12 stycznia armeńska policja znalazła ciała sześciu osób z ranami postrzałowymi w domu na przedmieściach miasta Giumri. Zginęło małżeństwo, dwoje ich dzieci (w tym dwuletnia dziewczynka) i dziadkowie. Masakrę przeżył jedynie półroczny Sierioża Awetisian - stan chłopca, postrzelonego i kilkukrotnie ranionego bagnetem, był ciężki, ale stabilny.
Dziś dyrektor szpitala dziecięcego w Moskwie przekazał, że Sierioży nie udało się uratować. Lekarze przez tydzień walczyli o życie chłopca, ale rano doszło do zatrzymania akcji serca - podaje news.am.
Do dokonania morderstw przyznał się 19-letni rosyjski żołnierz Walerij Piermiakow, służący w bazie wojskowej oddalonej o dwa kilometry od domu Awetisianów. Mężczyzna był podejrzany o morderstwo od początku - w domu ofiar zostawił buty wojskowe, podpisane swoim nazwiskiem.
Piermiakow twierdził, że chciał się przejść w nocy po mieście i wszedł do domu Awetisianów przypadkowo, nie wiedząc, czy w środku są ludzie. Podobno chciał napić się wody, ale został zauważony przez mieszkańców. Miał zabić ich ze strachu, by nie donieśli jego dowódcy o tym, że opuścił bazę.
Szeregowiec niemal natychmiast został zatrzymany na armeńsko-tureckiej granicy. Według armeńskich mediów przebywa obecnie na terenie jednostki wojskowej na przedmieściach Giumri.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!