Po dwunastogodzinnych negocjacjach podpisano dziś w Mińsku dwa dokumenty: "Kompleks działań w sprawie realizacji mińskich porozumień" oraz "Deklarację wspierającą Kompleks działań w sprawie realizacji mińskich porozumień".
Pierwszy dokument zatwierdziła Trójstronna Grupa Kontaktowa ds. Uregulowania Sytuacji na Ukrainie, w której skład weszli: Leonid Kuczma - reprezentujący Ukrainę, ambasador Rosji w Kijowie Michaił Zurabow, Heidi Tagliavini z OBWE oraz Aleksandr Zacharczenko i Igor Płotnickij - liderzy "republik ludowych". Wszystkie 13 punktów można przeczytać tutaj w języku polskim >>>
Zaś deklaracja, którą podpisały głowy państw Ukrainy, Rosji, Francji i Niemiec, faktycznie zatwierdza dokument wypracowany przez grupę kontaktową. Potwierdzili w nim "pełne poszanowanie suwerenności oraz integralności terytorialnej Ukrainy", zobowiązali się wspierać "pokojowe rozwiązanie konfliktu", popierać trójstronne rozmowy między UE, Rosją i Ukrainą oraz "realizację mińskich porozumień". Tym samym sygnatariusze stają się gwarantem ich wypełnienia. Oryginalny dokument w języku rosyjskim >>>
"Ukraińska Prawda" zanalizowała każdy punkt porozumienia pod kątem zagrożeń, jakie niosą Ukrainie. Według autorów analizy nie można ostatecznie stwierdzić, co właściwie Kijów ugrał w Mińsku. Niektóre pozytywne aspekty nasuwają się same:
- pełne wstrzymanie ognia (do 15 lutego)
- wycofanie przez obie strony całego ciężkiego uzbrojenia na równe odległości w celu stworzenia strefy bezpieczeństwa szerokości minimum 50 km (za 16 dni)
- wymiana jeńców wojennych (za trzy tygodnie)
- przywrócenie całkowitej kontroli nad granicą państwową przez rząd Ukrainy w całej strefie konfliktu
"Gdzie są haczyki?" - pytają redaktorzy ukraińskiego portalu.
Po pierwsze - nieprzestrzeganie memorandum z 19 września. Dokumenty podpisane 12 lutego nie są zamienne dla dokumentów podpisanych w Mińsku 5 i 19 września. One nadal są prawomocne, tylko nieprzestrzegane. Autorzy twierdzą, że rosyjska strona od początku dążyła do tego, żeby anulować poprzednie porozumienia, które mówią o tym, że to wrześniowa linia frontu będzie wyznacznikiem strefy zdemilitaryzowanej. Dokładniej mówiąc, linia frontu z 19 września, która dziś przesunęła się nieznacznie na zachód w całej swojej rozciągłości. Gdyby chodziło o linię frontu z 5 września, różnica w terytorium wyglądałaby tak:
Dzisiejszy dokument mówi o tym, że ukraińskie wojska mają wycofać się na minimum 50 kilometrów od faktycznej linii styczności, a siły separatystów do linii styczności zgodnie z mińskim memorandum z 19 września 2014 r.
Po drugie - gra z czasem o Debalcewe i Mariupol. Pełne wstrzymanie ognia nie jest zastosowane natychmiast, tylko dopiero od 15 lutego. Autorzy zwracają uwagę, że daje to czas siłom separatystów i rosyjskich wojsk na odbicie dwóch strategicznych punktów, które nadal pozostają w rękach ukraińskich. Chodzi o Debalcewe - klin między DRL i ŁRL - i Mariupol - drogę na Krym. Obecnie toczą się tam zacięte walki. Batalion Donbas od rana próbuje odbić z rąk separatystów położoną w pobliżu Debalcewego wioskę Łogwinowo. Z kolei batalion Azow odpiera atak rebeliantów pod Mariupolem. Tyle ile uda im się ugrać przez dwa dni, pozostanie w strefie wpływów Kijowa. Autorzy analizy obawiają się, że po zdemilitaryzowaniu strefy, gdy Ukraina wycofa swoje wojska, separatyści naruszą postanowienia i po prostu zajmą Debalcewe.
Po trzecie - faktyczna utrata terytorium. Autorzy twierdzą, że dzisiejsza deklaracja faktycznie przypieczętowała całkowitą utratę kontroli nad tzw. republikami ludowymi. DRL i ŁRL nie będą podległe władzy centralnej w Kijowie, a "terroryści zostaną oficjalnie uznani jako legitymizowana władza". Mówi o tym punkt czwarty:
"Rozpoczęcie już pierwszego dnia po odsunięciu wojsk dialogu na temat przeprowadzenia miejscowych wyborów zgodnie z ukraińskim prawem oraz ustawą "O tymczasowym trybie lokalnego samorządu w poszczególnych rejonach donieckiej i ługańskiej republik" .
Po czwarte - trudne przywrócenie kontroli nad granicą. By Kijów znów mógł kontrolować granicę z Rosją, musi spełnić szereg warunków: przyjąć ustawę o specjalnym statusie DRL i ŁRL, przeprowadzić tam wybory zgodnie z nową ustawą oraz "zreformować" konstytucję, by móc uznać specjalny status obu republik. Przy tym nie wystarczy sama zmiana prawa, ale należy wprowadzić je w życie. Ukraińcy, by wypełnić te wszystkie zadania, mają czas do końca roku, czyli dziesięć miesięcy.
"Ukraina postanowiła zapomnieć o tym, że Płotnicki i Zacharczenko to zwykli terroryści" - czytamy w "Ukraińskiej Prawdzie". "A ich władzę i panowanie będzie finansować Kijów. Według porozumień zostaną przywrócone pełne wypłaty pensji i emerytur w Donbasie" - przypominają i dodają, że gospodarka tego regionu w pierwszym okresie będzie niedochodowa ze względu na potężne zniszczenia w sferze przemysłowej. "Nowe mińskie przymierze w żadnym przypadku nie oznacza zwycięstwa Kijowa. Faktyczna kontrola nad Donbasem została utracona" - podsumowują.
O prawdziwej twarzy Ukrainy przeczytaj w książkach >>
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!