"Szanowni państwo, dudabus przyjechał". Prawdziwa kampania trwa w małych miastach

Wspólne zdjęcia, autografy i okrzyki radości. "Przyszłego prezydenta będziemy mieli" - cieszy się ktoś na placu; "Napisali, że jego teściu jest Żydem niemieckim" - rzuca ktoś inny. Pojechaliśmy do Mińska Mazowieckiego, by zobaczyć, jak wyglądają spotkania z wyborcami poza dużymi ośrodkami, bez kamer, baloników i konfetti.

Mińsk Mazowiecki. Niemal 40 tys. mieszkańców. Starostwo powiatowe, jednostka wojskowa, trochę handlu. Stopa bezrobocia w powiecie: 12 proc. W ostatnich wyborach do sejmiku wojewódzkiego PiS i PO zgarnęły niemal równo po 30 proc. głosów. Burmistrzem jest Marcin Jakubowski z PO, drugą kadencję.

Na placu Hallera w centrum miasta sporo ludzi. Pogoda ładna, wiosenna, ale powód inny. "Przyszłego prezydenta będziemy mieli" - cieszą się między sobą. Do miasta za moment przyjedzie Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta. Spotka się z mieszkańcami.

- Napisali, że jego teściu jest Żydem niemieckim - mówi mieszkaniec.

- Dobrze, że jeszcze nie prapradziadek - ripostuje mu sceptycznie inny.

Choć dopiero przed południem i do planowanego przyjazdu ponad pół godziny, na placu zebrała się ponad setka ludzi. Głównie emeryci, ale są i matki z dziećmi, które wyszły na spacer. Partyjny aktyw rozdaje gazetki i ulotki. Związkowcy z "Solidarności" z flagami. Przewinęło się też kilku harcerzy.

Rozmowy o Polsce

Nagle poruszenie. "Szanowni państwo, dudabus przyjechał!" - krzyczy młody działacz PiS w eleganckim płaszczu. Pięć minut przed czasem autobus zatrzymuje się na niedalekim przystanku. Po chwili wychodzi z niego Duda w asyście kilku sztabowców. Towarzyszą mu Marcin Mastalerek, rzecznik PiS, i Krystyna Pawłowicz, posłanka. Wysiada też Krzysztof Skowroński, szef Radia Wnet i prezes SDP. Szybko jednak odchodzą na bok, Dudę otaczają lokalni, mniej znani posłowie, samorządowcy, działacze.

"Andrzej Duda, to się uda!" - skanduje tłum, rytmicznie klaszcząc. - Ale nam się udało - cieszy się po chwili jedna z kobiet, wyraźnie zadowolona z oprawy.

- Dziękuję, że przyszliście porozmawiać o Polsce - zaczyna Duda. Stoi przy pomniku poświęconym Konstytucji 3 maja, otoczony publicznością. - Przykro mi, kiedy jeżdżąc na te spotkania po całej Polsce, wszędzie słyszę ten sam głos - nie widzimy dla siebie w tym kraju perspektywy. Czy tak powinna wyglądać Polska? - pyta.

"Niech się przyzna!"

Mówi to, co słyszeliśmy w ostatnich dniach w mediach. O emigracji, wieku emerytalnym, rolnikach, prywatyzacji lasów.

- Jak zabraknie młodych, Polska zniknie z mapy. Nie dlatego, że ktoś zaatakuje, ale rozpłynie się w społeczeństwach zachodniej Europy - mówi Duda. Oklaski.

- Chciałbym zadać pytanie prezydentowi, skoro mówi tyle o bezpieczeństwie, co zrobił przez osiem lat dla polskiej armii? Polska armia została zniszczona! - mówi Duda. "Niech się przyzna, niech się przyzna, co zrobił w MON!" - rzuca ktoś z tłumu.

- A co z gazem łupkowym!? - pyta dramatycznie Duda. "Moje myśli" - wzdycha kobieta.

- Tusk się emeryturą nie przejmuje - mówi Duda. "Sprzedał się!" - krzyczy ktoś. Ludzie kiwają głowami.

Duda mówi, że przez lata wmawiano Polakom, że prezydent to strażnik żyrandola. - Przyznaję, prezydent sam wszystkiego nie zrobi. Ale to nie jest tak, że nie ma kompetencji - zauważa. Podkreśla, że głowa państwa musi wsłuchiwać się w głos różnych grup społecznych, także tych o odmiennych poglądach. - To wielka rola prezydenta: otwarcie na sprawy społeczne, a nie zamykanie się na sprawy kraju - wskazuje.

Mówi długo, ponad pół godziny.

"Raz już zostali oszukani"

- Przyjechałem tu, do Mińska, prosić państwa o wsparcie. W kampanii i przy urnach - apeluje wreszcie Duda. Ludzie znów skandują "Andrzej Duda, to się uda!". - Tak, jeśli pójdziecie do urn - wtrąca kandydat PiS. - Chciałbym, byście wyszli z tego spotkania i zarażali otoczenie wiarą, że można zmienić ten kraj - dodaje.

Do Dudy podchodzi młody mężczyzna. Pyta o emigrantów. - Nie mówię "wracajcie". Nie ma do czego wracać. Trzeba najpierw władzę zmienić - odpowiada polityk.

"Wybory uczciwe trzeba przeprowadzić!" - krzyczy starszy mężczyzna. Duda to ignoruje, mówi dalej: - Nie mam sumienia jechać do Londynu i mówić "wracajcie". Ci ludzie raz już zostali oszukani - zaznacza.

Ktoś zauważa, że PiS rządził już dwa lata. - To tylko dwa lata - mówi Duda. Podkreśla, że bezrobocie spadło przez ten czas z 17 do 10 proc. - Nikt nie mówi, że naprawi się Polskę w dwa lata - upomina.

"Dość tych kłamstw!"

Teraz czas na kwiaty, wspólne zdjęcia i podpisy. Na ulotkach, kartkach, koszulkach. Prowadzący spotkanie działacz mówi: - W niedzielę był tu pusty bronkobus! - publika odpowiada śmiechem. - Było kilku działaczy PO i burmistrz. A nas tu we wtorkowe południe 200 osób! - cieszy się.

Po kilku minutach Duda znika w autobusie. Jedzie dalej, do Siedlec. Ludzie machają na pożegnanie.

Publiczność szybko się rozchodzi, na placu zostaje tylko kilka grup starszych ludzi. - Wreszcie coś ruszy - mówi jedna z emerytek. Razem z trzema koleżankami od lat głosują na PiS. Komorowski? - Człowiek nie panuje nad tym, co mówi. W niedzielę mówił, że z wody mózg się robi. Czy tak się mówi? I on chce zostać prezydentem? - pyta kobieta. - Dość tych kłamstw - dorzuca druga.

- Ja jestem opozycjonistą od 1976 roku - zapala się zagadnięty mężczyzna. - PO i PiS to nie jest różnica. To jest jedno środowisko. PiS to była jedna z najbardziej korupcjogennych organizacji, zwłaszcza w Mińsku - zaznacza.

- Ale będę głosował na Dudę - zaskakuje. - On jest młody, z Małopolski. Lepszy niż ta czerwona KOR-owska zaraza.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: