"Ustawa o bestiach" nie działa przez opieszałość biegłych? "To nie jest robota na trzy godziny, sądy spychają na nas swoje obowiązki"

"Ustawa o bestiach nie działa" - alarmują media. Pojawiają się już głosy, że duża w tym "zasługa" biegłych, którzy nie chcą opiniować trudnych spraw seryjnych gwałcicieli i morderców lub nie nadążają z wydawaniem orzeczeń. Pytanie tylko, czy właściwie powinno nas dziwić, że tak się dzieje. I kto tak naprawdę jest tu winny?

"Bestie na wolności. Sąd nierychliwy, biegłym nie opłaca się pracować" - alarmowała trójmiejska " GW ", zwracając uwagę na poważne problemy z funkcjonowaniem tzw. "ustawy o bestiach". Wedle doniesień dziennika z powodu opieszałości gdańskiego sądu osiem osób, które powinny być objęte tymi przepisami, jest na wolności.

"GW" zwraca uwagę, że chodzi m.in. o "sprawców dwóch zabójstw, gwałtów i przestępstw na tle seksualnym", którzy odsiadywali wieloletnie wyroki, a u których stwierdzono zaburzenia psychiczne, stwarzające zagrożenie dla życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych ludzi. Wśród nich jest m.in. Henryk Z., którego sprawa była ostatnio szeroko komentowana w mediach . Zgodnie z "ustawą o bestiach" w takich właśnie przypadkach skazani mogą po wyjściu na wolność zostać (decyzją sądu) skierowani do Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie lub trafić pod policyjny nadzór. Wszystko po to, by nie popełnili po raz kolejny zbrodni, za które zostali ukarani już w przeszłości. Jak jednak pokazuje opisany przypadek Sądu Okręgowego w Gdańsku, w praktyce cały mechanizm nie działa tak jak powinien.

Problemem jest przede wszystkim czas: wniosek do sądu o objęcie danego więźnia "ustawą o bestiach" dyrektorzy więzień złożyć mogą dopiero na pół roku przed końcem wyroku. Zdarza się, że zanim decyzja zostanie podjęta, więzień jest już na wolności - tak właśnie było z Henrykiem Z. A sygnały o tym, że sześć miesięcy to czasem zbyt mało na przeprowadzenie całej procedury, płyną nie tylko z Pomorza.

"Problemem w stosowaniu ustawy może być tempo, w jakim sądy rozpatrują wnioski dyrektorów zakładów karnych. Sędziowie wraz z wnioskiem otrzymują także szereg innych dokumentów, m.in. opinie psychologa i psychiatry. Tłumaczą, że na przestudiowanie tego potrzeba czasu" - pisze " Dziennik Łódzki ".

"Trudności w zakresie czynności dowodowych"

Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że monitoruje sprawy sądowe wszczynane na podstawie "ustawy o bestiach" (oficjalna nazwa: Ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób). - Prezesi sądów apelacyjnych nadsyłają w terminach miesięcznych i kwartalnych informacje dotyczące stanu zaawansowania konkretnych postępowań - mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl rzeczniczka resortu Patrycja Loose. Czy raporty potwierdzają kłopoty, o których piszą media?

Rzeczniczka przyznaje, że w ostatnim okresie ministerstwu "zasygnalizowane zostały trudności w zakresie czynności dowodowych, tj. przeprowadzenia dowodu z opinii biegłych". - Skutkowało to podjęciem przez prezesów poszczególnych sądów czynności nadzorczych w celu wyeliminowania niekorzystnych zjawisk - mówi Loose. I nie ukrywa, że czasem skompletowanie zespołu biegłych napotyka znaczne trudności i wydłuża czas postępowania. - Sytuacja ta wystąpiła przede wszystkim latem 2014 r. w okresie urlopowym - informuje.

Czyżby więc to biegli byli winni? Jak pokazuje przypadek opisany przez trójmiejską "GW", czasem zdarza się, że ci sądowi eksperci w ogóle nie dostarczają sędziom opinii, które są niezbędne dla podjęcia decyzji w każdej, konkretnej sprawie. Dlaczego? Ponieważ "mają dużo zleceń, a chętnych do takiej pracy brakuje z uwagi na niskie stawki".

