Z Andrzejem Dudą spotykam się w jego biurze poselskim przy Parlamencie Europejskim w Strasburgu. W Polsce trwają strajki górników. Po przedstawieniu przez Donalda Tuska konkluzji z posiedzenia Rady Europejskiej to właśnie Duda pyta, czy plan szefa KE Jeana-Claude'a Junckera, który ma pobudzić gospodarkę UE, dopuszcza też projekty związane z wydobyciem węgla kamiennego i energetyką.
Jest 19.00. Dudę czeka jeszcze trzygodzinna intensywna nasiadówka - spotkanie grupy parlamentarnej EKiR, do której należy PiS. Gdy mówi o polskiej gospodarce, miejscach pracy i inicjatywach społecznych, zapala się. Gestykuluje oszczędnie, ale podnosi nieco głos, i uderza lekko pięścią w stół. Jest w swoim żywiole.
Z błyskiem w oku opowiada też o Krakowie, gdzie się wychował, i rodzinnym gnieździe w Beskidzie Żywieckim. - O, tu, niech pan zobaczy - wstaje i pokazuje w telefonie zdjęcie ukochanego domu rodzinnego - to moje zdjęcie, to jest ten dom, dokładnie przy szlaku turystycznym - mówi. Mniej zadowolony jest, gdy wypytuję o plany kampanii prezydenckiej i kształt personalny sztabu.
- Będę taki, jaki jestem normalnie, z takim spojrzeniem na państwo, jakie rzeczywiście mam. Nie zamierzam w najmniejszym stopniu zmieniać swojego wizerunku na potrzeby tej kampanii.
- Pan prezes jest w polskiej polityce, tej oficjalnej, od 1989 r., cały czas, i jest doskonale znany Polakom, także ze strony medialnej. Polacy wiedzą, kim jest Jarosław Kaczyński.
- Powiedział to, myśląc o pierwszym wielkim zadaniu, które przede mną: wyborach prezydenckich, w których startuję jako kandydat PiS.
- Pamiętajmy, że tło wielu zdarzeń - związanych z odejściem różnych ludzi z różnych ugrupowań - było wykreowane przez media w sposób nie do końca pokrywający się z rzeczywistością. Natomiast różnica między PiS a PO jest następująca: u nas, jeżeli polityk dopuści się czegoś nieakceptowalnego, reakcja jest natychmiastowa, dla takich osób nie ma miejsca w PiS. I u nas nie odchodzi się z partii po prawie dwóch latach, jak pan były minister Nowak.
- Panie redaktorze... każdy jest kowalem swojego losu...
- Zobaczymy. Sprawa była poważna i stąd takie konsekwencje. Ale - mówię to jako prawnik - nawet ten, kto popełni przestępstwo i zostanie za nie skazany, dostępuje po upływie określonego prawnie czasu zatarcia skazania.
- Ja startuję w tych wyborach po to, żeby je wygrać, panie redaktorze.
- Tu nie ma planu B.
- Nie zgadzam się z żadnymi liberalnymi koncepcjami, jestem zwolennikiem bardziej socjalnego podejścia - zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Prezydent powinien być wyczulony na to, że w społeczeństwie jest wielu ludzi wykluczonych, w tym ogromna rzesza - z przyczyn materialnych. Inne kraje narzekają, że nasi obywatele do nich imigrują. Więc kreujmy u nas - także z pomocą UE - taką gospodarkę, żeby nie wyjeżdżali! Ja jestem za tym, żeby wszyscy nasi obywatele zostali w Polsce, żeby był przemysł, żeby młodzi ludzie mieli godne warunki pracy, płacy, zakładania rodzin, żeby mieli perspektywy i mogli godnie żyć. Jeśli mnie Polacy wybiorą, to będę o to walczył, z pomocą ekspertów oczywiście, bo prezydent nie jest alfą i omegą.
- Jestem na taką współpracę gotów. Prezydent musi umieć się ponad podziały partyjne wznieść. Ale kadencja prezydenta jest długa i stabilna - a obóz rządzący może się zmienić w czasie jej trwania. Już niedługo wybory do Sejmu. Mam nadzieję, że wygra je Prawo i Sprawiedliwość.
- Może pan redaktor być spokojny. Ja rozumiem, jaka jest pozycja prezydenta.
- Jeżeli trzeba będzie, to będą.
- Tak, oczywiście. Będę bronił kwestii społecznych i bezpieczeństwa polskiego i gotów jestem do rozmowy z każdym. Chciałbym doprowadzić do odtworzenia Narodowej Rady Rozwoju, która była bardzo ważna za czasów urzędowania śp. pana prezydenta.
- Tak, w 2006 r. Byłem już wówczas człowiekiem, można powiedzieć, ukształtowanym - ale w nowych czasach. Wchodziłem w dorosłość po 1989 r., na pewne rzeczy patrzę inaczej niż pokolenie rodziców.
- Pan prezydent Kaczyński zawsze to podkreślał. Kiedyś powiedział nawet do mnie i do Pawła Wypycha - że my jesteśmy nowym pokoleniem i że to na nas będzie w przyszłości spoczywał ciężar prowadzenia dalej polskich spraw.
- Są sprawy, w których nasze stanowisko musi być twarde - nasza suwerenność i bezpieczeństwo. Trzeba bronić twardo interesów swojego kraju. Więc prawdopodobnie tak, jeżeli Polacy mnie wybiorą, a Władimir Putin nadal będzie władał Rosją.
- Chciałbym, żeby wyglądała jak najlepiej. Donald Tusk ma w Brukseli wpływy - i kuluarowe, i stricte polityczne, przecież w istotnym stopniu współdecyduje o tym, czym Rada Europejska będzie się zajmować. Choć nie może wprost realizować polskich interesów, to może sporo zrobić dla Polski.
- Pytałem, czy Polska może liczyć na solidarność wspólnotową.
- W odpowiedzi Donalda Tuska istotne było, że inwestycje, o które pytałem, czyli w polski przemysł energetyczny i wydobywczy, np. górnictwo węgla kamiennego - są - według Tuska - w planie Junckera (zakładającym wpompowanie milionów euro w gospodarkę UE, by wydobyć ją z kryzysu) teoretycznie możliwe.
- To, że się ratuje miejsca pracy, to też jest - z punktu widzenia państwa - zysk. Kluczowe, żeby fundusze z planu Junckera były skierowane na innowacje, na wypracowanie i wdrożenie innowacyjnych technologii, choćby gazowania węgla. Polski obecnie - samej - na to nie stać. Dlatego pytam: na jakie projekty polski rząd wystąpił o dofinansowanie i na jakie wystąpi? Bo zakładam, że skoro plan nie jest jeszcze gotowy, to projekty dalej można składać.
- Oczywiście, że będziemy pytali. Musimy przez dyskusję w kraju wymuszać realizację jakichś rozwiązań. Także spory na temat polityki zagranicznej powinny kończyć się wewnątrz kraju, a na zewnątrz Polska musi mówić jednym głosem. Niestety, tak nie jest. Boleję nad tym, że inicjatywy opozycji w zakresie polityki zagranicznej są pomijane i lekceważone. Tak się polityki państwowej nie prowadzi, nawet, jeśli się wygra wybory.
- Jestem pierwszym pokoleniem rodziny urodzonym w Krakowie. Mogę o sobie powiedzieć, że jestem krakusem. Moi rodzice mieszkają tu od zakończenia studiów i całe swoje życie przepracowali w Akademii Górniczo-Hutniczej. Ojciec mamy był warszawiakiem, z kolei rodzina taty to południe, góry. Kolebka naszej rodziny to Zarzecze nad Łąckiem, a ojciec urodził się w Starym Sączu. Takie swoiste, typowe w Polsce przemieszanie z różnych stron.
- W tym roku kończy 20 lat. Jest na I roku studiów.
- No... interesuje się.
- Żona i córka nie planują być celebrytkami, nigdy też nie udzielały się medialnie.
- Nie sądzę. Córka ma już 20 lat, jest w zasadzie dorosła, niczego właściwie nie mogę jej zabronić. Ale prędzej bym się obawiał bloga politycznego (śmiech).
- Człowiek musi być przygotowany na krytykę. Jak wszyscy głaszczą, to człowiek wędruje na manowce.
- Krytykę przyjmuję i cenię, gdy ktoś rzetelnie odnosi się do moich poglądów i słów, które rzeczywiście wypowiedziałem, nie wyrwanych z kontekstu, nie przekręconych. Gotów jestem do polemiki, gotów jestem też wycofać się z czegoś, przecież każdemu zdarzają się pomyłki.
- Ja nie poluję. Nigdy nie polowałem, nie należałem do koła łowieckiego.
- A to jak najbardziej.
- Nie. Grałem w piłkę nożną, gdy byłem posłem, i wcześniej w Kancelarii Prezydenta. Z posłami różnych opcji, wieczorami po posiedzeniach Sejmu. Ale moją pasją jest narciarstwo zjazdowe.
- Praca wymusiła na mnie rezygnację z części przyjemności. Do 2006 r. trenowałem narciarstwo alpejskie, a w 2014 r. roku w przerwie między świętami a Nowym Rokiem jeździłem zaledwie kilka godzin.
- Moją rodzinę można nazwać konserwatywną - jeśli rozumiemy przez to poszanowanie tradycyjnych wartości, wychowania dzieci, także wiary, oraz wyczulenie na kwestie krzywdy społecznej, godności człowieka.
- Nie jestem zwolennikiem zmiany obowiązującego w Polsce prawnie modelu rodziny, gdzie państwo stawia na pierwszym miejscu i sankcjonuje prawnie małżeństwo - jako związek kobiety i mężczyzny. Z wielu punktów widzenia jest to formuła społecznie najbezpieczniejsza, sprawdzona, która od tysięcy lat dobrze funkcjonuje i rozwinęła cywilizację europejską.
- Spotkajmy się - w Pałacu Prezydenckim - i rozmawiajmy.
- Mam wątpliwości, czy taka parada jest zwykłym wyrażaniem poglądów. Nie wyraża się poglądów przez to, że ktoś spaceruje półnagi po ulicy.
- Oczywiście. Dlatego poważna reprezentacja grupy społecznej zawsze zostanie przeze mnie - jeżeli Polacy mnie wybiorą - przyjęta. Nawet jeżeli nie będę się zgadzał z określoną ideą, to będę na ten temat dyskutował i starał się przekonywać, także z pomocą ekspertów. Zmierzyć się na merytoryczne argumenty - to jest kluczowe.
- Ludzie mają prawo być przyjętymi przez prezydenta. Zwłaszcza, jeśli reprezentują istotne grupy społeczne. Jeżeli taka grupa będzie w stanie wyłonić swoją reprezentację, w postaci np. istotnego stowarzyszenia...
- ... Bądź podpisów. Wtedy mamy grupę, o którą nam chodzi. Podtrzymuję - prezydent się z nimi spotka. Jeśli prezydentem będzie Andrzej Duda. W Polsce przez ostatnie siedem lat ludzie przychodzili do władzy z inicjatywami czy referendami. I co? Czy prezydent z taką grupą porozmawiał? Prezydent nie musi się ze wszystkimi pomysłami zgadzać. Ale powinien ich przyjąć i się spotkać.
- A czy dopuszczono projekty do prac w komisjach sejmowych? Pierwsze czytanie, ciach, do widzenia. Jeśli w Sejmie się ludziom odmawia debaty na temat, z którym przychodzą, to jest to wykluczanie.
- Ale ja się z tym nie zgadzam! Obywatele mają prawo zająć należne im miejsce w polskiej debacie parlamentarnej.
UWAGA : Wywiad Andrzejem Dudą nie został autoryzowany . Wyjaśnienie redakcji:
28 stycznia czekaliśmy na autoryzację. Mimo wielokrotnych ponagleń, do dziś jej nie dostaliśmy.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!