Pakiet onkologiczny , czyli szybka ścieżka diagnostyki i leczenia pacjentów z nowotworami zdaniem dr. Radosława Suchnera jest źle przygotowany. W rozmowie z portalem Gazeta.pl. internista tłumaczy, dlaczego stanowi ona duże zagrożenie m.in. dla zdrowia dzieci.
- Dr Radosław Suchner: Pakiet jest bardzo źle przygotowany. Główne rozporządzenia pakietu pojawiły się w grudniu. To bardzo późno. Nie przeprowadzono żadnego pilotażu, czyli nie sprawdzono, czy ten pomysł zadziała. Poza tym jest wiele pułapek w pakiecie onkologicznym, np. lekarz, który będzie miał prawo wystawiać zielone karty onkologiczne (narzędzie, które ma usprawnić dalsze leczenie pacjenta i określić termin na wykonanie diagnostyki onkologicznej - przyp. red.). Będzie jednak ich mógł wydać 30. Po tej liczbie następuje ich weryfikacja i lekarz nie może wystawić kolejnych. A co będzie, jeśli następnego dnia przyjdzie do mnie pacjent, który ma ewidentnie nowotwór, a ja nie będę mógł wystawić mu zielonej karty? Jak mam go wdrożyć w szybką ścieżkę? Nie mam takiej możliwości. Nikt tak naprawdę nie wie, jak to będzie działać. Ani koordynatorzy, ani lekarze.
- Była próba przeprowadzenia szkoleń. Na przełomie listopada i grudnia NFZ zapraszał na sześciogodzinne szkolenie. Sześć godzin szkolenia ze wszystkich typów nowotworów u człowieka. To ja przez godziny mógłbym wymieniać same typy. W tym szkoleniu miano lekarzy rodzinnych przeszkolić w zakresie rozpoznawania i diagnostyki, czego do tej pory nie robili. Diagnostyka onkologiczna została bardzo posunięta w ostatnich czasach. Naprawdę trzeba się na tym znać. Do tej pory lekarze w zależności od zaawansowania choroby kierowali pacjenta albo do szpitala, albo do lekarza onkologa. Oprócz diagnostyki w ciągu tych sześciu godzin miało być omówione także leczenie nowotworów, a to powinno być szyte na miarę. Czyli w zależności od wyników badań, również tych genetycznych, dobiera się odpowiednie leczenie. Ja muszę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością - ja na tym się nie znam.
Nie ma teraz czegoś takiego jak skierowanie pacjenta do onkologa. Lekarz rodzinny ma obowiązek przeprowadzić teraz wszystkie możliwe badania, które uprawdopodobnią chorobę. Badania krwi, badania obrazowe, rentgen, rezonans, tomografię, ale również gastroskopię czy inną endoskopię. Następnie wysyła pacjenta do szpitala, gdzie będzie tzw. grupa koordynująca, która w ciągu dwóch tygodni musi przeprowadzić dalszą diagnostykę i ma zaplanować leczenie. Po tym pacjent ma wrócić do POZ, gdzie będzie leczony. Ja nadal nie wiem, jak to będzie funkcjonowało. Taka jest idea. Ja mam tylko nadzieję, że w przypadku leczenia dzieci niewiele się zmieni.
- U dzieci nowotworów jest dużo mniej, ale ich dynamika jest bardzo duża. W przypadku dzieci mamy dni, tygodnie, a nie miesiące, tak jak u dorosłych. Do tej pory, jeśli trafiło do mojego gabinetu dziecko i miałem jakiekolwiek przypuszczenie nowotworu u niego, natychmiast kierowałem je do szpitala. Tam w ciągu dwóch-trzech dni dziecko miało robioną pełną diagnostykę. Po tym trafiało na oddział onkologiczny, gdzie było leczone. Ścieżka była bardzo krótka i prosta. Dlatego mam nadzieję, że u dzieci te zielone karty nie sprawdzą się. Jeśli rozpoznanie i wdrożenie leczenia u najmłodszych pacjentów miałoby trwać osiem tygodni, to będzie za późno.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!