Debalcewe od wielu tygodni ostrzeliwane jest przez prorosyjskich bojowników z artylerii i moździerzy, ale od wczoraj walki toczyły się już na ulicach, bo separatyści weszli do miasta. Amerykanie opublikowali zdjęcia satelitarne na dowód, że są tam też rosyjscy żołnierze.
"Kontrolujemy już ponad 80 proc. Debalcewego" - chwalili się wczoraj dowódcy prorosyjskich separatystów. Dzisiaj miasto padło. Według szacunków ukraińskich aktywistów w Debalcewem pod ostrzałem oprócz żołnierzy znajduje się kilka tysięcy cywilów. "Ludzie od tygodni siedzą w piwnicach, dzieci chorują na zapalenie płuc. Mamy informacje o zagrożeniu głodem" - mówił mi Sasha, aktywista, który wywiózł z miasta setki mieszkańców. "Od tygodnia jesteśmy zupełnie odcięci".
A wsparcie? Ukraiński konwój wojskowy z pomocą dla żołnierzy i batalionów wpadł wczoraj w zasadzkę. Żołnierze zostali wzięci do niewoli, co z dumą pokazywała rosyjska telewizja. "Sytuacja jest bardzo trudna, drogi są zaminowane pod ostrzałem. Nie można wywieźć ani rannych żołnierzy, ani poszkodowanych cywilów. Czekamy tylko na telefon z informacją, że możemy jechać, ale ten telefon nie dzwoni. Apelujemy więc do wspólnoty międzynarodowej o pomoc w stworzeniu korytarza humanitarnego" - apelowali Ukraińcy.
Ukraińskie dowództwo dopiero wieczorem przyznało, że część Debalcewego jest pod kontrolą przeciwników. Teraz wiadomo już, że miasto w całości zostało przejęte przez separatystów. Nie wiadomo, ilu żołnierzy zostało otoczonych. Są to setki, a może tysiące. Bataliony Ruś Kijowska i Kriwbass apelowały o pomoc, bo już dziś miało im zabraknąć amunicji. Ukraińskie władze nie podjęły takiej decyzji, albo nie potrafią wspomóc swoich żołnierzy kontrofensywą. Żołnierze ukraińscy wycofują się pod ciężkim ostrzałem. Formują nową linię obrony kilka kilometrów od opuszczonego przez nich miasta.