"Nie da się być rewolucjonistą ducha i utrzymankiem rządu jednocześnie. Na uprawianie zagonów ducha trzeba i talentu, i (własnych) pieniędzy. Na pensji nie można być wielkim humanistą, pisarzem ani artystą" - pisze w najnowszej "Polityce" prof. Jan Hartman. Filozof krytykuje rodzący się wśród przedstawicieli nauk humanistycznych i społecznych ruch protestu. Jego zdaniem aktywiści źle diagnozują problem, zasiadając do rozmów z rządem.
"Moglibyśmy być na tyle mądrzy, aby przestać mylić porządki i nie dać się zwieść iluzji, że mamy kłopot z dopasowaniem się do procesu utowarowienia i technokratyzacji uniwersytetu i nauki, podczas gdy nasz kłopot to kłopot, jaki mamy sami ze sobą" - podkreśla prof. Hartman.
Zdaniem filozofa nauka nie potrafi utrzymać tradycyjnego, XIX-wiecznego projektu intelektualnego. Działał on jeszcze 30 lat temu, ale nagle przestał. Na czym polegał? Hartman pokazuje to, kreśląc pokrótce historię uniwersyteckiej humanistyki. U jej zarania według filozofa były burżuazyjne i ziemiańskie elity, mogące "wąchać wyziewy ducha od rana do nocy". Rzeczone elity nauczały synów rejentów i aptekarzy, którzy z czasem sami weszli na katedry.
Nowe pokolenie Hartman nazywa jednak "drobnomieszczańskimi niezgułami". Zdaniem publicysty "wyemancypowany, ale ludowy żywioł to jedynie karykatura wymarłej klasy niezależnych uczonych erudytów". Dziś w studenckich ławach według Hartmana zasiadły już dzieci robotników, niezbyt uważnie słuchające swych profesorów - rejenckich synów.
"Humanistyka była projektem klasowym" - przekonuje Hartman. Jego zdaniem klasa polityczna i profesorska była i jest taka sama - kiedyś wywodząca się z arystokracji, dziś z ludu. "Humanistyka wypełniła swoją dziejową misję kulturową. Połączyła element elitarny z postępowo-demokratycznym" - zauważa filozof. Niezgrabnie, ale jednak.
Dlatego też dla humanizmu nie ma już ratunku - sugeruje Hartman. "Elity intelektualne dawno już porzuciły humanizm jako infantylną postać świadomości filozoficznej" - ocenia. Kroplówką uniwersytetów jest jeszcze klasa średnia, która wciąż wierzy w humanistykę. Dlatego profesorowie mogą jeszcze odgrywać swoją rolę. "Ale wszystko do czasu" - kwituje Hartman.
Cały felieton w najnowszej "Polityce".