Zamachy na redakcję "Charlie Hebdo" jak 11 września? "Przesada"

- Głupota i złośliwość były doprowadzone do absurdu, ocierały się o prymitywizm. Gazeta weszła za bardzo w rutynę obrażania religii - mówił o "linii" "Charlie Hebdo" Jerzy Szygiel, były współpracownik pisma. Zamach na redakcję porównywany jest do ataku z 11 września. - Przesada - ocenił w Poranku Radia TOK FM Aleksander Smolar.

"To jest dla Francji 11 września" - pisze w "Gazecie Wyborczej" o ataku w redakcji "Charlie Hebdo" Bernard Guetta, były korespondent "Le Monde" w Polsce, obecnie komentator radia France Inter.

- Myślę, że przesadził - stwierdził jednak w Poranku Radia TOK FM Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego. Przyznał natomiast, że atak terrorystyczny musi być we Francji szokiem. - To bardzo znane osoby. Rola satyry we Francji jest bez porównania większa niż w Polsce. Takiego pisma u nas nie ma i trudno je sobie wyobrazić - zaznaczył.

Smolar przypomniał, że Francuzi pamiętają zamachy różnych grup terrorystycznych jeszcze z lat 80. i 90. - Francja oczekiwała na zamachy od dłuższego czasu z racji zaangażowania w walkę z al-Kaidą, z Państwem Islamskim - zauważył. Według publicysty zamach będzie miał "negatywne psychologiczne efekty". - Wzmocnienie skrajnej prawicy oraz uczuć antyislamskich, choć zwykli wyznawcy islamu nic do tego nie mają. Nawet islamiści też w większości nie mają nic wspólnego z terroryzmem. Terroryzm to wąska grupa apokaliptycznego nihilizmu - podkreślił.

Muzułmanie słyszą: won z mojego kraju! Ale dokąd mają jechać?

- Sytuacja Francji jest ponura. To sygnał nadchodzących problemów - mówił w Poranku Radia TOK FM Adam Szostkiewicz z "Polityki". - W USA nie ma przyzwolenia na rasistowskie uwagi w prywatnej rozmowie - zauważył Piotr Kraśko, szef "Wiadomości" TVP. - Można mówić o problemie gett, czarnoskórych, że trzeba coś z tym zrobić, socjologicznie. We Francji jest inaczej. Tam ludzie nie wiedzą co z tym zrobić i mówią: won z mojego kraju. Ale pytanie: do kogo oni mówią? Bo wszystko wskazuje na to, że zamachowcy urodzili się we Francji. Oni są Francuzami. I gdzie mają jechać? Francuzi mają dramatycznie nierozwiązywalny problem - przestrzegał publicysta.

Kraśko zaznaczył, że porównanie do 11 września jest niezbyt trafione. - Tamten zamach nie zdarzył się po latach trwania gigantycznego problemu społecznego - wskazywał. I mówił o niebezpieczeństwie eskalacji przemocy. - 7 stycznia może być usprawiedliwieniem dla wszelkiego rodzaju przemocy, która się wydarzy. Jeśli jutro ktoś podpali meczet, część Francuzów powie: sorry, ale oko za oko. Nie możemy dać się wyrzynać - mówił.

Według Szostkiewicza Francja musi unikać dwóch skrajności: ksenofobicznej islamofobii i tworzenia atmosfery, w której rozmowa o problemach z imigrantami jest politycznie niepoprawna. - To nie jest kwestia imigrantów, islamu, ale kwestia fanatyzmu - przekonywał Paweł Wroński z "Gazety Wyborczej". - On może być różny: islamski, katolicki, lewicowy. Każdy z tych fanatyzmów uderza w jakąś wartość.

W Polsce to ma wymiar podpalenia tęczy, we Francji jest bardzo zaostrzone - stwierdził.

"Gazeta weszła w rutynę obrażania religii"

Wcześniej w Radiu TOK FM gościł Jerzy Szygiel, dawny współpracownik "Charlie Hebdo". Prowadzący "Pierwsze Śniadanie w TOK-u" Marcin Kowalski pytał: a może gazeta jednak przesadziła? - To zależy od sposobu traktowania satyry. Ten charakter pisma narodził się w latach 60. "Hara-Kiri", przodek tego pisma, miał podtytuł "pismo głupie i złośliwe". Ta linia była trzymana do końca, ale nie zawsze z pomysłami. Głupota i złośliwość były doprowadzone do takiego absurdu, że były czasem śmieszne, wręcz inteligentne. Ale i zawadzały o prymitywizm - mówił Szygiel. Przypomniał, że gazeta miała charakter przede wszystkim antykatolicki, kpiąc ze wszystkich wyznań i postaw w równym stopniu.

Dziennikarz zwrócił uwagę na problemy "Charlie Hebdo". I to niezwiązane z groźbami ataków, których, jak mówił, ostatnimi czasy było mniej. Redakcja była zresztą pod stałą obserwacją policji, a Sephane Charbonnier, zabity w ataku dyrektor wydawniczy pisma, miał przyznaną ochronę. Kłopoty miały czysto biznesowy charakter, Szygiel wskazywał na "znudzenie czytelników". Miesiąc temu redakcja miała ich prosić o wpłaty na konto. - Gazeta weszła za bardzo w rutynę obrażania religii. Nie mogła zaskakiwać, bo ile można kpić z tego samego? - wskazywał dziennikarz.

Więcej o: