- Mam wrażenie, że to pierwsza kampania prezydencka, kiedy nie rozmawiamy na temat programu, który proponują kandydaci - zauważyła w "Poranku Radia TOK FM" Renata Grochal z "Gazety Wyborczej". Dziennikarka wskazywała, że podczas ostatniej konwencji Andrzej Duda przez dwie godziny "wygłaszał program rządu PiS". - Obiecywał, że da rodzinom wielodzietnym 500 zł miesięcznie. Nie powiedział, skąd weźmie te pieniądze. Właściwie nikt w prasie tego nie policzył. Zaczęliśmy tę kampanię traktować z przymrużeniem oka, kandydaci mogą powiedzieć wszystko, a media nie rozbierają tego na czynniki pierwsze - mówiła.
Jednak dr Karolina Wigura, socjolożka z UW i publicystka "Kultury Liberalnej", zauważyła, że programów nie da się szczegółowo omówić bo... ich nie ma. Łukasz Pawłowski, publicysta "KL", próbował niedawno znaleźć programy głównych kandydatów. Nie udało się.
Wigura zwróciła jednak uwagę na inny problem: dlaczego "młode pokolenie" w polityce, które mają reprezentować konkurenci Bronisława Komorowskiego, jest takie miałkie. - Może to jak u Alexisa de Tocqueville'a: w demokracji mają rządzić najśredniejsi? - zastanawiała się.
Zdaniem Wigury młode pokolenie, nie tylko w Polsce, niechętnie garnie się do polityki. Wszystko przez utratę zaufania do niej. Z czego ona wynika? - Polityka nie jest gorsza. Większa jest transparentność. Codziennie dostajemy znacznie więcej informacji, co robią politycy, jak się zachowują, jakim językiem mówią. I to się kończy brakiem zaufania - wyjaśniła.
Dr Anna Materska-Sosnowska, politolożka z UW, zaprotestowała. - Politycy są gorsi - zaznaczyła, podkreślając, że polityka zatraciła idee, stawiając wyłącznie na marketing, zyski, polityczne cele. - Kiedyś tego nie było. Kiedyś polityka to była misja. Nie jestem naiwna, wiem, że świat się zmienia, ale dopóki nie będzie ideologicznego fermentu w partiach, dopóki nie zaczną dopuszczać wewnętrznej demokracji, dopóty to będzie takie miałkie - tłumaczyła.
Zdaniem Materskiej-Sosnowskiej polskie partie polityczne zarządzane są jak XIX-wieczne przedsiębiorstwa. Kandydaci wystawiani są przez liderów, a nie w procesie poszukiwania najlepszego w środowisku. - W Polsce kandydaci wyłaniani są w drodze kooptacji - zauważył prowadzący audycję Jacek Żakowski. - To zupełnie inny mechanizm niż w USA, gdzie lokalna gwiazda występuje przeciw establishmentowi danej partii i staje się jej kandydatem. U nas starsi panowie wybierają młodszych kolegów i mówią: "ty". Trochę jak w Kościele katolickim. To nie jest mechanizm prawdziwej wymiany pokoleniowej - przyznał publicysta.