Minister spraw zagranicznych dwa dni temu na antenie radiowej "Jedynki" stwierdził, że "lepiej powiedzieć, że to front ukraiński [wyzwalał Auschwitz], pierwszy front ukraiński i Ukraińcy wyzwalali, bo tam żołnierze ukraińscy byli wtedy w ten dzień styczniowy i oni otwierali bramy obozu". Wywołało to oburzenie wśród rosyjskich polityków, dziennikarzy i historyków, zarzucających mu ignorancję, kłamstwo oraz działanie na szkodę stosunków między państwami.
Dziś w Radiu ZET Schetyna tłumaczył się ze swoich słów. - Pierwszy czołg, który rozbijał bramę Auschwitz, był prowadzony przez Ukraińca, Igora Hawryłowicza Pobirczenko, późniejszego profesora prawa arbitrażowego - mówił. Nie wycofał się także ze swojej wypowiedzi. - Powiedziałem prawdę, a prawda zawsze się obroni - oświadczył. Zapowiedział jednak, że w przyszłości "będzie wyrażał się bardziej precyzyjnie".
W jego ocenie kontrowersje wokół wypowiedzi wynikają z konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i chęci zmonopolizowania historii przez Rosjan. - To jest element wojny ojczyźnianej. Rosjanie chcą pokazać, że dziedzictwo Armii Czerwonej, wielu ofiar zwycięstwa nad faszyzmem, jest dziś po stronie Federacji Rosyjskiej. W Armii Czerwonej nie było narodowości radzieckiej - stwierdził Schetyna.
Na pytanie, czy chciał podkreślić, iż nie tylko Rosjanie, ale również Ukraińcy wyzwalali Auschwitz, odpowiedział: - Dokładnie. Rosjanie nie mogą tego dziś przyznać, bo jest to wpisane w konflikt ukraińsko-rosyjski. To fałszuje prawdę historyczną, która jest taka, że oprócz większości rosyjskiej, w Armii Czerwonej było 1-1,2 miliona żołnierzy ukraińskich. W wojnie propagandowej i tej prawdziwej, która trwa dziś w Donbasie, o tym się dziś nie mówi. Historia powinna być wolna od propagandy.
Szef dyplomacji wyjaśnił też, że żaden prezydent nie otrzymał zaproszenia na obchody 70. rocznicy wyzwolenia obozu w Oświęcimiu. - Wszystkie ambasady zostały zawiadomione o uroczystości, zaproszenie było otwarte, poszczególne państwa wskazywały, na jakim poziomie chcą być reprezentowane - mówił Schetyna. Dodał, że Ewa Kopacz tylko potwierdziła obecność Petra Poroszenki na uroczystościach, a jej wypowiedź w czasie spotkania z prezydentem Ukrainy nie miała charakteru formalnego zaproszenia. - Nikt nie został formalnie zaproszony, oprócz tych, którzy przeżyli oraz weteranów wyzwalających obóz - zaznaczył minister.