Afera "Wprost". "SE": "Wiemy kim jest biznesmen, który doniósł na Durczoka". Policja nie komentuje

"Zbigniew Tomczak, prezes dwóch warszawskich firm, wynajął mieszkanie na Mokotowie 29-letniej znajomej Durczoka" - podaje "Super Express" . Mężczyzna zapewnia, że to on pokazał dziennikarzom "Wprost" rzeczy należące rzekomo do szefa "Faktów". Policja tego nie komentuje.

Biznesmen w rozmowie z tabloidem powtarza to, co opisał "Wprost" w swoim ostatnim wydaniu :16 stycznia próbował dostać się do apartamentu, który wynajmował właścicielce firmy - kobieta od kilku miesięcy nie płaciła czynszu. Biznesmen chciał otworzyć drzwi kluczem, ale ktoś od wewnątrz blokował drzwi. Po krótkiej szarpaninie, biznesmen zerwał kaptur z głowy mężczyzny i wtedy okazało się, że to Kamil Durczok. Wcześniej właściciel apartamentu wezwał policjantów, którzy już po cały zajściu, spisali dziennikarza.

Jak to się stało, że policjanci nie zareagowali na to, co rzekomo znajdowało się w mieszkaniu? Tomczak twierdzi, że weszli do mieszkania tylko na chwilę, a podejrzane przedmioty znajdowały się w sypialni, którą przeszukał już sam. Nadal mógł jednak powiadomić o sprawie policję - zauważa "SE".

Biznesmen dopiero po miesiącu, 13 lutego, zadzwonił do "Wprost". Potem na policję. Twierdzi, że "wcześniej nie miał na to czasu", a rzeczy w sypialni "nie były ruszane".

Dlaczego zdecydował się na kontakt z "Wprost"? Tłumaczy, że miał dość tego, że kobieta zalegała z czynszem. Ponadto nie podobało mu się to, co działo się w mieszkaniu.

Rzecznik policji: Przesłuchamy wszystkich. Redaktorów "Wprost" też

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie znalezionych w mieszkaniu narkotyków, a policja obecnie prowadzi postępowanie. Zapytaliśmy o szczegóły Mariusza Sokołowskiego, rzecznika Komendy Głównej Policji: - Przesłuchani zostaną wszyscy, którzy przebywali w mieszkaniu: zarówno Kamil Durczok, jego 29-letnia znajoma, właściciel mieszkania, funkcjonariusze policji, którzy przyjechali na interwencję, ale też sami redaktorzy "Wprost" - potwierdza.

Ze względu na ochronę danych osobowych policja nie ujawnia tożsamości biznesmena. Sokołowski mówi jednak, że przyjęli już od niego zgłoszenie.

Na razie nie ustalono też szczegółów dotyczących rzeczy znajdujących się w mieszkaniu. - O tym, do kogo należały narkotyki oraz czy laptop i pendrive mogły być wcześniej skradzione Kamilowi Durczokowi, wykaże śledztwo - mówi Sokołowski i podkreśla, że policja sprawdzi, kto miał dostęp do rzeczy. - Zostaną zbadane wszystkie biologiczne ślady - dodaje.

Sam Durczok w TOK FM o najnowszej publikacji tygodnika mówił: W wolnym, prywatnym czasie odwiedziłem mieszkanie jednej z moich znajomych ze środowiska medialnego. To, co tam zrobiłem, to jest absolutnie moja prywatna sprawa. To nie było złamanie prawa. Nie wiem, czy policja się tym zajmuje. Mnie łatwo znaleźć.

Zobacz wideo

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: