Kaczyński premierem, a Duda prezydentem? Andrzej Duda: "Jak będzie trzeba, to będą dwa pałace"

- Jeśli wygram, jestem gotów na kohabitację z Ewą Kopacz. Ale mam nadzieję, że wybory wygra PiS - mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl europoseł Andrzej Duda. A co, jeśli Jarosław Kaczyński zostanie premierem? - Jak będzie trzeba, to będą dwa "pałace" - kwituje kandydat PiS na prezydenta.

Z Andrzejem Dudą spotykam się w jego biurze poselskim przy Parlamencie Europejskim w Strasburgu. W Polsce trwają strajki górników. Po przedstawieniu przez Donalda Tuska konkluzji z posiedzenia Rady Europejskiej to właśnie Duda pyta, czy plan szefa KE Jeana-Claude'a Junckera, który ma pobudzić gospodarkę UE, dopuszcza też projekty związane z wydobyciem węgla kamiennego i energetyką.

Jest 19.00. Dudę czeka jeszcze trzygodzinna intensywna nasiadówka - spotkanie grupy parlamentarnej EKiR, do której należy PiS. Gdy mówi o polskiej gospodarce, miejscach pracy i inicjatywach społecznych, zapala się. Gestykuluje oszczędnie, ale podnosi nieco głos, i uderza lekko pięścią w stół. Jest w swoim żywiole.

Z błyskiem w oku opowiada też o Krakowie, gdzie się wychował, i rodzinnym gnieździe w Beskidzie Żywieckim. - O, tu, niech pan zobaczy - wstaje i pokazuje w telefonie zdjęcie ukochanego domu rodzinnego - to moje zdjęcie, to jest ten dom, dokładnie przy szlaku turystycznym - mówi. Mniej zadowolony jest, gdy wypytuję o plany kampanii prezydenckiej i kształt personalny sztabu.

Michał Gostkiewicz, Gazeta.pl: W tym wyścigu będzie pan twarzą PiS. Jaki będzie Andrzej Duda w kampanii?

- Będę taki, jaki jestem normalnie, z takim spojrzeniem na państwo, jakie rzeczywiście mam. Nie zamierzam w najmniejszym stopniu zmieniać swojego wizerunku na potrzeby tej kampanii.

To inaczej niż pan prezes Kaczyński, który na czas kampanii łagodniał, zmieniał tematykę wystąpień. A po wyborach znów było ostro.

- Pan prezes jest w polskiej polityce, tej oficjalnej, od 1989 r., cały czas, i jest doskonale znany Polakom, także ze strony medialnej. Polacy wiedzą, kim jest Jarosław Kaczyński.

Ale sam prezes powiedział, że w tej chwili numerem 1 w partii jest Andrzej Duda.

- Powiedział to, myśląc o pierwszym wielkim zadaniu, które przede mną: wyborach prezydenckich, w których startuję jako kandydat PiS.

I w PO, i w PiS, gdy potencjalny konkurent lidera wypływa na szersze polityczne wody, to szybko tonie. Rokita, Ziobro... W tej chwili w PiS na fali jest pan.

- Pamiętajmy, że tło wielu zdarzeń - związanych z odejściem różnych ludzi z różnych ugrupowań - było wykreowane przez media w sposób nie do końca pokrywający się z rzeczywistością. Natomiast różnica między PiS a PO jest następująca: u nas, jeżeli polityk dopuści się czegoś nieakceptowalnego, reakcja jest natychmiastowa, dla takich osób nie ma miejsca w PiS. I u nas nie odchodzi się z partii po prawie dwóch latach, jak pan były minister Nowak.

A właśnie, przydałby się do kampanii Adam Hofman, prawda?

- Panie redaktorze... każdy jest kowalem swojego losu...

No to kiepski sobie wykuł. Biorąc pod uwagę szybką reakcję Jarosława Kaczyńskiego, chyba raczej nie wróci.

- Zobaczymy. Sprawa była poważna i stąd takie konsekwencje. Ale - mówię to jako prawnik - nawet ten, kto popełni przestępstwo i zostanie za nie skazany, dostępuje po upływie określonego prawnie czasu zatarcia skazania.

