Politolog o związkowej ofensywie: Duda dostał palec, żąda całej ręki. Nie chciałbym dziś być w roli Kopacz

Związkowcy chcą natychmiast rozmawiać z premier Ewą Kopacz o wszystkich swoich postulatach pracowniczych. I grożą strajkiem. - To rezultat porozumienia z górnikami. Słabość okazana w jednej sytuacji będzie powodowała, iż kolejne grupy związków zawodowych będą się podnosić - mówi politolog, dr Olgierd Annusewicz.

- Po dzisiejszym spotkaniu postanowiliśmy wspólnie, jako krajowe sztaby protestacyjne, zwrócić się do pani premier o natychmiastowe rozpoczęcie negocjacji w obszarach postulatów, które przedstawiliśmy na 200-tysięcznej demonstracji we wrześniu 2013 roku - powiedział szef "S" Piotr Duda na konferencji po spotkaniu liderów i delegacji trzech central związkowych: NSZZ "Solidarność", Forum ZZ i OPZZ.

Czy to oznacza, że po zawarciu porozumienia z górnikami Ewa Kopacz powinna nastawić się na coraz to nowe żądania innych związków? Czy jej polityka wobec górników była słuszna? O komentarz poprosiliśmy dr Olgierda Annusewicza, zastępcę dyrektora Ośrodka Analiz Politologicznych UW.

Piotr Osiński, Gazeta.pl: Związkowcy dostali palec, a teraz chcą całej ręki?

Dr Olgierd Annusewicz: Tak jest. Widzą, że rząd nie chce iść na ostre konflikty społeczne w przededniu wyborów, chociaż nie bano się tego w przypadku lekarzy. Z górnikami, widać, jest inaczej.

Abstrahując od przyczyn takiego, a nie innego postępowania, jak Pan ocenia rozwiązanie kwestii protestów na Śląsku?

- Cała sytuacja z górnikami została zrealizowana wybitnie po amatorsku. Być może dla Kopacz lepiej było doprowadzić do takiego rozstrzygnięcia sprawy, ale to słabo wyszło. Sama rozpętała konflikt, a potem się wycofała. Teraz może być tak - co widać po wystąpieniu Dudy - że słabość okazana w jednej sytuacji będzie powodowała, iż kolejne grupy związków zawodowych będą się podnosić i formułować swoje oczekiwania.

Duda zrobił rzecz ciekawą, bo zamiast czekać na poszczególne postulaty, sformułował je naraz za wszystkich. Co to da, zobaczymy, ale nie chciałbym być dziś w roli pani premier.

Dlaczego? Przecież, przynajmniej jeśli chodzi o górników, doszło do "historycznego porozumienia".

- Jakkolwiek Kopacz chciałaby to sprzedać, porozumienie z górnikami trudno jej będzie zaliczyć do sukcesów. Nie może być inaczej, jeśli startuje się z punktu: zamykamy cztery kopalnie i restrukturyzujemy górnictwo, a kończy na tym, że żadna kopalnia nie będzie zamknięta, a z tą restrukturyzacją to się zobaczy, jak będzie. Nawet jeśli merytorycznie porozumienie z górnikami ma sens, to wizerunkowo sprawa nie wygląda najlepiej.

To oznacza, że Kopacz już na starcie jest na przegranej pozycji w sporach ze związkowcami?

- Związkowcy zorientowali się, że z Kopacz rozmawia się inaczej niż z Tuskiem. Uważają, że jest słabsza, ale to się jeszcze okaże. Równie dobrze może być tak, że Kopacz powie: no to strajkujcie sobie i zobaczymy, kto na tym lepiej wyjdzie. Czy będą to związkowcy, którzy żądają miliona rzeczy naraz, podpalając kraj, czy ona, która się temu będzie próbowała sprzeciwiać? Jeśli tylko będzie twarda, to może się okazać, że wygra na takim sporze. Nie jest z góry przesądzone, że to Duda będzie zwycięzcą.

Najlepsze w tym wszystkim jest dla niego to, że on niczym nie ryzykuje. Jeśli nic nie wywalczy od rządu i tak jako lider związku wykonał swoje, bo przedstawił żądania. A jeśli się mu uda, to dopiero będzie numer! Jeśli problemy związane z rynkiem pracy nie zostaną załatwione przez rząd czy opozycję tylko przez Dudę, będzie to mocny punkt w jego politycznym dossier.

Duda chce się rozwijać politycznie? Może myśli o prezydenturze?

- Już od dawna mówiłem, że Duda buduje swoją pozycję polityczną. Na pewno nie ma na tyle silnego zaplecza, by startować w tegorocznych wyborach prezydenckich. Ale nie mam wątpliwości, że po tym jak odkleił "S" od PiS, nie został cichym współpracownikiem PO czy partii Kaczyńskiego, tylko kreuje siebie jako alternatywnego lidera opozycji.

Odklejenie "S" od PiS? Co Pan ma na myśli?

- Kiedy jesienią 2010 roku Duda został szefem "Solidarności", nawoływał do konstruktywnej współpracy z rządem Tuska. Jego rolą miało być oderwanie "S" od PiS - do swoistego doklejenia doprowadził Janusz Śniadek [przewodniczący "S" w latach 2002-2010, obecnie poseł PiS - red.]. Duda dość szybko postanowił prowadzić własną politykę, ale nie sądzę, by jego energiczne zrywy przyniosły jakiś skutek. On działa metodą sinusoidy - intensywnie, radykalnie, głośno, by potem dana sprawa przygasła i po jakimś czasie znowu ją rozniecić. To jest powtarzalne.

Co może chcieć dzięki temu osiągnąć?

- Idea wizerunkowa jest taka, że jeśli elektorat odwróci się od PiS i Kaczyńskiego, to jego naturalnym następcą będzie Piotr Duda. On próbuje powtórzyć manewr Mariana Krzaklewskiego. Chce zbudować na tyle silną pozycję, by posiadać polityczne wpływy. Przekaz jest jasny: Duda jest niezależny i samorządny.

Kluczowy jest okres, w którym to wszystko się dzieje. Będą wybory prezydenckie, a po wakacjach parlamentarne. Myślę, że z tego typu aktywnością będziemy mieli do czynienia co najmniej do wyborów parlamentarnych, bo żaden rząd nie lubi mieć niepokojów w okresie wyborczym. Zazwyczaj takie wydarzenia działają na korzyść opozycji.

Zobacz wideo

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: