Rok temu brytyjski dziennik "Guardian" poprosił 12-letniego wówczas Mohammeda z wioski al-Zur na północy Jemenu, by ten nagrał dla dziennikarzy fragmenty ze swojego życia .
- Gdzie jest twój tata? - pyta swoją małą siostrzyczkę Mohammed.
- W niebie - odpowiada sześciolatka.
- Dlaczego? Kto go zabił?
- Został zabity przez amerykańskiego drona.
Ojciec i 17-letni brat Mohammeda zginęli w ataku dronowym w 2011 roku. Nie wrócili do domu po wypasie wielbłądów. Krewni zabitych nie otrzymali żadnych wyjaśnień.
Od tego czasu 27-osobowa rodzina Tuaimanów nie ma żadnego stałego przychodu. Finansowo wspomogła ich tylko lokalna komórka Al-Kaidy, choć rodzina zaznacza, że nie są członkami organizacji i nie popierają jej działań.
- Żyjemy w ciągłym strachu przed "maszynami śmierci". Budzimy się od koszmarów o nich. Niektóre dzieci mają przez nie problemy psychiczne. Drony zamieniają nasze życie w koszmar, latają nad nami dniem i nocą, nigdy nie wiemy, kiedy uderzą. W oczach Amerykanów nie zasługujemy na to, by żyć tak jak reszta świata. Dla nich nie mamy uczuć, nie płaczemy, nie czujemy bólu po stracie bliskich - opowiadał "Guardianowi" Mohammed. - Myślą, że zabijają terrorystów, a tak naprawdę mordują niewinnych ludzi - dodał.
26 stycznia tego roku sam został zabity przez amerykańskiego drona. Rodzina - podobnie jak w przypadku jego ojca i brata - nie dowiedziała się, czemu chłopiec musiał umrzeć. Odpowiedzialne za atak CIA i Pentagon odmówiły "Guardianowi" odpowiedzi na pytanie, czy 13-latek był członkiem Al-Kaidy.
Jemeńska filia Al-Kaidy - Al-Kaida Półwyspu Arabskiego(AQAP) - jest jedną z najbardziej aktywnych odnóg sieci stworzonej przez Osamę bin Ladena. To ona przyznała się m.in. do ostatnich ataków we Francji. W 25-milionowym Jemenie, jednym z najuboższych krajów arabskich, ma swoje bazy szkoleniowe - Waszyngton przyznaje, że od kilku lat używa dronów, by je niszczyć i zabijać terrorystów. Agencje prasowe piszą, że w atakach zginęło "kilkudziesięciu bojowników" Al-Kaidy, m.in. w 2011 r. jeden z liderów AQAP Anwar al-Awlaki. Operacje te pochłonęły jednak i ofiary cywilne, a amerykańskie władze unikają komentarzy i wyjaśnień - jak w przypadku rodziny Mohammeda - co tylko wzmaga antyamerykańskie nastroje wśród Jemeńczyków.
A sytuacja polityczna w tym kraju jest coraz trudniejsza: Jemen już od ponad czterech miesięcy pozostaje w głębokim kryzysie politycznym spowodowanym wojną partyzancką prowadzoną przez szyitów z grupy Huti. W ostatni piątek Huti przeprowadzili zamach stanu: rozwiązali parlament i przejęli władzę w kraju. Prezydent Abd ar-Rab Mansur al-Hadi, premier i rząd - partnerzy władz USA w walce Al-Kaidą - trafili do aresztu domowego.
Associated Press podkreśla, że ewentualne starcia i zamieszki wewnętrzne w Jemenie mogą wzmocnić lokalną filię Al-Kaidy, uważaną za najbardziej niebezpieczną, oraz skomplikować prowadzone przez USA operacje antyterrorystyczne na Półwyspie Arabskim. Rebelianci Huti są co prawda zaciekłymi wrogami Al-Kaidy, ale odnoszą się również wrogo do Amerykanów, a także do sąsiedniej sunnickiej Arabii Saudyjskiej. W ewentualnej konfrontacji mogą liczyć na wsparcie szyickiej potęgi - Iranu.
Amerykańskie służby używają dronów nie tylko w Jemenie i nie tylko tam obok terrorystów giną zwykli cywile. W październiku 2013 roku przed amerykańskim Kongresem wystąpiły dzieci, których krewni zginęli w atakach dronowych.
- Już nie lubię niebieskiego nieba, boję się go. Wolę, jak na zewnątrz jest szaro, wtedy drony nie latają - mówił Zubair Rehman, nastolatek z Pakistanu, którego babcia zginęła zabita przez drona.
- Nikt nigdy nam nie powiedział, dlaczego mama była celem ataku - mówił ojciec Zubaira. - Jestem nauczycielem w szkole. Moją pracą jest edukowanie, ale jak mam mówić o tym? Jak mam mówić o czymś, czego nie rozumiem? - kontynuował.