Dziennikarka AP o Ogórek: Polacy nazywają ją "Barbie". Szef SLD postawił na niesprawdzoną osobę

"Wybory prezydenckie i parlamentarne zbliżają się w Polsce wielkimi krokami, a szef SLD Leszek Miller postawił w nich na nieznaną i niesprawdzoną osobę: Magdalenę Ogórek" - pisze w komentarzu dziennikarka agencji AP. "Jej uroda sprawia, że wiele osób nazywa ją Barbie" - dodaje.

"Dziś Sojusz Lewicy Demokratycznej walczy o swoje istnienie. Skandale korupcyjne i brak zainteresowania młodych wyborców sprawiły, że ugrupowanie straciło swoją pozycję, pozostawiając polską scenę polityczną bez partii centrolewicowej" - pisze w komentarzu dziennikarka agencji AP Vanessa Gera.

"Wybory prezydenckie i parlamentarne zbliżają się wielkimi krokami, a szef SLD Leszek Miller, by odwrócić gwałtowny spadek notowań postawił na nieznaną i niesprawdzoną osobę: Magdalenę Ogórek. 36-latka była wcześniej aktorką epizodyczną i prezenterką telewizyjną o uderzającej urodzie, przez co niektórzy Polacy nazywają kandydatkę "Barbie". Choć Ogórek ma doktorat z historii, nie posiada praktycznie żadnego doświadczenia politycznego" - zauważa Gera.

"Polacy są sfrustrowani, bo chcą silnej lewicy"

W kolejnych słowach dziennikarka podkreśla, że choć 68-letni Miller liczy na to, że młodość i energia Ogórek przyciągną nowych wyborców, głównym czynnikiem spadku notowań SLD jest rozwój demokracji opartej na zachodnich wzorcach. Zdaniem Gery, mimo że kandydatka z racji swojej atrakcyjności przyciąga do siebie media i magazyny dla mężczyzn, wielu Polaków - nawet tych stanowiących twardy elektorat SLD - uważa, że lider ugrupowania postąpił po prostu głupio, wystawiając Ogórek do walki o tak prestiżowe stanowisko, piastowane w przeszłości m.in. przez Lecha Wałęsę.

"Wielu Polaków jest sfrustrowanych, bo chcą silnej lewicy, która będzie zdolna walczyć o świeckość w kraju w dużej mierze zdominowanym przez katolików. Zdaniem wyborców potrzeba też działań na rzecz lepszego systemu opieki zdrowotnej, praw kobiet i równości. Tymczasem poparcie dla SLD (połączonej w koalicji z mniejszymi lewicowymi ugrupowaniami) spadło z 41 proc. w 2001 roku do mniej niż 9 proc. w listopadowych wyborach samorządowych" - zaznacza Gera.

Dziennikarka dodaje, że choć i Platforma Obywatelska, i PiS są dziś w dużej mierze konserwatywne, udało im się przyciągnąć część lewicowego elektoratu. PO zrobiło to dzięki przyjmowaniu liberalnego stanowiska w niektórych kwestiach, np. zapłodnienia in vitro, a PiS - poprzez propagowanie silniejszego, opiekuńczego państwa.

"Magda? To dobrze, że dzwonisz. Czekałem"

"Wielu zwolenników lewicy twierdzi, że nie ma innego wyboru i w majowych wyborach prezydenckich poprze obecnego szefa państwa Bronisława Komorowskiego" - pisze dziennikarka agencji. Jak dodaje, Ogórek jest również krytykowana za to, że od ogłoszenia jej kandydatury pod koniec stycznia nie odpowiedziała na ani jedno pytanie dziennikarzy.

Gera wspomina też słowa Ogórek, która 14 lutego podczas konwencji SLD zapewniała, że w razie wygranej nie wahałaby się odebrać telefonu, by porozmawiać z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. "Od tego czasu w sieci krąży animowany film, w którym Putin odbiera telefon słowami: "Magda? To dobrze, że dzwonisz. Czekałem" - czytamy.

"Grodzka jest lubiana, ale brakuje jej szerszego oddźwięku"

W końcowych zdaniach dziennikarka omawia sylwetki innych lewicowych kandydatów. "Anna Grodzka jest lubiana, ale brakuje jej szerszego oddźwięku, bo koncentruje się głównie na prawach osób transseksualnych" - pisze. Podobne odczucia ma w stosunku do Wandy Nowickiej. "Czwarty kandydat, Janusz Palikot, wszedł do parlamentu ze swoim ugrupowaniem w 2011 roku. Ale poparcie dla niego skurczyło się praktycznie do zera z powodu podejrzeń, że nie jest szczery" - zaznacza Gera.

Jako przykład podważający wiarygodność Palikota podaje jego wypowiedź skierowaną do Nowickiej, w której żartował, że "może chce być zgwałcona".

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: