- Sąd Rejonowy w Warszawie nakazał wczoraj aresztowanie Jana Pińskiego i wysłał za nim list gończy - donosi "Uważam Rze" . Zdaniem tygodnika dziennikarz nie stawił się na rozprawę sądową toczoną w jego sprawie, a sędzia postanowiła ukarać Pińskiego, chociaż jego adwokat przedstawił zwolnienie lekarskie.
Jak relacjonuje tygodnik, początkowo sąd nałożył na dziennikarza także grzywnę, jednak adwokat zaprotestował, wskazując, że zwolnienie było wystawione przez biegłego sądowego. Kara aresztu została jednak utrzymana.
- Wystawienie listu gończego w sprawie cywilnej i zarządzenie aresztu po usprawiedliwionej nieobecności trudno komentować. Nieznane są mi motywy sądu, ale wydaje mi się, że może chodzić o uniemożliwienie działalności dziennikarskiej - mówi Piński.
Jak na razie nie udało nam się skontaktować z sądem, by potwierdzić te doniesienia.
Piński od 2012 r. procesuje się z firmą J&S Energy. Dziennikarz, zanim został szefem "Uważam Rze", kierował m.in. pismem "Wręcz Przeciwnie" i za rządów LPR w telewizji publicznej "Wiadomościami" TVP. Jak pisała "Gazeta Wyborcza", kilka lat temu sąd uznał, że w jednym z materiałów dziennikarskich TVP z 2009 r. pomówiono J&S. Piński miał wykupić przeprosiny na antenie. Zrobił to, ale lektorka czytała tekst w tempie karabinu maszynowego.
Ponieważ tekst był niezrozumiały, prawnicy J&S postanowili walczyć o "właściwe wykonanie" wyroku. Udało im się zdobyć tzw. egzekucję zastępczą. Polega ona na tym, że J&S może samodzielnie wyemitować przeprosiny, a później ich kosztami - chodzi o 84 tys. zł - obciążyć Pińskiego.
Teraz J&S próbuje ściągnąć od Pińskiego tę należność. Jednak komornik jest bezradny, bo dziennikarz... nie ma majątku, który przepisał na rodzinę. A całe jego dochody to 150 zł z małego wydawnictwa Penelopa. Teraz na dodatek Piński nie pojawia się w sądzie.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!