Bliski Wschód: Mundial 2022 przygotują nam niewolnicy. Nie tylko Katar jest winny. Drakońskie prawo stosują wszystkie kraje Zatoki Perskiej

Arabskie słowo "kafeel" znaczy "opiekun". Jednak obowiązujące w państwach Zatoki Perskiej prawo kafala nie ma z opieką nic wspólnego. Dziesiątki tysięcy robotników i pracownic domowych z krajów Azji Południowej są traktowani jak niewolnicy. - Pracujemy od świtu do nocy, nawet w pięćdziesięciostopniowych upałach. Karmią nas czym popadnie, płacą marnie - opowiadał w wywiadzie dla BBC jeden z robotników przygotowujących obiekty sportowe na Mistrzostwa Świata w Katarze.

Po głośnym reportażu BBC Sport o katarskich przygotowaniach do mistrzostw świata w piłkę nożną w 2022 roku pod adresem organizatora przetoczyła się fala krytyki. Okazało się, że robotnicy pracujący przy budowie obiektów na mistrzostwa są zmuszani do zbyt ciężkiej pracy, często nie dostają wynagrodzenia, a warunki, w których przebywają, są skandaliczne. Nawet jeśli chcą zerwać kontrakt i wrócić do domu, okazuje się, że nie jest to takie proste. Wszystko to jest możliwe za sprawą systemu prawnego kafala.

Współczesne niewolnictwo

Kafala jest systemem prawnym obowiązującym we wszystkich krajach Zatoki Perskiej. To rodzaj sponsoringu, który zobowiązuje pracodawcę do zagwarantowania przed władzami, że dany cudzoziemiec będzie przestrzegał wszystkich praw obowiązujących w konkretnym kraju. Automatycznie staje się on prawnie odpowiedzialny za osobę, którą zatrudnia. Ma nawet prawo skonfiskować jej paszport i wizę. - Związek między pracodawcą a pracobiorcą jest bardzo ścisły. W zasadzie życie takiego robotnika jest całkowicie zależne od osoby, która go zatrudnia - mówił dla TOK FM.pl dr George Yacoub, arabista z Wydziału Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego. - Samo słowo "kafeel" po arabsku oznacza "opiekun", ale nikt nie będzie się kłócić, że w tym kontekście to daleko posunięte nadużycie - tłumaczył Yacoub. - Robotnicy budujący obiekty sportowe na mistrzostwa są jak niewolnicy w Egipcie, budują współczesne piramidy - dodał.

Koszmar niewolnika

Największe grupy imigrantów napływają do krajów Zatoki Perskiej z Nepalu, Filipin, Sri Lanki i Bangladeszu. Najczęściej są wykorzystywani jako tania siła robocza przy różnego rodzaju budowach albo jako pomoc domowa.

Amin Lamichhane, Nepalczyk pracujący dla jednej z firm budowlanych w wywiadzie dla BBC, skarży się na warunki, w jakich pracuje. - Nie dostajemy kasków ani żadnych zabezpieczeń. Pracujemy od świtu do nocy, nawet w pięćdziesięciostopniowych upałach. Firma nie dba o nas. Karmią nas czym popadnie, płacą marnie. Nikt nie rozumie, co czujemy, jesteśmy tylko robotnikami - mówił rozgoryczony chłopak. - To upokarzające, że mogą zabierać nam dokumenty, nie mogę nawet wrócić do domu - dodał.

Inny Nepalczyk, któremu udało się po trzech latach spędzonych w Katarze wrócić do domu, opowiada historię, kiedy podczas pracy jeden z jego kolegów spadł z budynku i zmarł, ponieważ nie był w żaden sposób zabezpieczony. - W Katarze jest się niewolnikiem. Moja firma nie zapłaciła mi za 11 miesięcy pracy, jakimś cudem udało mi się odzyskać paszport i wrócić do domu. Wielu moich kolegów nie miało tyle szczęścia - mówił.

Santos Tharu, młody chłopak, który doznał kontuzji podczas noszenia czterdziestokilogramowych ciężarów, nadal nie może wrócić do ojczyzny. - W końcu nabawiłem się urazu, który spowodował, że nie mogłem wstać z łóżka przez tydzień. Przez kontuzję zostałem skreślony z listy pracujących. Powiedzieli, że odeślą mnie do Nepalu w ciągu 10 dni. Minęły dwa miesiące, a ja wciąż jestem w Katarze bez pieniędzy i dokumentów. Jestem zdany na ich łaskę - mówił.

 

Kobiety przeżywają dramat

Imigrantki z Bangladeszu, Filipin czy Nepalu, które na podstawie fałszywych obietnic zdecydowały się na pracę w krajach Zatoki, są w jeszcze cięższej sytuacji niż robotnicy. Większość kobiet pracuje jako pomoc domowa. - Prawie wszystkie są przewożone do Kataru i innych państw, takich jak Kuwejt lub Zjednoczone Emiraty Arabskie, przez agencje pracy, a później kierowane do konkretnych pracodawców. Często dochodzi do strasznych nadużyć, kobiety są bite, zmuszane do pracy przez siedem dni w tygodniu i zamykane w domach na wiele miesięcy - mówiła dla TOK FM.pl Weronika Rokicka z Amnesty International.

W raporcie opublikowanym przez AI " Sen jest moją przerwą " czytamy jedną z wypowiedzi byłej sprzątaczki, która ze względu na swoje bezpieczeństwo nie ujawniła swojego imienia. - Żona biła mnie prawie codziennie. Nazywała mnie zwierzęciem, mówiła, że jestem szalona. Mąż i dzieci byli dla mnie dobrzy. Ona biła mnie w twarz, kiedyś zrobiła to tak mocno, że miałam czarne siniaki. Kiedyś kopnęła mnie, upadłam, a ona nie przestawała kopać po głowie i brzuchu - opowiadała kobieta.

Rokicka zaznacza, że mimo nagłośnienia problemów pracowników-imigrantów w Katarze ze względu na mistrzostwa problem pracownic wciąż jest niezbadany. - Bardzo ciężko jest do nich dotrzeć, często są zastraszane i bite. Tak samo często nie mają prawa wyjść z domu pracodawcy - tłumaczyła. Według raportu wiele imigrantek jest napastowanych seksualnie przez pracodawców. Ambasady ich rodzimych krajów często dostają anonimowe telefony, a ze słuchawki słychać tylko "Chcę uciec" lub "Pomóżcie mi".

Nie tylko Katar

Sytuacja nie jest wesoła w innych państwach regionu. Bahrajn, Oman, Kuwejt, Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie również korzystają z systemu prawnego kafala.

Według wyliczeń Human Rights Watch w Jordanii przebywa około 70 tys. imigrantek pracujących jako pomoc domowa, wiele z nich pracuje w takich samych warunkach jak te zatrudnione w Katarze.

Ta sama organizacja donosi , że Bahrajn jest jedynym wśród krajów Zatoki próbującym prawnie polepszyć sytuację imigrantów robotników. 77 proc siły roboczej w Bahrajnie to imigranci - to ponad 455 tys. ludzi. 1,8 tys. z nich wysłało formalną skargę do ministerstwa pracy, prosząc o interwencje w sprawie spóźniających się wiele miesięcy pensji i niskiej płacy.

- Za pierwszym razem, kiedy poszedłem do mojego pracodawcy, chciał ode mnie 1,3 tys. dolarów za mój paszport, żebym mógł wrócić do domu. Kiedy poszedłem do niego w tej samej sprawie dwa miesiące później, chciał już 2,5 tys. dolarów - opowiada Mukhtar, robotnik z Bangladeszu.

Jest nadzieja

Według dr. Yacouba jest szansa na zmianę. - Myślę, że potencjał do zmian jest duży. Nacisk na sprawę powinny położyć kraje Zachodu. Problem jednak polega na tym, że ostatecznie wszystkim zależy na zysku. Najlepszym przykładem tego jest FIFA, która postanowiła zignorować wszystkie apele organizacji chroniących prawa człowieka i przyznała organizowanie mistrzostw Katarowi. Wciąż jednak uważam, że przy odpowiednim nacisku ze strony Zachodu da się wiele zmienić. Pozostaje zadać sobie pytanie, czy temu osławionemu Zachodowi na tych ludziach w ogóle zależy - tłumaczył.

Więcej o: