- Polska kinematografia zaczęła swój marsz do wczorajszego Oscara w 2005 r., kiedy powołano do życia Polski Instytut Sztuki Filmowej - napisał Edwin Bendyk na swoim blogu w serwisie Polityka.pl . Zaznaczył, że polski rynek filmowy, przeżywa właśnie swój największy rozkwit od lat. - Zaczęło przybywać nowych filmów, zaczęła rosnąć sprzedaż biletów. Poprawiła się podaż, poprawił się popyt - dodał.
- Nawet sukces "Idy" nie przesłoni faktu, że frekwencyjnym rekordem wszech czasów w polskich kinach jest "50 twarzy Greya". W Pabianicach wszystkie bilety w weekend otwarcia były wyprzedane, w Słupsku w kinie Sokolnia w ciągu trzech dni film obejrzało 1866 osób, podobne raporty napływają z całej Polski. Co jednak ma wspólnego "50 twarzy" z "Idą"? Nic. A jednak.
- Publicysta, powołując się na badanie Diagnozy Społecznej, podkreślił, że mimo wzrastającej liczby sprzedawanych biletów maleje liczba osób chodzących do kina. - Czyli mniej chodzi częściej. Z innych badań wynikało, że kino stało się "praktyką kulturową determinowaną klasowo" - prościej, wiele osób w Polsce rezygnuje z kina nie dlatego, że ich nie stać lub oglądają przez internet, tylko dlatego, że brakuje im kompetencji, by zrozumieć współczesny hollywoodzki film akcji. Kino hollywoodzkie, synonim masowości, to w Polsce domena klasy średniej - tłumaczył.
Bendyk przytoczył także dane Eurostatu z 2013 roku, z których wynika, że w Polsce i na Węgrzech nastąpił największy spadek intensywności uczestnictwa w kulturze, w okresie od poprzednich badań. - W tym samym czasie powstały dziesiątki nowych obiektów: fantastyczne sale koncertowe w Szczecinie, Olsztynie, Gorzowie, Wrocławiu, Katowicach. Przybywa sal wystawowych. Tylko się cieszyć, że ruszając w Szczecinie trasą ekspresową S3, co godzina można zatrzymać się na koncert muzyki poważnej - komentował.
- To jednak "50 twarzy Greya" wywołuje masowe wzmożenie kulturalne. A i tak większość widzów, jakby się im przyjrzeć, to zapewne przedstawiciele klasy średniej. Z badań nad polską kulturą, jakie niebawem powinny się ukazać, wynika wyraźnie, że kultura ludu polskiego to kultura festynu, prostych wspólnotowych doznań fundowanych przez władzę publiczną lub sponsorów - skwitował.
Kolejnym raportem, na który powołał się Bendyk, są dane z "Warwick Report" dotyczące Wielkiej Brytanii. Ze statystyk wynika, że brytyjskie społeczeństwo w coraz mniejszym stopniu jest społeczeństwem równych szans. Do kina, teatru czy na koncerty chodzi prawie wyłącznie klasa średnia. - To po prostu poważny problem rozwojowy - bez włączenia do kultury jak najszerszych rzesz społecznych nie ma co liczyć na wzrost potencjału kreatywnego i innowacyjnego, a one tylko mogą być podstawą gospodarczej konkurencyjności - tłumaczył Bendyk.
- Wracając do "Idy" - chciałbym, żeby sukces tego filmu stał się okazją do podobnej dyskusji o kulturze, jaką toczą obecnie Brytyjczycy i Francuzi, dostrzegający, że powszechne i aktywne uczestnictwo w kulturze to nie tylko kwestia indywidualnego rozwoju, lecz zależy od niego także jakość demokracji i sprawność gospodarki - dodał.
Cały wpis na blogu dziennikarza.