"Sueddeutsche Zeitung" zwraca uwagę na fragment wystąpienia Angeli Merkel podczas szczytu w Davos, w którym szefowa niemieckiego rządu zasygnalizowała gotowość do podjęcia rozmów między Unią Europejską a lansowaną przez Rosję Euroazjatycką Unią Gospodarczą o "możliwościach kooperacji w ramach wspólnej przestrzeni handlowej".
- Jesteśmy do tego gotowi - zaznaczyła niemiecka kanclerz, dodając, że chce zbudować "pomost" między zwaśnionymi stronami. Zastrzegła, że warunkiem jest pokój na Ukrainie. Inni niemieccy politycy w deklaracjach wobec Rosji szli jeszcze dalej. Wszystko to spotkało się raczej ze sceptycznym odbiorem komentatorów.
Czy Merkel sprzyja Rosji? Krzysztof Blusz z demosEUROPA i Damian Wnukowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych przekonywali w Radiu TOK FM, że niekoniecznie. Blusz podkreślał, że idea strefy wolnego handlu między UE i Rosją "w dzisiejszych warunkach politycznych jest iluzją".
- To, co zrobiła Merkel, to wybieg polityczny. Niemcy ustami kanclerz komunikują swoje stanowisko: nie ma przestrzegania porozumienia z Mińska, Rosja nie jest partnerem do rozmów. Dlatego nie doszło do szczytu w Astanie. Żeby być spójną, Merkel nie może powiedzieć: będę rozmawiała z Putinem. Jednak w dyplomacji, niezależnie czy partner jest dobry czy zły, najważniejsze jest utrzymanie jakiegokolwiek kanału komunikacji. Więc jest próba wybiegu, by rozmawiać z Rosją w innym formacie - wskazywał analityk.
- To strategia kija w postaci sankcji i marchewki, czyli wyrażania gotowości współpracy w przyszłości pod pewnymi warunkami - przyznał Wnukowski. Analityk przypomniał, że projekt Unii Euroazjatyckiej ma być "opus magnum, spuścizną" Putina, która wzmocni Rosję na arenie międzynarodowej. - Dlatego może Merkel gra na ambicji Putina. To jeden z zabiegów mających otworzyć Rosję na rozmowy - zaznaczył Wnukowski.