To jakie kolejne zadania stoją przed panem, panie pośle, skoro start na prezydenta wymienił pan jako "pierwsze"?

- Ja startuję w tych wyborach po to, żeby je wygrać, panie redaktorze.

A plan B?

- Tu nie ma planu B.

Kim więc jest nowa twarz PiS? Jakie kandydat Andrzej Duda ma spojrzenie na Polskę?

- Nie zgadzam się z żadnymi liberalnymi koncepcjami, jestem zwolennikiem bardziej socjalnego podejścia - zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Prezydent powinien być wyczulony na to, że w społeczeństwie jest wielu ludzi wykluczonych, w tym ogromna rzesza - z przyczyn materialnych. Inne kraje narzekają, że nasi obywatele do nich imigrują. Więc kreujmy u nas - także z pomocą UE - taką gospodarkę, żeby nie wyjeżdżali! Ja jestem za tym, żeby wszyscy nasi obywatele zostali w Polsce, żeby był przemysł, żeby młodzi ludzie mieli godne warunki pracy, płacy, zakładania rodzin, żeby mieli perspektywy i mogli godnie żyć. Jeśli mnie Polacy wybiorą, to będę o to walczył, z pomocą ekspertów oczywiście, bo prezydent nie jest alfą i omegą.

Wyobraża pan sobie kohabitację z rządem Ewy Kopacz?

- Jestem na taką współpracę gotów. Prezydent musi umieć się ponad podziały partyjne wznieść. Ale kadencja prezydenta jest długa i stabilna - a obóz rządzący może się zmienić w czasie jej trwania. Już niedługo wybory do Sejmu. Mam nadzieję, że wygra je Prawo i Sprawiedliwość.

Już widzę te nagłówki: "Prezydent Duda, premier Kaczyński. Kto kogo będzie słuchał?"

- Może pan redaktor być spokojny. Ja rozumiem, jaka jest pozycja prezydenta.

Będą dwa "pałace"?

- Jeżeli trzeba będzie, to będą.

Ale zakładam, że w przypadku pana wygranej możemy spodziewać się kontynuacji polityki Lecha Kaczyńskiego.

- Tak, oczywiście. Będę bronił kwestii społecznych i bezpieczeństwa polskiego i gotów jestem do rozmowy z każdym. Chciałbym doprowadzić do odtworzenia Narodowej Rady Rozwoju, która była bardzo ważna za czasów urzędowania śp. pana prezydenta.

To on wciągnął pana do polityki.

- Tak, w 2006 r. Byłem już wówczas człowiekiem, można powiedzieć, ukształtowanym - ale w nowych czasach. Wchodziłem w dorosłość po 1989 r., na pewne rzeczy patrzę inaczej niż pokolenie rodziców.

Inaczej niż bracia Kaczyńscy?

- Pan prezydent Kaczyński zawsze to podkreślał. Kiedyś powiedział nawet do mnie i do Pawła Wypycha - że my jesteśmy nowym pokoleniem i że to na nas będzie w przyszłości spoczywał ciężar prowadzenia dalej polskich spraw.

To jak dalej te polskie sprawy, np. politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, prowadzić? Spotkałby się pan np. z Władimirem Putinem?

- Są sprawy, w których nasze stanowisko musi być twarde - nasza suwerenność i bezpieczeństwo. Trzeba bronić twardo interesów swojego kraju. Więc prawdopodobnie tak, jeżeli Polacy mnie wybiorą, a Władimir Putin nadal będzie władał Rosją.

Gdyby udało się panu zostać prezydentem, to jak wyglądałaby pana współpraca z Tuskiem - szefem RE?

- Chciałbym, żeby wyglądała jak najlepiej. Donald Tusk ma w Brukseli wpływy - i kuluarowe, i stricte polityczne, przecież w istotnym stopniu współdecyduje o tym, czym Rada Europejska będzie się zajmować. Choć nie może wprost realizować polskich interesów, to może sporo zrobić dla Polski.

Na mównicy w PE alarmował pan o stanie polskiego górnictwa.

- Pytałem, czy Polska może liczyć na solidarność wspólnotową.

I?

- W odpowiedzi Donalda Tuska istotne było, że inwestycje, o które pytałem, czyli w polski przemysł energetyczny i wydobywczy, np. górnictwo węgla kamiennego - są - według Tuska - w planie Junckera (zakładającym wpompowanie milionów euro w gospodarkę UE, by wydobyć ją z kryzysu) teoretycznie możliwe.

Ale po co pompować pieniądze w coś, co zysku nie przyniesie?

- To, że się ratuje miejsca pracy, to też jest - z punktu widzenia państwa - zysk. Kluczowe, żeby fundusze z planu Junckera były skierowane na innowacje, na wypracowanie i wdrożenie innowacyjnych technologii, choćby gazowania węgla. Polski obecnie - samej - na to nie stać. Dlatego pytam: na jakie projekty polski rząd wystąpił o dofinansowanie i na jakie wystąpi? Bo zakładam, że skoro plan nie jest jeszcze gotowy, to projekty dalej można składać.

Rozumiem że posłowie PiS zapytają o to w Sejmie panią premier Kopacz.

- Oczywiście, że będziemy pytali. Musimy przez dyskusję w kraju wymuszać realizację jakichś rozwiązań. Także spory na temat polityki zagranicznej powinny kończyć się wewnątrz kraju, a na zewnątrz Polska musi mówić jednym głosem. Niestety, tak nie jest. Boleję nad tym, że inicjatywy opozycji w zakresie polityki zagranicznej są pomijane i lekceważone. Tak się polityki państwowej nie prowadzi, nawet, jeśli się wygra wybory.

Znam już pana poglądy społeczne i polityczne. Ale ciągle mało wiem o tym, kim jest Andrzej Duda jako człowiek, ojciec, mąż.

- Jestem pierwszym pokoleniem rodziny urodzonym w Krakowie. Mogę o sobie powiedzieć, że jestem krakusem. Moi rodzice mieszkają tu od zakończenia studiów i całe swoje życie przepracowali w Akademii Górniczo-Hutniczej. Ojciec mamy był warszawiakiem, z kolei rodzina taty to południe, góry. Kolebka naszej rodziny to Zarzecze nad Łąckiem, a ojciec urodził się w Starym Sączu. Takie swoiste, typowe w Polsce przemieszanie z różnych stron.

Córka...?

- W tym roku kończy 20 lat. Jest na I roku studiów.

Cieszy się, że tata kandyduje?

- No... interesuje się.

Jest pan gotów na to, że brukowce zainteresują się pana rodziną? Żona nie chciała pana zamordować za perspektywę bycia pierwszą damą?

- Żona i córka nie planują być celebrytkami, nigdy też nie udzielały się medialnie.

Bloga o modzie nie będzie?

- Nie sądzę. Córka ma już 20 lat, jest w zasadzie dorosła, niczego właściwie nie mogę jej zabronić. Ale prędzej bym się obawiał bloga politycznego (śmiech).

Jeszcze tatę skrytykuje...

- Człowiek musi być przygotowany na krytykę. Jak wszyscy głaszczą, to człowiek wędruje na manowce.

W polskiej polityce nikt się nie głaszcze.

- Krytykę przyjmuję i cenię, gdy ktoś rzetelnie odnosi się do moich poglądów i słów, które rzeczywiście wypowiedziałem, nie wyrwanych z kontekstu, nie przekręconych. Gotów jestem do polemiki, gotów jestem też wycofać się z czegoś, przecież każdemu zdarzają się pomyłki.

Bronisław Komorowski na przykład wycofał się z polowań.

- Ja nie poluję. Nigdy nie polowałem, nie należałem do koła łowieckiego.

To może chociaż harata pan w gałę..?

- A to jak najbardziej.

Z Tuskiem?

- Nie. Grałem w piłkę nożną, gdy byłem posłem, i wcześniej w Kancelarii Prezydenta. Z posłami różnych opcji, wieczorami po posiedzeniach Sejmu. Ale moją pasją jest narciarstwo zjazdowe.

Wybiorą pana, potem pojedzie pan na narty, jak Tusk. Coś się stanie, a tabloidy dadzą tytuł: "Polska w potrzebie, a Duda na nartach".

- Praca wymusiła na mnie rezygnację z części przyjemności. Do 2006 r. trenowałem narciarstwo alpejskie, a w 2014 r. roku w przerwie między świętami a Nowym Rokiem jeździłem zaledwie kilka godzin.

W kampanii będzie pan musiał pokazać, kim pan jest. Będzie też o rodzinie...

- Moją rodzinę można nazwać konserwatywną - jeśli rozumiemy przez to poszanowanie tradycyjnych wartości, wychowania dzieci, także wiary, oraz wyczulenie na kwestie krzywdy społecznej, godności człowieka.

W Polsce w ostatnich 25 latach zaproponowano też mniej tradycyjne modele rodziny, są liczne propozycje prawnego uregulowania związków partnerskich, zarówno hetero-, jak i homoseksualnych.

- Nie jestem zwolennikiem zmiany obowiązującego w Polsce prawnie modelu rodziny, gdzie państwo stawia na pierwszym miejscu i sankcjonuje prawnie małżeństwo - jako związek kobiety i mężczyzny. Z wielu punktów widzenia jest to formuła społecznie najbezpieczniejsza, sprawdzona, która od tysięcy lat dobrze funkcjonuje i rozwinęła cywilizację europejską.

Prezydent powinien być bezpartyjny. Co prezydent Andrzej Duda odpowie na postulat zalegalizowania związków partnerskich?

- Spotkajmy się - w Pałacu Prezydenckim - i rozmawiajmy.

Nie zabroniłby pan Parad Równości?

- Mam wątpliwości, czy taka parada jest zwykłym wyrażaniem poglądów. Nie wyraża się poglądów przez to, że ktoś spaceruje półnagi po ulicy.

Ale dobrze pan wie, że widowiskowy element parad to zaledwie ułamek tej społeczności.

- Oczywiście. Dlatego poważna reprezentacja grupy społecznej zawsze zostanie przeze mnie - jeżeli Polacy mnie wybiorą - przyjęta. Nawet jeżeli nie będę się zgadzał z określoną ideą, to będę na ten temat dyskutował i starał się przekonywać, także z pomocą ekspertów. Zmierzyć się na merytoryczne argumenty - to jest kluczowe.

Tylko że "osoby popierające związki partnerskie" to trudno definiowalna grupa - są w różnym wieku, różnej płci, różnej orientacji. To dla kogo otworzyć tu drzwi?

- Ludzie mają prawo być przyjętymi przez prezydenta. Zwłaszcza, jeśli reprezentują istotne grupy społeczne. Jeżeli taka grupa będzie w stanie wyłonić swoją reprezentację, w postaci np. istotnego stowarzyszenia...

Bądź w postaci zebranych podpisów pod projektem ustawy...

- ... Bądź podpisów. Wtedy mamy grupę, o którą nam chodzi. Podtrzymuję - prezydent się z nimi spotka. Jeśli prezydentem będzie Andrzej Duda. W Polsce przez ostatnie siedem lat ludzie przychodzili do władzy z inicjatywami czy referendami. I co? Czy prezydent z taką grupą porozmawiał? Prezydent nie musi się ze wszystkimi pomysłami zgadzać. Ale powinien ich przyjąć i się spotkać.

Ale były długie debaty sejmowe...

- A czy dopuszczono projekty do prac w komisjach sejmowych? Pierwsze czytanie, ciach, do widzenia. Jeśli w Sejmie się ludziom odmawia debaty na temat, z którym przychodzą, to jest to wykluczanie.

Prawo większości, demokracja i tak dalej...

- Ale ja się z tym nie zgadzam! Obywatele mają prawo zająć należne im miejsce w polskiej debacie parlamentarnej.

UWAGA : Wywiad Andrzejem Dudą nie został autoryzowany . Wyjaśnienie redakcji:

28 stycznia czekaliśmy na autoryzację. Mimo wielokrotnych ponagleń, do dziś jej nie dostaliśmy.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: