Janusz Piechociński w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet przyznał, że pewna część odpowiedzialności za obecną sytuację w górnictwie należy do niego.
- Czuję się współodpowiedzialny za to, że nie udało mi się przez także te dwa ostatnie lata przekonać reprezentantów związków zawodowych - bardzo licznych, często ze sobą skłóconych - do tego, że trzeba zrezygnować z rozwiązań tworzących otoczenie polskiego węgla, bo nie nadążamy za czasem - stwierdził. - Mówię tutaj o starych układach zbiorowych, mówię o oczekiwaniu, że można zmienić wszystko, a przede wszystkim ma zmienić się państwo, które ma dosypywać pieniędzy, a samo górnictwo nie - zaznaczył.
Na pytanie o to, kto nominował szefa Kompanii Węglowej, odparł, że został on wyłoniony w otwartym konkursie - Czyli pan nominował? Więc pan bierze odpowiedzialność za to? - dopytywała Olejnik. - Oczywiście, ja tej odpowiedzialności nie ukrywam - odparł Piechociński. - Miejmy jednak też świadomość, że w Katowickim Holdingu Węglowym wciąż mamy układ z lat, uwaga, 1990-91.
Zapytany o to, dlaczego podczas siedmiu lat rządów Platformy Obywatelskiej ustawa o górnictwie nie została uchwalona i dopiero teraz jest ona "przepychana nocą", odparł, że jest to zbyt duże uproszczenie.
- Od dwóch lat odbyło się co najmniej kilkadziesiąt spotkań z reprezentacją załogi, także z samorządowcami tamtego terenu. To nie jest tak, że ten problem nagle się pojawia - podkreślił. - Do tego ostatni kwartał to jest załamanie się cen wszystkich surowców - stwierdził, tłumacząc, że kilka lat temu eksport węgla był bardzo opłacalny, podczas gdy dziś sytuacja jest inna.
Na pytanie o to, dlaczego do likwidacji przeznaczono akurat te cztery kopalnie, Piechociński odparł, że to one stanowią najsłabszy punkt państwowego górnictwa węglowego, ponieważ właśnie te kopalnie wygenerowały w ciągu 2013 i 2014 roku 190 mln zł straty.
- Na przełomie 2013 i 2014 roku Ministerstwo Gospodarki zleciło niezależny audyt, w którym bardzo wyraźnie wskazaliśmy, gdzie są te słabości, ale trafiliśmy na totalny opór strony społecznej, która nie godziła się na jakiekolwiek zmiany - powiedział, na co Olejnik przypomniała, że w pierwszej połowie 2014 roku premier Donald Tusk obiecywał, że kopalnie nie będą likwidowane.
Piechociński przyznał też, że już wtedy wiedział, że Donald Tusk składa związkom obietnice bez pokrycia. - Czuję, że zabrakło mi determinacji, żeby wyjść z rozmów w Katowicach i powiedzieć ówczesnemu premierowi, że to jest błąd, że deklaruje wobec związków zawodowych coś, co jest nie do zrealizowania - przyznał wicepremier.
- To dlaczego pan tego nie powiedział? - dopytała Olejnik. - Dlatego, że to jest premier, a ja jestem wicepremierem - stwierdził lider PSL.
Minister gospodarki na stwierdzenie, że górnicy żądają, żeby pozwolić im wydobywać więcej, a wtedy nie będą ponosić strat, odpowiedział, że węgiel musi się sprzedawać.
- Celem samym w sobie nie jest wybudowanie przy kopalni wielkiej góry węgla, do której dołożymy 66 zł za tonę, patrz: wyniki dla Kompanii Węglowej z listopada. Ten węgiel musi się sprzedawać, ten węgiel musi być spylany w energetyce, ten węgiel nie może być za drogi, bo inaczej po prostu nie będzie sprzedany - powtórzył. - Zwracam uwagę, że mamy ponad 15 mln ton na zwałach przykopalnianych i w energetyce - podkreślił Piechociński, na co Olejnik ponownie stwierdziła, że sytuacja ta wynika z nieudolności szefów Kompanii Węglowej.
Następnie Piechociński podkreślił, że w 2014 roku "polskie górnictwo utraciło płynność do prowadzenia procesów gospodarczych". Według niego stało się tak przez sytuację ekonomiczną.
Minister gospodarki zapowiedział też, że pojedzie na Śląsk rozmawiać z górnikami. Ma się to odbyć z pomocą profesjonalnych mediatorów. Olejnik zapytała, dlaczego potrzebuje on profesjonalnej pomocy, podczas gdy premier Ewa Kopacz rozmawiała z górnikami sama. - Czasami jest tak, że strony, które przystępują do rozmów, są nadmiernie rozemocjonowane albo mamy problemy - my, będący na zewnątrz - odnośnie tego, czy sprawozdania i przebieg tych rozmów jest właściwie komunikowany - stwierdził.
Co powie szefowi "Solidarności" Piotrowi Dudzie, który mówi, że zna adresy posłów pracujących nad ustawą? - Powiem, że ja też znam adres związków zawodowych, które sparaliżowały zmiany na lepsze w polskim górnictwie i warto, żeby ci związkowcy, także pan Duda, pojechali np. do Bogdanki i zapytali się, dlaczego tam nie ma strajku, dlaczego Bogdanka zwiększa nie tylko wydobycie, ale i sprzedaż, i dlaczego ma lepszą kondycję finansową - mimo że ma to samo otoczenie - odparł.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!