We wpisie opublikowanym na Facebooku Giertych punktuje postać Sylwestra Latkowskiego i ostatnie publikacje, które ukazały się w tygodniku. "To prawda, że pisałem na temat Pana przeszłości, więzienia itp. Było tak dlatego, że nie wierzyłem w możliwość Pana resocjalizacji. Całe doświadczenie zawodowe mówiło mi bowiem, że kryminalista nie odczuwa żadnej skruchy. W Pana przypadku jest jednak inaczej. Brawo! Z jaką radością usłyszałem o Pana ostatnich dokonaniach w ściganiu przestępczości u kolegów dziennikarzy" - pisze Giertych.
Przypomnijmy: w połowie lat 90. Latkowski dopuścił się przestępstwa wymuszenia od dawnego wspólnika z Gorzowa, który był mu winien pieniądze za samochody. "Według ustaleń prokuratury dziennikarz brał udział w sprowadzeniu do Polski wynajętych na Litwie egzekutorów i zlecił im pobicie dłużnika (...). Dostał wyrok 2 lat i 3 miesięcy więzienia za wymuszenia rozbójnicze, ale zarzut działania w zorganizowanej grupie przestępczej przed sądem upadł. Za kratami spędził 19 miesięcy" - czytamy w sylwetce redaktora, opublikowanej przez "Gazetę Wyborczą".
Post użytkownika Roman Giertych - strona oficjalna .
"Wyobrażam sobie wzruszenie Pańskiego wychowawcy więziennego, który pewnie z uporem próbował wtłoczyć do Pańskiego sumienia postanowienie o braku powrotu do przestępstwa. Pewnie w najśmielszych snach nie podejrzewał, że jego praca wychowawcza w Pana przypadku będzie miała takie efekty!" - kpi adwokat, odnosząc się do "aktywnej współpracy Latkowskiego z policją".
"Myślę, że Pana uśmiechnięta twarz powinna od dziś zdobić wszystkie stołówki więzienne, aby młodocianym przestępcom dawać dobry przykład, co może profesjonalna resocjalizacja penitencjarna" - dodaje Giertych i przewiduje, że dziennikarz "jako gwiazda resocjalizacji penitencjarnej ma przed sobą wielką przyszłość".
Były minister edukacji nie ukrywa jednak, że ma do Latkowskiego osobistą prośbę. "Panie Sylwestrze, czy mógłby Pan jeszcze raz przyjechać na ulicę, gdzie mieszkam? Pamiętam, jak rok temu moje kamery zaobserwowały Pana postać czającą się przy moim śmietniku. Szukał Pan wtedy dowodów na to, że nielegalnie zatrudniam pomoc domową. Ileż wysiłku Pan włożył w tę sprawę, a ja byłem tak niewdzięczny, że tego nie rozumiałem. Nie rozumiałem, że Pański imperatyw wtłoczony radami Wychowawcy Sali popycha Pana do szukania przestępczości!" - pisze.
"Mniejsza jednak o sprawę mojej pomocy domowej. W sądzie zawarliśmy ugodę, ubolewaliście i zapłaciliście koszta - sprawa zamknięta. Teraz mi chodzi o to, żeby Pan wrócił na naszą ulicę, bo mamy tutaj inny problem. Panie Sylwestrze kochany - ludzie tutaj w ogóle nie odśnieżają przed domami! My tutaj jedni na drugich nie donosimy, ale gdyby Pan przyjechał, sprawdził, zarejestrował, to przecież Policja musiałaby coś zrobić. Nadto jedna sąsiadka nie sprząta po psie! Mógłby Pan, Panie Sylwku, coś z tym zrobić?" - pyta Giertych.
Mecenas dodaje jeszcze post scriptum: "Panie Sylwestrze, jeżeli Pan lubi ścigać tylko dziennikarzy, to mam pytanie: w rejestrze prasy tytuł wprost.pl nie jest zarejestrowany. A jest to przecież internetowa gazeta. Skoro art. 45 prawa prasowego przewiduje wysoką grzywnę za brak rejestracji tytułu, to może tutaj doniósłby Pan Policji? Może na jakiś czas poczucie konieczności wypełniania obywatelskiego obowiązku donoszenia zostałoby w Pana sumieniu zaspokojone?".
Próbowaliśmy skontaktować się z Sylwestrem Latkowskim, ale ma wyłączony telefon.
W najnowszym numerze "Wprost" dziennikarze gazety opisali zajścia, do których miało dojść 16 stycznia na warszawskim Mokotowie. Według tygodnika uczestniczył w nim Kamil Durczok, szef "Faktów" TVN.
W historii pojawia się postać 29-latki, która miała wynajmować mieszkanie od biznesmena-informatora redakcji tygodnika. W apartamencie miały znajdować się m.in. prywatne rzeczy Durczoka i "biały proszek". Wezwana na miejsce policja miała spisać dziennikarza na klatce schodowej budynku jako - jak mówi sam szef "Faktów" - "świadka czegoś tam". Informację potwierdził rzecznik Komendy Głównej Policji. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że materiały zabezpieczone w mieszkaniu to amfetamina i kokaina.
Wcześniej "Wprost" w tekście "Ukryta prawda" z 1 lutego napisał o molestowaniu i mobbingu w jednej z dużych stacji telewizyjnych. Redakcja nie podała, o jaką stację chodzi ani który dziennikarz miał się tego dopuścić. Zapowiedziano jedynie, że temat będzie rozwijany w kolejnych wydaniach.
Durczok odniósł się do obu artykułów na antenie Radia TOK FM. - Nigdy nie molestowałem żadnej z podległych mi pracownic. Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety - zapewnił w rozmowie z Dominiką Wielowieyską. - Czym innym jest wymagający szef, czym innym szef molestujący. Nigdy nie byłem molestującym szefem - powtarzał. Jak dodał, rozważa kroki prawne przeciwko tygodnikowi.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!