"Małgorzata Gosiewska awanturowała się w święta z obsługą lotniska w Charkowie. Posłanka PiS spóźniła się na odprawę i próbowała wstrzymać lot" - opisywał na początku stycznia "Super Express". - Miała lot 25 grudnia o siódmej rano, ale z imprezy wróciła dopiero o szóstej. Kierowca gnał na łeb na szyję z hotelu na lotnisko, ale i tak Gosiewska spóźniła się na odprawę. Chciała wstrzymać lot z Charkowa do Kijowa, ale obsługa nie chciała o tym słyszeć - opowiadał anonimowy informator "SE".
W rozmowie z Gazetą.pl relację rozmówcy dziennika potwierdziła osoba znająca szczegóły incydentu. - Oboje [Gosiewska i jej partyjny kolega Piotr Pyzik - przyp. red.] byli pijani, jakby przyjechali prosto z imprezy. Krzyczeli do obsługi: "My, Polacy, wam tutaj pomagamy, a wy nie chcecie nam lotu wstrzymać?!" Wyglądało to naprawdę niezręcznie, szczególnie że robiły to osoby - wydawałoby się - na poziomie - opowiadała w rozmowie z portalem.
W rozmowie z Gazetą.pl Gosiewska podkreślała wtedy, że "SE" przedstawił nieprawdziwą wersję wydarzeń. - Nie byłam na żadnej imprezie. Jedyne, co się zgadza, to to, że faktycznie spóźniłam się pięć minut na odprawę na lotnisku i w związku z tym leciałam dzień później, opłaciwszy dodatkowo zakupiony bilet - mówiła.
- Każdy, kto mnie zna, wie, że pod wpływem alkoholu mnie nikt nie widział. Nie nadużywam alkoholu, nie mam w zwyczaju tego robić. A już szczególnie będąc gdzieś na dalekim wyjeździe i wykonując swoje obowiązki - zapewniała posłanka PiS i podkreślała, że o żadnej awanturze nie mogło być mowy. Wcześniej na pytanie "SE", czy była pod wpływem alkoholu, Gosiewska odpowiedziała: - Każdy z nas jest człowiekiem. A w dodatku to był pierwszy dzień świąt. Miałam za sobą jedno piwo...
Teraz "SE" ujawnia kolejne szczegóły incydentu. Dziennikarz gazety zadzwonił do posłanki, podając się za pracownika biura ambasadora w Kijowie. Jak tłumaczył, do placówki dotarło oficjalne pismo o odznaczeniu Gosiewskiej Orderem Wolności. Przed przyznaniem tytułu strona ukraińska chciała jednak poznać szczegóły incydentu w Charkowie.
- Ja nie mogłam jednego argumentu użyć, który by tę sprawę bardzo wyjaśnił: przecież nocowałam w kurii biskupiej. I wyjeżdżałam od księdza biskupa. I tego argumentu nie używałam z wiadomych względów, żeby księdza biskupa w to wszystko, w ten cały brud nie mieszać - tłumaczyła posłanka.
Dziennikarz tabloidu dopytywał jednak o kwestię alkoholu. - Muszę odnotować, czy on był, czy go nie było. Jak mam napisać? - chciał wiedzieć. - Napisać, że nie było. No przecież nie powiem, że napiłam się wina z księdzem biskupem - przekonywała Gosiewska.
Próbujemy się skontaktować z posłanką, ale na razie nie odbiera telefonu.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!