się fragment dotyczący teścia polityka PiS. A dokładnie jedno zdanie wywołało burzę: "Julian Kornhauser, z pochodzenia Żyd, w jednym ze swoich wierszy rozliczał się z Polakami biorącymi udział w pogromie kieleckim, za co przez prawicowców został okrzyknięty polakożercą".
I tyle. Dość, by media braci Karnowskich (nazywane przez Lisa ''szczujnią'') zarzuciły "Newsweekowi" antysemityzm i "lustrację według kryteriów ustaw norymberskich".
Według redaktora naczelnego "Newsweeka" oburzenie prawicowych komentatorów jest tym bardziej zaskakujące, że wcześniej nie reagowali w znacznie bardziej oburzających sprawach. Choćby tych, które pamiętamy z poprzednich kampanii prezydenckich. "Dziesięć lat temu na naszej prawicy, w przededniu wyborów prezydenckich, rozpętała się historia wokół dziadka z Wehrmachtu. Jakoś trudno sobie przypomnieć falę oburzenia na prawicy z powodu tej akcji. Skoro uderzała w Tuska, była pożądana, nie było więc sensu jej potępiać. Pięć lat temu prawicowy tygodnik w ogromnym tekście zlustrował rodzinę żony kandydata PO na prezydenta i jej żydowskie korzenie. I wtedy nie padł na prawicy nawet głos potępienia" - przypomina Tomasz Lis.
Zdaniem dziennikarza oba przykłady dają podstawy, by ocenić walkę polskiej prawicy z antysemityzmem jako "wybitnie selektywną". Według Lisa z jawnymi przejawami antysemityzmu prawica woli nie walczyć.
Reakcję prawicowych komentatorów na ubiegłotygodniową publikację "Newsweeka" Lis nazwał "amokiem". Jak ocenił, awantura miała "przykryć" to, co dla PiS niewygodne, np. afery SKOK-ów czy pomijanie przez Andrzeja Dudę swojej politycznej przeszłości.
Tomasz Lis próbuje dostrzec w oskarżeniach formułowanych przez "szczujnię" dobre strony. Jak ocenił, skoro "prawicowi publicyści gremialnie wyrazili niechęć do antysemityzmu", zajmą się teraz np. potępianiem antysemickich treści "w Radiu Maryja, na piłkarskich stadionach".
Więcej w obszernym wstępie do najnowszego numeru ''Newsweeka''.