Anna Grodzka była gościem Moniki Olejnik w programie "Kropka nad i". Dziennikarka pytała przede wszystkim o reakcję posłanki na publikację tygodnika "wSieci", który sugeruje, że jej transseksualizm był tylko sposobem na dostanie się na scenę polityczną, podczas gdy w rzeczywistości mieszka ona z heteroseksualną kobietą i po domu chodzi w męskich ubraniach. Czytaj więcej na ten temat >>>
Cały artykuł Grodzka uznała za coś "nieprofesjonalnego i paskudnego moralnie". - Ja rozumiem, że jako posłanka jestem osobą publiczną i wszystkie sprawy, które mogą w jakikolwiek sposób dotyczyć mojej publicznej działalności, są do prześwietlenia. Natomiast tutaj ten artykuł jest po prostu pełen kłamstw i insynuacji - zapewniła.
Na koniec programu Olejnik zaproponowała, żeby Grodzka podarła tekst na swój temat.
- Mam przy sobie ten tygodnik. Chce go pani podrzeć? - zapytała. - Tak. Ale nie będzie pani już potrzebny? - upewniła się Grodzka. - Nie, już mi wystarczy - odparła Olejnik. - Z przyjemnością - stwierdziła Grodzka, drąc "wSieci" na małe kawałki.
W czasie rozmowy posłanka podkreślała, że transseksualność zdiagnozowano u niej już 33 lata temu, a kobietą, czy też dziewczyną, czuła się od zawsze. W kwestii swojej orientacji seksualnej chce jednak zachować dyskrecję. - To, że ja jestem osobą transseksualną, nie determinuje mojej orientacji seksualnej - tłumaczyła. - Ja swojej orientacji nigdy nie ujawniałam i nikt nie powinien mnie o to pytać - dodała.
Grodzka stwierdziła, że w całej tej sytuacji najbardziej szkoda jej Lalki i Piotra Podobińskich. Tygodnik sugeruje, że heteroseksualna Stanisława Podobińska jest partnerką Grodzkiej. Posłanka zapewnia, że z małżeństwem łączy ją wyłącznie przyjaźń. - Mamy dom bliźniak, oni mieszkają obok. Jest współwłasnością, bo razem go budowaliśmy. Ale są to dwa oddzielne lokale mieszkalne i mieszkamy po prostu obok siebie - powiedziała.
Olejnik zapytała Grodzką o to, co pomyślała, kiedy zobaczyła okładkę "wSieci". - Na początku naprawdę nie wiedziałam, co odczuwać - mówiła. - Pierwszy był taki śmiech rozpaczy. To jest takie uczucie, kiedy musisz się nagle tłumaczyć, że nie jesteś wielbłądem i nie masz tego garbu - zażartowała, dodając, że z jednej strony rozbawiła ją "niekompetencja i głupota" artykułu, a z drugiej była zszokowana kłamstwem i wprowadzaniem ludzi w błąd.
Sugestie tygodnika, jakoby transseksualizm miał być dla Grodzkiej przepustką do kariery politycznej, określiła jako niedorzeczne, podkreślając, że zajmowała się polityką na długo przez dokonaniem operacji zmiany płci. Jednocześnie nigdy nie ukrywała swojego transseksualizmu.
- Ujawniłam swoją tożsamość seksualną długo przed tym, jak weszłam do polityki, właśnie po to, żeby mówić o tym, że są wśród nas osoby transseksualne, które wymagają naszej akceptacji i pomocy, i że to jest zupełnie normalne - powiedziała. - Przez wszystkie wieki na każdym kontynencie tak było, jest i będzie - dodała.
- Chciałam, żeby polskie społeczeństwo zrozumiało, że człowiek, choć inny, ma prawo do podstawowej akceptacji, jeśli nie czyni drugiemu człowiekowi krzywdy. To jest kierunek mojego działania - podkreśliła. - Natomiast czy wyobraża pani sobie sytuację, w której jest dochodzenie np. o to, jaki jest stan organów płciowych, powiedzmy, pana prezesa Kaczyńskiego? To wobec posłanki Grodzkiej można, a wobec kogoś innego byłoby to uwłaczające? - zastanawiała się.
Grodzka dodała, że poważnie rozważa oskarżenie tygodnika w związku z tym tekstem. - Moja adwokatka doradza, żebym założyła jednak tę sprawę - powiedziała.
Przeprasza przy tym małżeństwo Podobińskich za to, że zostali wciągnięci w tego rodzaju zamieszanie. - Podjęłam decyzje o kandydowaniu, a oni są w całą tę sprawę zamieszani z insynuacjami najgorszego rodzaju - mówiła, dodając, że przecież Lalka Podobińska, nawet prowadząc jej biuro poselskie, nie jest osobą publiczną.
Pod koniec programu dodała, że nie jest z nikim w związku. - Niestety, jestem osobą, która samotnie prowadzi gospodarstwo, z nikim nie jestem związana intymnie, mam za to wielu przyjaciół. Takie oświadczenie mogę złożyć bez żadnego problemu, bo ludzie mają prawo takie rzeczy wiedzieć - zaznaczyła.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!