Jak wybić się spośród tłumu polityków walczących o prezydenturę? Kandydat PSL Adam Jarubas z okazji Dnia Kobiet zaśpiewał i zagrał na gitarze. Słuchaczki klaskały, można uznać, że były zadowolone z występu. W przeciwieństwie do Renaty Kim. Dziennikarka nie zostawiła suchej nitki na polityku PSL.
- Strasznie fałszował, zranił moje uszy. W Polsce się myśli, że jak się weźmie gitarę, zanuci fałszywym tonem, to jest to kampania. Nie, to nie jest kampania - mówiła dziennikarka "Newsweeka" w TOK FM.
Według socjologa dr. Roberta Sobiecha dużą część odpowiedzialności za niepoważne traktowanie wyborów przez polityków ponoszą sami wyborcy. Bo nie stawiają politykom zbyt wysokich wymagań.
- Jeśli jesteśmy zainteresowani pantoflami Magdaleny Ogórek, to dajemy politykom przestrzeń, by mówili o tych pantoflach. A nie na przykład o tym, co się dzieje z polskimi złożami gazu łupkowego.
Socjolog uważa, że wyborcy mają prawo wiedzieć, jakie skutki pociągną za sobą, rozwiązania proponowane przez polityków w czasie kampanii. Tym bardziej że kandydaci walczący o poparcie często "sprzedają" tylko zgrabne hasła i starają się przemilczeć skutki ich realizacji.
Tak jest choćby w przypadku obietnic składanych przez Andrzeja Dudę. Kandydat PiS chce, jeśli zostanie prezydentem, obniżyć wiek emerytalny. To postulat całego Prawa i Sprawiedliwości, ważny będzie także w kampanii przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi.
- To świetna informacja dla starszych wyborców. Ale jeśli Duda chce zdobyć głosy młodszych wyborców, to powinien powiedzieć, jakie będą obciążenia młodych ludzi, którzy będą pracować na emerytury starszych - uważa dr Sobiech.
Zwolennikiem mówienia przez wyborców "sprawdzam" jest prof. Leszek Balcerowicz. W poniedziałek w TOK FM krytykował Andrzeja Dudę za składanie ogólnikowych obietnic. - A z tego co wiem, kandydat nawet się nie zająknął na temat tego, jakie będą skutki dla budżetu obniżenia wieku emerytalnego. Jak nie podaje żadnych konkretów, to oznacza, że nie można go traktować poważnie. Jeśli ktoś nam wmawia, że zrobi cud, to trzeba go traktować jak hochsztaplera - mówił były trzykrotny wicepremier i minister finansów oraz były szef NBP.