"To nie jest robota na trzy godziny"

O tym, że to właśnie biegli są "najsłabszym ogniwem" całego mechanizmu, przekonana jest Julia Pitera, która na antenie TVN 24 zwracała niedawno uwagę, że "sądy tolerują bardzo niską jakość pracy biegłych". Dodawała też, że nieprawdą jest, iż sądowi eksperci są słabo wynagradzani. Wedle niej każdy biegły może wycenić swoją pracę, a sąd może ową wycenę "zaakceptować lub odrzucić". A co na to sami zainteresowani?

Prosząca o anonimowość biegła z zakresu psychiatrii tłumaczy, że w typowym przypadku obowiązuje taryfikator, zgodnie z którym ekspert za jedną konsultację medyczną (niekoniecznie związaną z "ustawą o bestiach") otrzymuje od 90 do 189 zł. - To może być od jednej do kilku godzin mojej pracy - mówi.

Arkadiusz Bilejczyk, biegły seksuolog przy Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga z siedmioletnim doświadczeniem, zaznacza jednak, że w trudniejszych przypadkach, jak np. sprawach zabójców czy gwałcicieli, jeden dzień pracy nie wystarczy, by wydać rzetelną opinię. A trzeba pamiętać, że jej treść może mieć ogromne znaczenie dla przyszłych losów badanej osoby.

Bilejczyk tłumaczy, że poza standardowym, trwającym ok. 1,5 h badaniem, trzeba też przeprowadzić kilkugodzinne testy, odwołać się do statystyk, literatury przedmiotu, porównać dany przypadek z innymi itd. - Powiedzmy, że muszę przeanalizować słownictwo podejrzanego pod kątem tego, czy przejawiana przez niego agresja może mieć związek z odczuwaniem seksualnej przyjemności. To nie jest robota na trzy godziny - mówi biegły.

- Ostatnio przekazano mi 19 płyt DVD z materiałami pornograficznymi. Moim zadaniem było określić, czy są tam osoby małoletnie - mówi z kolei Marcin Borowski, biegły psycholog i seksuolog, prezes fundacji Asymetria, zajmującej się promowaniem dobrych praktyk w opiniowaniu sądowym. - To ogromny materiał dowodowy, który wymaga sporo czasu - twierdzi.

4 lata czekania na pieniądze

Arkadiusz Bilejczyk przyznaje, że w trudniejszych przypadkach biegły może zwrócić się do sądu z prośbą o to, by wynagrodzenie było rozliczane w trybie godzinowym, a nie ryczałtem (dokładnie tak, jak twierdzi Julia Pitera). Tyle tylko że ostatecznie to sędzia decyduje, jaka formą płatności wybierze, a co więcej, biegły dowie się o tym po fakcie. - Koledzy opowiadali mi, że zdarza się, iż zgodnie z przedstawioną wyceną mieli otrzymać 900 zł, a sąd już po dostarczeniu opinii decydował się na ryczałt, płacąc 180 zł - mówi. Swoją drogą, jak wynika z rozmowy z innym biegłym z zakresu seksuologii, wspomniana stawka godzinowa również nie jest oszałamiająca - to 31 zł 97 gr brutto.

Co więcej okazuje się, że biegli psycholodzy, psychiatrzy czy seksuolodzy często wynagrodzenie z sądów otrzymują np. po upływie pół roku. "Rekordzista" wspomina o czterech latach. - Zapomniałem nawet, że wystawiłem taki rachunek - przyznaje, prosząc o anonimowość.

Inny z biegłych (zajmujący się psychiatrią) dodaje, że w środowisku funkcjonują swoiste prywatne "czarne listy" z nazwiskami sędziów, o których powszechnie wiadomo, że nie są skorzy do przyznawania "uczciwego" wynagrodzenia za pracę sądowych ekspertów. Czy można się w takiej sytuacji dziwić, że czasem brakuje chętnych, by podejmować się najtrudniejszych spraw - tak, jak miało to miejsce w Gdańsku?

"Rentgen w oczach"

Biegli, z którymi udało się nam porozmawiać, twierdzą, że w wielu przypadkach sędziowie spychają na nich część swoich obowiązków, a także odpowiedzialności. Zdaniem Borowskiego czasem oczekiwania wobec biegłych są budowane tak, jakby mieli niemal "rentgen w oczach" i byli w stanie odpowiedzieć sądowi na każde pytanie.

"Sądy nader często oczekują od biegłych nie tyle wiadomości specjalnych (w myśl art. 193 i art. 202 KPK), co wydania "wyroku" - wyręczania organów procesowych poprzez stawianie wniosków, które bezpośrednio przekładają się na wydawane orzeczenia" - pisze w swoim oświadczeniu fundacja, w której zasiada Marcin Borowski. "Biegli nie powinni zgadzać się na takową praktykę" - czytamy w dokumencie. Jednak na co dzień często się zgadzają: jak twierdzi Borowski - skuszeni perspektywą zarobku czy "zaistnienia w sądzie", wolą nie przeciwstawiać się sędziom.

- Opiniowałem kiedyś świadka w trakcie rozprawy. Sędzia zapytał mnie o wiarygodność jego zeznań. Odpowiedziałem, że jako biegły nie jestem władny się na ten temat wypowiadać. "Ale przed panem wszyscy biegli się wypowiadali" - zdziwił się sędzia - wspomina Borowski.

Dlatego też fundacja Asymetria wiele zarzutów kieruje także pod adresem samych sądowych ekspertów. "W naszej ocenie potrzebna jest publiczna dyskusja o błędach i nadużyciach biegłych, które w efekcie mogą mieć poważne skutki dla przebiegu postępowania procesowego oraz samych osób badanych" - pisze fundacja.

"Problemy nie są systemowe"

Ale biegli nie ukrywają, że nie tylko relacje z sędziami, lecz i sama ustawa generuje pewne problemy związane z ich pracą. Chodzi np. o to, że wedle jej zapisów zadaniem biegłego jest określić, czy dana osoba po wyjściu na wolność stwarzać będzie "wysokie", czy "bardzo wysokie" zagrożenie. - Szczerze, nie mam zielonego pojęcia, jak rozgraniczać oba przypadki. Ustawa nigdzie tego nie definiuje, a sami biegli nie dysponują żadnymi narzędziami pomiaru, za pomocą których można by dokonać takiego rozróżnienia - mówi Borowski.

Jednak problemów z głośną ustawą jest więcej: Ministerstwo Sprawiedliwości sygnalizuje na przykład, że niektóre wnioski o umieszczenie w ośrodku w Gostyninie lub zastosowanie nadzoru prewencyjnego zostały złożone do sądów przez dyrektorów zakładów karnych... na kilka dni przed terminem zakończenia odbywania kar pozbawienia wolności przez osoby, których wnioski dotyczyły. - Zatem już na wstępnym etapie tych postępowań determinowało to brak możliwości wydania orzeczenia przed zakończeniem odbywania kary pozbawienia wolności - dodaje Loose.

Jakby tego było mało, w dwóch przypadkach postępowania w ramach "ustawy o bestiach" nie zostały zakończone, bo sądy postanowiły najpierw skonsultować z Trybunałem Konstytucyjnym, czy te przepisy są zgodne z konstytucją. - Sprawy te zostały połączone z wnioskami Prezydenta RP oraz Rzecznika Praw Obywatelskich [którzy również wnioskowali, by TK przyjrzał się ustawie - przyp. red.], w celu ich łącznego rozpatrzenia - tłumaczy Loose.

A co będzie działo się do tego czasu? Czy resort uważa, że ustawa działa należycie? - Praktyka orzecznicza nie świadczy o występowaniu problemów o charakterze systemowym, ewentualne nieprawidłowości wystąpić mogą jedynie w poszczególnych postępowaniach. Ich wyeliminowanie jest możliwe w ramach nadzoru sprawowanego przez prezesów sądów - ocenia Loose. Policja zapewnia zaś , że w przypadku, gdy byli więźniowie wyjdą na wolność, będą skutecznie monitorowani dzięki zastosowaniu dozoru.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: