Wszystko zaczęło się w październiku 2014 r., kiedy PiS szukało oszczędności. W warszawskiej centrali partii zapadła decyzja o likwidacji kilkudziesięciu etatów - pisze "Newsweek" .
Według gazety likwidacja ta jednak odbyła się tylko na papierze, bo PiS potrzebowało pracowników. Rozwiązaniem tego problemu miały się okazać pieniądze z Unii Europejskiej przeznaczone na wynagrodzenia dla asystentów europosłów.
Proceder miałby polegać na tym, że dana osoba zatrudniona jako asystent europosła dostawałaby pensję z unijnych pieniędzy jako asystent, a w rzeczywistości wykonywałaby zupełnie inne obowiązki. - Żartowaliśmy, że urządzono targ niewolników. (...) Deputowani i asystenci byli parowani przypadkowo, czasem nawet się nie znali - mówi "Newsweekowi" osoba z centrali PiS w Warszawie.
"Wśród europosłów, którzy przejęli pracowników partii, znaleźli się m.in. Andrzej Duda, Zbigniew Kuźmiuk, Tomasz Poręba i Ryszard Legutko" - twierdzi "Newsweek".
Jako jeden z kilku przykładów tygodnik opisuje sprawę Natalii Grządziel pracującej oficjalnie jako asystentka Poręby. - Ten etat to dla niej finansowy bonus. Nie słyszałem, żeby cokolwiek robiła dla Poręby. A czym zajmuje się [w centrali - red.] na Nowogrodzkiej? Załatwia sprawy zlecane przez Joachima Brudzińskiego, a jak trzeba, to bierze kuferek z partyjnymi kosmetykami i maluje prezesa - mówi tygodnikowi "rozmówca z biura PiS". Sama Grządziel, jak pisze gazeta, "nie jest zbyt rozmowna".
"Newsweek" podaje, że na podobnych warunkach pracuje też m.in. osoba, która opiekowała się matką Jarosława Kaczyńskiego. "Jakie ma kompetencje, by być asystentką europosła?" - pyta "Newsweek". Twierdzi, że Poręba, zatrudniający kobietę, nie odpowiada na to pytanie.
"Sprawa może się skończyć dla PiS konsekwencjami, bo proceder opłacania pracowników partii z pieniędzy europejskich jest nielegalny" - podaje "Newsweek".
Informuje, że Martin Schulz, szef europarlamentu, "kilka dni temu zawiadomił Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych OLAF (...) o aferze asystenckiej w szeregach francuskiego Frontu Narodowego. Według doniesienia deputowani dowodzeni przez Marine Le Pen mieli zatrudniać asystentów, którzy w rzeczywistości pracowali dla partii".
Czy podobny los spotka PiS? - Będziemy badać tę sprawę - zapowiada rzecznik prasowy europarlamentu Jaume Duch.
Do artykułu odniósł się podczas konferencji prasowej Jarosław Kaczyński. Poproszony o komentarz stwierdził, że "Newsweek" posunął się za daleko w atakach na Andrzeja Dudę i pozostałych polityków PiS.
- Wobec tego w ogóle nie warto tego komentować, bo to jest po prostu poniżej pewnego poziomu - powiedział Kaczyński. - Jeśli ktoś ma jakieś pretensje co do zatrudnienia, są odpowiednie instytucje Unii Europejskiej, niech się do nich zgłosi. Ale radziłbym się zgłosić w sprawie wszystkich partii, a nie tylko Prawa i Sprawiedliwości - dodał.
- Powrót do tego typu motywów w tzw. głównym nurcie, w tzw. poważnym tygodniku, to jest pokaz tego, że w Polsce można już wszystko - powiedział później. - To jest arcyskandal, ci panowie, którzy dzisiaj kierują "Newsweekiem", powinni z polskiego życia publicznego zniknąć - stwierdził.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!