"Antykoncepcja zmniejsza przyjemność kobiety z seksu", "lepsza pigułka niż aborcja". U Lisa spór o tabletkę "po"

Środki antykoncepcyjne zmniejszają przyjemność kobiety z aktu seksualnego - przekonywała w programie "Tomasz Lis na żywo" w TVP2 Marzena Wróbel. Jak dodała, tabletka "po" jest niezwykle groźna dla zdrowia. Dostępu do antykoncepcji awaryjnej broniła natomiast prof. Magdalena Środa.

7 stycznia Komisja Europejska poinformowała, że tabletka "dzień po" ellaOne będzie dostępna bez recepty w całej Unii Europejskiej. Tydzień później "zniesienie" recept na pigułkę w Polsce potwierdziło Ministerstwo Zdrowia. - To postęp? - chciał wiedzieć Tomasz Lis.

- Z całą pewnością to nie jest postęp; to jest antypostęp - przekonywała Marzena Wróbel. - To, że ta pigułka jest przyjmowana w Europie nie świadczy o tym, że UE jest bardzo postępowa i idzie z duchem czasu. To jest tabletka niezwykle groźna dla zdrowia i moralności, na co zwraca uwagę chociażby Episkopat Polski, który bardzo dokładnie opisuje jej działanie - mówiła.

- Jej działanie jest dwojakie: albo doprowadza do spowolnienia owulacji, albo, jeśli kobieta jest już po owulacji, może doprowadzić do sytuacji, w której zarodek nie będzie w stanie zagnieździć się w błonie śluzowej macicy i zostanie wydalony poza organizm. Episkopat nie pozostawia tutaj żadnych złudzeń: to działanie środka jest podobne do działania aborcji farmakologicznej. Poza tym mamy do czynienia z bombą hormonalną - tłumaczyła posłanka.

"Zażywanie tej pigułki jest uznawane przez episkopat za grzech"

Innego zdania była prof. Środa - To, że episkopat mówi coś w kwestiach wiary, grzechów, cnót, Boga czy liturgii jest absolutnie suwerenne. Natomiast w kwestii pigułek, zdrowia, lekarstw i kondycji kobiet - wszystkich kobiet, nie tylko tych katolickich - episkopat może wydawać swoją ocenę, ale ona nie ma charakteru konkluzywnego; w każdym razie w normalnym kraju nie powinna mieć. Podobnie jak świadkowie Jehowy mówią, że transfuzja jest czymś złym z punktu widzenia praw boskich trudno, żeby lekarze jej odmawiali tylko dlatego, że akurat większość należy do Jehowy - argumentowała.

- Ale zażywanie tej pigułki jest uznawane za grzech przez episkopat - przypomniała Wróbel. - Oczywiście. Dlatego żadna katoliczka, która wierzy we władze episkopatu, nie powinna nigdy brać tej pigułki. Ale pragnę zwrócić pani uwagę na kobiecą perspektywę: otóż aborcja jest zakazana i jest zła. Możemy się tutaj pogodzić - mówiła Środa.

Profesor poprosiła posłankę, żeby ta wczuła się jednak w sytuację kobiety, która ma już kilkoro dzieci, ma nieodpowiedzialnego męża alkoholika, a podczas stosunku pękła prezerwatywa. - Ona nie ma możliwości dokonania legalnej aborcji, nie ma dostępu do tabletek wczesnoporonnych, refundowanej antykoncepcji, ani - jeszcze w szkole - edukacji seksualnej. Co ma zrobić w takiej sytuacji? - pytała.

"Środki antykoncepcyjne zmieniają świadomość ludzi"

- Przede wszystkim ta kobieta powinna się zastanowić, z kim tak naprawdę żyje. Być może w takiej sytuacji powinno dojść do separacji i nawet Kościół zrozumie tego typu sytuację. Kobieta nie może pozwolić na to, żeby była krzywdzona. Ale ta pigułka i generalnie środki antykoncepcyjne zmieniają świadomość ludzi i sprawiają, że oni przyjmują hedonistyczną wizję świata - przekonywała w odpowiedzi Wróbel.

Jej zdaniem działanie antykoncepcji zmienia stan świadomości, a "życie seksualne człowieka nie powinno być wartością samą w sobie". - Zażywanie przyjemności płynącej z aktu seksualnego nie powinno być bezpośrednim celem człowieka. Temu aktowi powinny towarzyszyć i miłość, i odpowiedzialność za to, co się z tym wiąże. Jeśli facet jest nieodpowiedzialny, to niech ta kobieta się zastanowi, czy nie podać go do sądu i nie wyciągnąć od niego alimentów - mówiła posłanka.

"Antykoncepcja zmniejsza przyjemność kobiety z aktu seksualnego"

Prowadzący chciał też wiedzieć, co w sytuacji, gdy młodzi ludzie będą nadużywali pigułki "po" i traktowali ją jako antykoncepcję doraźną, a nie awaryjną. - Kiedy ma się taką lekceważącą świadomość, o której pan mówi, lepiej mieć taką pastylkę, niż pójść na zabieg aborcji. Natomiast jeśli chodzi o postawy młodych osób, które mogą tych tabletek nadużywać i mieć niefrasobliwy stosunek do aktów seksualnych... To nie jest wina pigułki, tylko braku edukacji seksualnej. Młody człowiek z jednej strony ma lekcje katechezy, na których dowiaduje się, że nie ma innego takiego zła jak aborcja, a z drugiej strony ma pełny dostęp do pornografii. On jest zawieszony między kompletną ignorancją a kompletnym przyzwoleniem - przekonywała Środa.

Jak dodała, jej zdaniem pigułki "po" mogłyby być sprzedawane bez recepty, gdyby nie fakt, że w Polsce jest problem z dostępem do lekarza. Nie każdy specjalista wyraża też zgodę na przepisanie recepty, a wizyta prywatna to dodatkowe koszty, na które nie każdego stać. W odpowiedzi Wróbel przekonywała, że według środowisk lewicowych taka pigułka powinna być łączona właśnie z antykoncepcją. - To absurdalne - oponowała Środa.

- Związki między kobietą a mężczyzną powinny być związkami trwałymi. I takich związków nie opiera się na braku zaufania i hedonistycznej wizji świata, przejawiającej się poprzez używanie własnej seksualności. Przy takim podejściu do seksualności najbardziej traci kobieta, bo ona jest traktowana przedmiotowo. Te środki antykoncepcyjne tak naprawdę zmniejszają przyjemność kobiety z aktu seksualnego. To potwierdza moją tezę - broniła się posłanka. Jak dodała, w Polsce istnieje edukacja seksualna pod postacią wychowania do życia w rodzinie, które promuje model wstrzemięźliwości.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: