Wszystko zaczęło się od artykułu w tygodniku "Wprost", w którym głos zabrała "znana dziennikarka". Anonimowo opowiedziała o tym, jak molestował ją jej były przełożony - "bardzo popularna twarz telewizyjna, szef zespołu jednej ze stacji".
- Moje kłopoty z nim zaczęły się od tego, jak powiedziałam mu "nie". Któregoś dnia podszedł do mnie z tekstem: "Widzę, że nie masz majtek pod dżinsami. Jedziemy do mnie?" Rzucił też, niby w żartach: "Oprzesz się, suko, o ścianę, a ja wejdę od tyłu". Byłam tak zawstydzona, że mnie sparaliżowało. Oczywiście odmówiłam. Od tej pory stałam się dla niego gównem - opowiadała w rozmowie z tygodnikiem.
W środowisku dziennikarzy zawrzało. Na forach internetowych podobnie - zaczęły się pojawiać kolejne historie o molestowanych kobietach, internauci wskazywali też rzekomego sprawcę. Publicysta Jacek Żakowski tak komentował sprawę w "Gazecie Wyborczej": "Nie mam powodu wierzyć 'Wprost' i postom. Ale tysiące ludzi mówią i piszą o tym w sieci. Pod nazwiskiem robią to ostrożnie ze względu na konsekwencje prawne. Anonimowo - z nazwiskami, nazwami programu i stacji, pikantnymi szczegółami oraz uzupełnieniami. Bo podobno ofiar było wiele."
Do dziennikarzy publicznie mówiących o molestującej pracownicę "twarzy telewizyjnej" dołączyła także Omenaa Mensah. - Jak większość osób wiem, o kogo chodzi. Ja, nawet jeśli w życiu miałam jakieś propozycje, to jasno dawałam do zrozumienia, że praca to jest praca, w niej nie ma miejsca na romanse - powiedziała w rozmowie z portalem wirtualnemedia.pl .
Dalej prezenterka tłumaczyła, że nie zna żadnej kobiety, która faktycznie zrobiłaby karierę przez łóżko. - Jaki facet będzie szanował taką babkę? Żaden. Żadna mądra kobieta nie będzie wierzyła, że można coś przez to załatwić - zaznaczyła.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!