Ryszard Kalisz tłumaczył, że prezydent to "uosobienie majestatu Rzeczpospolitej", dlatego ogłaszając kandydaturę Magdaleny Ogórek, "zadrwiono ze wszystkich polskich wyborców. - Kandydat na prezydenta powinien być szanowany, mieć doświadczenie państwowe - dodał.
Informacje o proteście miały spływać od wielu środowisk lewicowych, m.in. Unii Pracy, która wchodziła w skład komitetu "SLD Lewica Razem".
Unia Pracy zerwała koalicję z SLD m.in. ze względu na sposób zaprezentowania w piątek kandydatki Sojuszu na prezydenta - Magdaleny Ogórek. - Dowiedziałem się o tej kandydatce w czwartek rano w rozmowie z Leszkiem Millerem, ale poproszono mnie, by utrzymać to w tajemnicy, przynajmniej na jakiś czas. Była mowa o tym, że być może zaprosimy ją w niedzielę na Radę Krajową, porozmawiamy, tymczasem w piątek rano, jeszcze przed zarządem SLD, informacja o jej starcie pojawiła się w mediach. To jest niepoważne" - powiedział szef UP Waldemar Witkowski.
Jak ocenił, piątkowa prezentacja kandydatki Sojuszu była "nieszczęśliwa", również ze względu na to, że w tym dniu zmarł b. premier Józef Oleksy.
A co w razie ewentualnej porażki SLD w wyborach parlamentarnych? Zdaniem Kalisza partia pozaparlamentarna - szczególnie kiedy składa się z kierownictwa średniego i najwyższego szczebla, ludzi, którzy ciągle potrzebują potwierdzenia władzy - ulegnie degradacji.
- Oni dzięki polityce żyją od lat. Taka partia nie będzie miała rad nadzorczych, nie będzie mogła zająć żadnych funkcji w samorządzie, bo po porażce parlamentarnej idzie porażka samorządowa. Ludzie odchodzą, innym się już mniej chce - wyjaśniał polityk, ale jednocześnie zaznaczył: - Ja bym nie chciał tego scenariusza mimo wszystkich razów.
Kalisz zakłada jednak, że SLD utrzyma swój elektorat, bo polskie społeczeństwo przyzwyczaja się do postaci i nazw. - Ponadto uważam, że poza SLD nie ma partii, która miałaby jeszcze porównywalne struktury i możliwości funkcjonowania. Jeśli SLD pójdzie w nicość, to może nie być już lewicy w parlamencie. Ale wtedy powstanie nowa lewica z nowych ludzi i nowych idei - stwierdził.
Budowa nowej lewicy wymaga jednak czasu i finansów, a do tego czasu "Platforma, w formie opozycji lub władzy, byłaby nominalną lewicą". - Ale przez to, że jest partią liberalną-konserwatywną, to wszystkie wartości lewicowe - np. związki partnerskie, które PO odrzuciła, mimo że Ewa Kopacz głosowała "za" - wszystkie te bardziej otwarte koncepcje społeczne i polityczne nie miałyby możliwości realizacji - uważa Kalisz.
- Polska i tak jest najbardziej konserwatywnym krajem Unii Europejskiej w tej chwili - dodał.
- Pozbycie się Napieralskiego z uzasadnieniem, że krytykował i chciał poprawy działalności SLD, uważał, że pewne elementy są złe? To jest najgorsze z możliwych - mówił o zawieszeniu w prawach członka partii Grzegorza Napieralskiego, przewodniczącego klubu poselskiego SLD i kandydata lewicy w wyborach prezydenckich w 2010 roku.
Jednocześnie przypomniał, że nie był zwolennikiem Napieralskiego. - On szczególnie w latach 2009-2011 bardzo opierał się na aparacie partyjnym, był przekonany, że to jest jego środowisko. Natomiast gdy pozbawiono go funkcji, zaczął dość szybko dojrzewać, poznawać realne procesy wewnątrz partii i przekonał się, że wewnątrz tej partii nie ma żadnej idei poza ideą trwania. Chciał to zmieniać, chciał dyskutować - mówił Kalisz i stwierdził, że "z Napieralskiego będzie jeszcze dobry polityk".
Apelował też: "Namawiam Cię, Grzegorzu, żebyś nie płakał tak w mediach, trzeba iść z twardą pięścią".