Komisja badająca sprawę rzekomego mobbingu i molestowania w stacji TVN wciąż pracuje. Jak informuje nasze źródło, jej działania "idą pełną parą". Początkowo mówiło się, że wyniki ustaleń komisji poznamy po dwóch tygodniach.
Dziś wiadomo już, że dopiero w najbliższy piątek przed komisją ma stanąć sam Kamil Durczok - to jego nazwisko w kontekście molestowania i mobbingu wymienił w lutym tygodnik "Wprost". Tym bardziej, jak twierdzi nasz informator, dziwią doniesienia o bezterminowym zawieszeniu przebywającego na urlopie szefa "Faktów" TVN.
- Nie został zawieszony. Ktoś po prostu rozpuszcza takie plotki - dowiadujemy się. Okazuje się, że komisja zebrała sporo materiału, a podanie jej ustaleń przesunięto nieprzypadkowo. - W grę wchodzą kwestie biznesowe. Nie zapominajmy, że sprawy sprzedażowe nie zostały jeszcze sfinalizowane. Nikt nie wypuści tej informacji o podsumowaniu prac komisji w przypadkowym terminie, bez wnikliwej analizy możliwych konsekwencji - dodaje inny rozmówca.
O komentarz do doniesień o rzekomym zawieszeniu Kamila Durczoka poprosiliśmy Emilię Ordon, rzeczniczkę stacji. Na razie nie odpowiedziała jednak na naszego maila.
Wcześniej prawnik Durczoka Jacek Dubois potwierdził w rozmowie z Gazeta.pl , że szykuje pozwy w związku z publikacjami "Wprost" na temat jego klienta. Na razie nie wiadomo jednak, kto zostanie pozwany. - Nie będziemy tych informacji przekazywać za pomocą mediów, bo stracimy element zaskoczenia - przekazał Dubois. - Będziemy żądać przeprosin i stosownych zadośćuczynień - podkreśla mecenas.
O planowanych pozwach w oświadczeniu wydanym dla mediów pisał również sam Durczok. "Wobec przekroczenia granic prawnych i etycznych postanowiłem podjąć zdecydowane działania. Do sądów skierowane będą stosowne pozwy, a do prokuratury odpowiednie zawiadomienia" - ogłosił. Dziennikarz oskarża "Wprost" o przeprowadzenie "bezprecedensowego ataku na jego osobę", a doniesienia tygodnika nazywa "kłamliwymi insynuacjami".
Na początku lutego tygodnik "Wprost" napisał o molestowaniu seksualnym w jednej ze stacji telewizyjnych. Opublikowano relację anonimowej "znanej dziennikarki", która była molestowana przez byłego przełożonego, "bardzo popularną twarz telewizyjną, szefa zespołu w jednej ze stacji". W artykule była również mowa o mobbingu i dyskryminacji. Nie podano jednak nazwy stacji ani żadnych nazwisk.
W mediach pojawiały się spekulacje, że chodzi o szefa "Faktów" TVN Kamila Durczoka. Te plotki potwierdził później sam tygodnik. "Po kilku tygodniach badania sprawy możemy już napisać, że przypadków molestowania i mobbingu dopuszczał się Durczok" - pisała redakcja "Wprost", zamieszczając kolejną anonimową rozmowę z - jak twierdzi gazeta - ofiarą Durczoka.
Rewelacjom gazety zaprzeczył sam dziennikarz. - Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety. Czym innym jest styl zarządzania. Ja jestem cholerykiem, czasem wybuchałem w pracy - mówił w stacji radiowej TOK FM. Durczok przypomniał, że stawiane mu zarzuty są oparte na anonimowych informacjach. Podkreślił, że ze spokojem czeka na wyjaśnienia komisji, którą powołano w jego firmie.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!