"Powojenne zniszczenia i kilometry okopów - to rzuca się w oczy wszystkim, którzy wybiorą się w rejon konfliktu na wschodzie Ukrainy. Jest jeszcze jeden element przykuwający uwagę. Oto trafiają się grupy obdartych ludzi kopiących rowy i wożących taczki z piaskiem. Pilnują ich uzbrojeni strażnicy" - pisze "Foreign Policy" .
Jeszcze w lipcu zeszłego roku jednym z takich przymusowych robotników był Rusłan, 33-latek z Gorłówki. Rebelianci siłą wywlekli go z domu. 21 dni spędził na froncie starć z Ukraińcami, kopiąc rowy. - Kopałem dziury jak pies i żyłem jak pies. Robili ze mną, co tylko chcieli. Nie jestem nawet w stanie opowiedzieć, jaki koszmar przeżyłem - wspomina Rusłan.
- Rebelianci bili mnie i strzelali w moim kierunku kilka razy dziennie. Ale nawet nie to było najgorsze. Gorsze było upokarzanie mnie. Wciąż słyszałem: "ćpunie, zrób to, ćpunie, zrób tamto" - dodaje mężczyzna.
Rusłan jest narkomanem. To właśnie dlatego padł ofiarą rebeliantów. Wymienione wyżej sposoby traktowania osób uzależnionych to elementy "walki" z narkomanią i alkoholizmem stosowane przez separatystów. Władze tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych chciałyby, aby "ich" terytoria były całkowicie wolne od narkotyków.
- I nasza batalia przynosi skutki. W Ługańsku użycie narkotyków spadło 10-krotnie, odkąd zapanowały nasze porządki - chwali się Wasilij Nikitin, wicepremier Ługańskiej Republiki Ludowej zajmujący się sprawami społecznymi. Nie chce jednak zdradzić szczegółów dot. "walki" z narkomanią.
"Według informacji od lokalnych pracowników społecznych oraz samych narkomanów uliczna sprzedaż narkotyków właściwie już nie istnieje. Dilerzy zniknęli latem 2014 roku" - podaje "Foreign Policy". Rebelianci mieli ponoć zbierać się w dobrze znanych miejscach sprzedaży narkotyków, wyłapywać dilerów i bezlitośnie ich karać, włączając w to stawianie przed trybunałami wojskowymi oraz egzekucje.
Działania te spotkały się z pozytywnym odbiorem wielu mieszkańców regionu. - To właściwie jedyna dobra rzecz, która wynikła z nastania Republik Ludowych - mówi Tatiana Bojko, mieszkanka Gorłówki, która przebywa obecnie w obozie dla uchodźców.
- Doniecka Republika Ludowa postanowiła zamknąć wszystkie apteki sprzedające leki na receptę, których używa się do produkcji "krokodyla" - mówi kobieta. "Krokodyl" to wywodzący się z Rosji śmiertelnie niebezpieczny narkotyk, który można wytworzyć domowymi metodami z użyciem leków legalnie kupionych w aptece.
Tatiana dodaje, że zamknięto również wszystkie bary, "w których upijali się mężczyźni z Gorłówki". - Rebelianci wyciągali ich z barów siłą. Od następnego dnia wszyscy byli trzeźwi - opowiada kobieta.
Działania rebeliantów są jednak krótkowzroczne. Wystarczy chociażby spojrzeć na przypadek Rusłana, który, kiedy odesłano go do kopania rowów, już nie zażywał narkotyków. Był na terapii odwykowej, a w jej ramach przyjmował metadon - najprostszy chemicznie znany lek opioidowy.
Jednak, choć na Ukrainie metadonu używa się w trakcie leczenia osób uzależnionych, nie jest on legalny w Rosji, a także na terenach zajętych przez prorosyjskich rebeliantów. Według "Foreign Policy" bardzo wielu uzależnionych na ogarniętych konfliktem terytoriach musiało przerwać leczenie.
- Mnóstwo osób wróciło do ćpania - mówi 42-letni Andriej, były pacjent placówki odwykowej w Doniecku, który był zwolennikiem DNR, dopóki i jego nie zapędzono do kopania rowów. - Kiedy nie ma dostępu do metadonu, człowiek po prostu musi coś wziąć. Znaleźć jakikolwiek sposób, by się naćpać - opowiada. "Foreign Policy" dodaje, że wiele osób zaczyna brać heroinę, docierającą na Ukrainę z Rosji; narkotyk ten wcześniej był na wschodzie Ukrainy mało popularny.
"Działania rebeliantów oraz pojawienie się nieznanych wcześniej substancji psychoaktywnych oraz ograniczenie dostępu do programów odwykowych mogą cofnąć wschodnią Ukrainę do lat 90. Wtedy to w związku z zażywaniem narkotyków wiele osób zakaziło się HIV" - pisze "Foreign Policy".
- Mamy wybór. Albo przedawkowanie, albo niewola, albo śmierć - mówi uzależniony od narkotyków Kolia. - Innej drogi nie ma - dodaje.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!