Olejnik o Durczoku: Wydawca "Wprost" proponował mi stanowisko redaktor naczelnej. Dobrze, że go nie przyjęłam

Monika Olejnik we wpisie zamieszczonym na Facebooku ujawniła, że kilka miesięcy temu wydawca "Wprost" proponował jej funkcję redaktor naczelnej pisma. "Dobrze, że jej nie przyjęłam. Musiałabym dziś biegać po cudzych mieszkaniach i grzebać ludziom w szufladach" - pisze dziennikarka, nawiązując do wczorajszej publikacji tygodnika o Kamilu Durczoku.

"Uważajcie, co wrzucacie do śmietnika, zbliża się redaktor Latkowski..." - zakończyła swój wpis dziennikarka. Kilkanaście minut później Olejnik usunęła swój post, po czym opublikowała go ponownie. "Poprzedni post usunięty niechcący. Błąd admina. Przepraszam" - napisała.

Monika Olejnik na FacebookuMonika Olejnik na Facebooku Fot. Facebook

"Wprost" pisze o "Ciemnej stronie Durczoka"

Wpis Olejnik to nawiązanie do wczorajszej publikacji "Wprost". Dziennikarze gazety opisali w niej zajścia, do których miało dojść 16 stycznia na warszawskim Mokotowie. Według tygodnika uczestniczył w nim Kamil Durczok, szef "Faktów" TVN.

W historii pojawia się postać 29-latki, która miała wynajmować mieszkanie od biznesmena-informatora redakcji tygodnika. W apartamencie miały znajdować się m.in. prywatne rzeczy Durczoka i "biały proszek". Wezwana na miejsce policja miała spisać dziennikarza na klatce schodowej budynku jako - jak mówi sam szef "Faktów" - "świadka czegoś tam". Informację potwierdził rzecznik Komendy Głównej Policji.

Durczok: Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety

Wcześniej "Wprost" w tekście "Ukryta prawda" z 1.02 napisał o molestowaniu i mobbingu w jednej z dużych stacji telewizyjnych. Redakcja nie podała, o jaką stację chodzi ani który dziennikarz miał się tego dopuścić. Zapowiedziano jedynie, że temat będzie rozwijany w kolejnych wydaniach.

Durczok odniósł się do obu artykułów na antenie Radia TOK FM. - Nigdy nie molestowałem żadnej z podległych mi pracownic. Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety - zapewnił w rozmowie z Dominiką Wielowieyską. - Czym innym jest wymagający szef, czym innym szef molestujący. Nigdy nie byłem molestującym szefem - powtarzał. Jak dodał, rozważa kroki prawne przeciwko tygodnikowi.

"W tej sprawie mamy do czynienia z działaniami na pograniczu zniesławienia"

Reakcje dziennikarzy na publikację "Wprost" były różne. Zdaniem Bogusława Chraboty, naczelnego "Rzeczpospolitej", w tej sprawie mamy do czynienia z "działaniami na pograniczu zniesławienia". W rozmowie z serwisem Wirtualnemedia.pl Chrabota podkreśla jednak, że nie oznacza to, że jeżeli pojawią się "jakieś rzeczowe dowody" co do czynów karalnych, to sprawą nie powinna się zająć prokuratura.

Z kolei redaktor naczelny "Gazety Bankowej" Wojciech Surmacz stwierdza w rozmowie z Wirtualnymi Mediami, że to, co zrobili pracownicy "Wprost", to "pokaz braku elementarnego pojęcia o zawodzie dziennikarza". - Nie wyobrażam sobie wejścia do miejsca, w którym prywatnie przebywa Kamil Durczok i grzebania w jego rzeczach - mówi Surmacz.

Ordyński: "Wprost" ma nóż na gardle

Jan Ordyński, dziennikarz Telewizji Polskiej, uważa zaś, że wczorajsza publikacja mogła mieć związek z wynikami sprzedażowymi gazety. - Można powiedzieć, że ["Wprost" - przyp. red.] ma nóż na gardle - mówi publicysta w rozmowie z "Super Expressem". - Publikacje tygodnika służyć mają zwiększeniu sprzedaży, wzbudzeniu zainteresowania mniej ambitnych czytelników. Czy w tym wypadku sprzedaż wzrośnie, nie wiem - zaznaczył.

Łagodniej do "Wprost" podchodzi Cezary Gmyz i Tomasz Terlikowski - również komentujący sprawę dla "SE". Pierwszy ma wątpliwość m.in. do tego, czy przypadkiem Durczok nie stał się ofiarą prowokacji, ten drugi mówi: - Od strony dziennikarskiej to nie był na pewno szczyt możliwości reporterów "Wprost". Terlikowski uważa jednak, że opinia publiczna ma prawo wiedzieć o tym, co podejrzanego mogło znajdować się w mieszkaniu, gdzie był Kamil Durczok.

Zobacz wideo

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: